Panowała głęboka cisza i wszyscy z wyjątkiem tego męża pokornie pochylili głowy.
Ten chory o surowym wejrzeniu był to groźny Henryk VIII. Rzekł on – a rysy jego złagodniały podczas mówienia:
– Co to się stało, lordzie Edwardzie, książę mój? Dlaczego to chcesz mnie, dobrego króla, twego ojca, który cię tak kocha i pieści, nastraszyć niewczesnym żartem?
Biedny Tomek skupił uwagę, o ile mu na to pozwalało oszołomienie, gdyż chciał zrozumieć tę przemowę; ale gdy do uszu jego doszły słowa „mnie, dobrego króla”, pobladł i z taką szybkością padł na kolana, jakby go trafiła kula. Wznosząc ręce, zawołał:
– Tyś król? W takim razie jestem zgubiony!
Słowa te oszołomiły króla. Bezradnie przenosił oczy z jednej twarzy na drugą, aż zatrzymał je na klęczącym chłopcu. Potem odparł tonem bolesnego rozczarowania:
– Niestety, uważałem to za przesadną pogłoskę; ale obawiam się, że tak nie jest.
Westchnął ciężko i ciągnął łagodnym głosem:
– Chodź tu do ojca, moje dziecię, jesteś niezdrów.
Podniesiono Tomka z kolan; pokornie i z drżeniem zbliżył się do najjaśniejszego pana Anglii. Król ujął w dłonie lękliwie spoglądającą twarzyczkę, patrzał w nią przez chwilę poważnie i z miłością, jakby szukał upragnionych oznak powracającej świadomości, potem przytulił kędzierzawą główkę do piersi i pogłaskał ją czule.
– Czyż nie poznajesz ojca, moje dziecię? – rzekł. – Nie łam mego starego serca; nie mów, że mnie nie znasz. Znasz mnie przecież, prawda, znasz mnie?
– Tak; jesteś moim dostojnym panem i królem, którego oby Bóg zachował!
– Dobrze, dobrze – to prawda – uspokój się, nie drżyj; nie ma tu nikogo, kto by ci chciał wyrządzić krzywdę; wszyscy cię kochają. Już ci lepiej teraz; zły sen przemija – prawda? I wiesz już teraz także, kim jesteś, prawda? Nie będziesz sobie nadawał jakichś zmyślonych imion, jak to podobno przed chwilą uczyniłeś?
– Błagam cię, okaż mi łaskę i uwierz, że mówiłem czystą prawdę, dostojny panie; jestem najniższym z twoich poddanych, żebrakiem, który przez straszny przypadek dostał się tutaj, chociaż nie było w tym mojej winy.
Jestem jeszcze za młody, aby umierać, a ty możesz mnie uratować jednym słowem. O, powiedz je, panie!
– Umierać? Nie mów o tym, mój kochany książę – uspokój, uspokój swe strwożone serce – nie umrzesz!
Z okrzykiem radości padł Tomek na kolana, wołając:
– Niechaj Bóg nagrodzi twoją łaskawość, królu mój, niechaj cię zachowa długo przy życiu i błogosławi twój kraj!
Potem zerwał się, zwrócił uradowaną twarz do dwóch dostojników i powiedział:
– Słyszeliście! Ja nie umrę; król tak powiedział.
Wszyscy milczeli, obecni skłonili się tylko ze czcią; ale nikt nie rzekł ani słowa. Tomek wahał się przez chwilę zmieszany, potem zwrócił się lękliwie do króla i zapytał:
– Czy mogę teraz odejść?
– Odejść? Oczywiście, jeżeli sobie tego życzysz. Ale dlaczego nie chcesz pozostać przy mnie dłużej? Dokąd chcesz pójść?
Tomek spuścił oczy ku ziemi i odparł z pokorą:
– Widocznie źle zrozumiałem; sądziłem, że zostałem zwolniony, chciałem więc powrócić na poddasze, gdzie się urodziłem i wychowałem w nędzy, gdzie mieszka moja matka i siostry, gdzie jest mój dom; gdyż ten przepych i bogactwo tutaj, do których nie przywykłem… O, błagam cię, panie, pozwól mi odejść!
Król milczał, spoglądając przed siebie z powagą, a twarz jego stawała się coraz posępniejsza i coraz bardziej zatroskana. Wreszcie rzekł tonem nieco ufniejszym:
– Może duch jego pomieszany jest tylko na tym jednym punkcie, a poza tym umysł jego jest zdrowy. Daj Boże, aby tak było! Poddajmy go próbie.
