Jessica Hart - Serce nie sługa

Здесь есть возможность читать онлайн «Jessica Hart - Serce nie sługa» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современные любовные романы, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Serce nie sługa: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Serce nie sługa»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Phillida była zrozpaczona, kiedy odkryła, że zakochała się w swoim szefie, Jake'u. Jak to się mogło stać? W jaki sposób wplątała się w sieć uczuć i pożądania? Z przerażeniem zastanawiała się, czy zdoła wyjechać z Australii, wrócić do Anglii i żyć bez Jake'a. A przecież on jej nie znosił. Zawsze podkreślał, że nie cierpi zarozumiałych Angielek. Jak uda jej się teraz przetrwać każdy kolejny dzień u jego boku, mając świadomość, że go kocha, a nie może mu tego wyznać?

Serce nie sługa — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Serce nie sługa», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Wyprostowała się. Postanowiła dotrzeć do Port Lincoln jeszcze dziś. Za wszelką cenę, byle tylko dowieść nieznajomemu swoich racji. Fakt, że on się o tym nie dowie, jakoś wypadł z jej świadomości. Liczyło się tylko wyzwanie.

Uśmiechnęła się wdzięcznie do młodzieńca za kontuarem. Pomimo zmęczenia mała twarzyczka z zadartym noskiem I wielkimi, piwnymi oczyma wyglądała prześlicznie w chmurze krótko przyciętych, kasztanowatych włosów.

– Czy istnieje jakaś możliwość, żebym dotarła do Port Lincoln jeszcze dzisiaj? – spytała ze łzami w oczach.

Niewielu mężczyzn potrafiło oprzeć się spojrzeniu wielkich, piwnych oczu.

– Naprawdę mi przykro… – zaczął. – Chociaż… – Popatrzył gdzieś ponad jej ramieniem. – Może się pani jednak poszczęści! – rozpromienił się. – Jest tu Jake Tregowan. Ma własny samolot i chyba wybiera się do Port Lincoln. Z pewnością panią weźmie, jeśli go pani poprosi. Jake! – Pomachał ręką. – Pozwól tu na chwilę.

Phyllida nie musiała się odwracać, by zgadnąć, kto jest Jakiem Tregowanem.

Oczywiście. To był on. Zbliżył się umyślnie niespiesznym krokiem z błyskiem ironii w oku.

Serce jej zamarło. Czemu musiał to być właśnie on, jedyny człowiek, którego o nic by nie poprosiła? Z rozpaczą przypomniała sobie, jak drwiąco pomagał jej w zmaganiach z walizką, podkreślając, że bez męskiej pomocy nigdzie nie zdoła dotrzeć.

Jake przywitał się wylewnie z młodym człowiekiem. Widocznie mnóstwo czasu spędzał na lotnisku, bo ze wszystkimi był na ty. Chociaż stał o kilka kroków od niej, wyczuwała siłę w jego ciele.

Zadrżała, gdy spojrzał na nią, pytająco unosząc brew.

– Samolot tej damy z Londynu miał opóźnienie i nie zdążyła na przesiadkę – wyjaśnił młodzieniec. – Bardzo pragnie dotrzeć jeszcze dzisiaj do Port Lincoln. Czy wracasz tam teraz?

– Tak – odparł Jake, rozmyślnie nie proponując, że ją zabierze.

Phyllida zagryzła wargi. Nie mogła mieć o to pretensji, zwłaszcza po tym, co wygadywała. Ogarnęło ją zmęczenie. Wcale się nie rwała, by schować dumę do kieszeni i prosić go o przysługę. Nie chciała mieć z nim nic wspólnego. Tak naprawdę, to najchętniej usiadłaby i rozpłakała się. Nie mogła tego zrobić, bo przyglądał się jej z kpiącym wyrazem twarzy.

Pragnęła jednak dostać się do Port Lincoln. Kiedy już znajdzie się z Chris i Mikiem, wszystko się ułoży. Tylko to miało w tej chwili znaczenie.

Zacisnęła zęby, żeby ukryć zdradzieckie drżenie warg, i spojrzała Jake’owi prosto w oczy.

– Nazywam się Phyllida Grant – wydusiła z trudem. – Jeśli leci pan do Port Lincoln, byłabym bardzo wdzięczna, gdyby pan mnie zabrał.

– Czy na pewno potrzebuje pani pomocy? – zadrwił. – Sądziłem, że zdoła pani dotrzeć do Port Lincoln bez protekcjonalnych, męskich rad?

– Zdołałabym, gdybym zdążyła na ostatni samolot – odparła przez zaciśnięte zęby.

– I to z pewnością moja wina, bo panią zatrzymałem?

– Nie – przyznała szczerze. – I tak było już za późno.

Odgarnęła grzywkę z czoła. Kasztanowate włosy rozsypały się niesfornie, niczym u małego dziecka. Zastanawiała się, czy powinna wyjaśnić, że zderzenie w drzwiach było ukoronowaniem serii trapiących ją od sześciu tygodni nieszczęść, kiedy to straciła pracę i rzuciła Rupertowi w twarz pierścionek zaręczynowy. Od tej pory wszystko układało się beznadziejnie, ale Phyllida zawzięła się. Postanowiła, że się nie podda.

Patrząc na obojętną, chłodną twarz Jake’a Tregowana, pomyślała, że jej nie zrozumie. Przesunęła jedynie dłonią po twarzy w odwiecznym geście znużenia.

– To była długa podróż – dodała.

Jake spoglądał na drobną, spiętą postać stojącą obok wielkiej walizki. Nie była piękna, lecz wielkie, piwne oczy, zadarty nosek i kształtne wargi kryły w sobie dużo wdzięku, podkreślonego przez upór, z jakim powstrzymywała łzy. Wyglądała na zbuntowaną, zajadłą i… bardzo zmęczoną.

– Lepiej proszę pójść ze mną – westchnął z rezygnacją, wzruszając ramionami.

– Dziękuję – odparła nieco zaniepokojona tą nagłą zmianą w jego zachowaniu, lecz zbyt ucieszyła ją perspektywa dotarcia do Port Lincoln, by się nad tym zastanawiać.

– Wyruszam natychmiast – uprzedził, jakby żałując swej decyzji.

– Świetnie, jestem gotowa. – Sięgnęła po walizkę.

– No to idziemy. – Jake odwrócił się na pięcie. Phyllida musiała jeszcze podziękować młodemu urzędnikowi.

Jak zwykle przeszkadzała jej walizka, pomimo starań, tańcząca na wszystkie strony. Jake zatrzymał się. Czekał zniecierpliwiony, z niesmakiem obserwując te zmagania. Nie zamierzał jej pomóc, o co zresztą nie zamierzała go prosić. Wystarczy, że się upokorzyła przymawiając się o lot.

– Och! – Nie skoncentrowała się i walizka boleśnie uderzyła ją w nogi, zanim upadła z donośnym łoskotem, wzmocnionym akustyką pustego dworca lotniczego.

– Wygląda na to