Potem skierował do Tomka pytanie po łacinie. Chłopiec odpowiedział, choć błędnie, w tym samym języku. Król okazał wielką radość. Także dworzanie i lekarze dali wyraz swemu zadowoleniu.
Król rzekł:
– Nie odpowiadało to wprawdzie jego zdolnościom i wykształceniu, dowodzi jednak, że umysł jego, aczkolwiek zmącony, nie jest jednak zupełnie pomieszany. Co wy o tym sądzicie, panie?
Zagadnięty lekarz skłonił się głęboko i rzekł:
– Takie jest i moje zdanie, wasza królewska mość.
Król rad był, że sąd jego potwierdził specjalista; ciągnął nieco weselej:
– Teraz uważajcie wszyscy: będziemy go dalej badali.
Zadał Tomkowi pytanie po francusku. Chłopiec stał przez chwilę w milczeniu, gdyż czuł się zmieszany, widząc tyle oczu skierowanych na siebie; potem rzekł lękliwie:
– Nie posiadam znajomości tego języka, najjaśniejszy panie.
Król opadł z powrotem na poduszki. Dworzanie podbiegli, aby go wesprzeć, ale on odprawił ich ruchem ręki i rzekł:
– Zostawcie mnie w spokoju – to tylko napad słabości. Podnieście mnie do góry! Tak, dosyć. Chodź tu, dziecię: oprzyj swą biedną, umęczoną główkę o pierś ojca i uspokój się. Niedługo odzyskasz znowu zdrowie; to tylko przemijające zaburzenie. Nie lękaj się niczego; wkrótce będziesz znowu zdrów.
Potem zwrócił się do reszty obecnych; uprzejmość jego znikła, a z oczu jego padały błyskawice:
– Baczcie wszyscy na moje słowa! Ten oto syn mój jest obłąkany, ale jest to stan przejściowy. Winien jest temu nadmierny wysiłek w nauce, a także, że za wiele przebywał w pokoju. Precz z książkami i nauczycielami! Pamiętajcie o tym. Niechaj się zabawia ćwiczeniami cielesnymi, niech spędza czas na powietrzu, wówczas zdrowie jego powróci rychło.
Uniósł się jeszcze wyżej i ciągnął dobitnie:
– Jest obłąkany, ale jest moim synem i następcą tronu Anglii, a obłąkany czy zdrowy – będzie panował. Słuchajcie dalej i oznajmijcie to wszystkim: kto będzie mówił o jego chorobie, dopuści się przestępstwa wobec spokoju i wobec praw państwa i zasłuży na szubienicę!… Dajcie mi pić – trawi mnie pragnienie; ta troska odbiera mi siły… Zabierzcie kielich… Podnieście mnie wyżej. Tak, już dobrze. On ma być obłąkany? A choćby nim nawet był, jest księciem Walii, a ja, król, potwierdzam to. Jeszcze dzisiejszego poranka ma być wedle starego zwyczaju uroczyście wyniesiony do tej godności. Ten rozkaz wykonasz niezwłocznie, lordzie Hertford.
Jeden z dostojników uklęknął obok łoża królewskiego i rzekł:
– Wasza królewska mość wie, że dziedziczny wielki marszałek Anglii znajduje się w Tower jako więzień stanu. Nie uchodzi, aby oskarżony…
– Dość! Nie obrażaj moich uszu tym znienawidzonym imieniem. Czyż ten człowiek ma wiecznie żyć? Czy ma mi przeszkadzać w wykonaniu mojej woli? Czyż koronacja księcia ma ulec zwłoce dlatego, że państwo nie ma marszałka, który by mu mógł nadać tę godność, gdyż wielki marszałek jest zdrajcą? Nie, do tego nie dojdzie, na Boga! Niechaj się parlament mój dowie, że chcę – zanim jeszcze zaszarzeje następny ranek – mieć wyrok śmierci na Norfolka 12 12 Rozkaz stracenia księcia Norfolka. Śmierć króla zbliżała się szybko; obawiając się, że Norfolk może mu się wymknąć, skierował do Izby Gmin żądanie przyśpieszenia werdyktu, pod pozorem, że Norfolk piastuje godność wielkiego marszałka, trzeba więc zamianować na jego miejsce kogoś innego, kto wziąłby udział w mającej nastąpić ceremonii mianowania syna jego księciem Walii. [Hume, History of England ( Historia Anglii ), tom III, str. 307]. [przypis autorski]
… albo odpokutują to ciężko!
Lord Hertford odparł:
– Wola króla jest prawem.
Potem wstał i powrócił na swoje miejsce.
Читать дальше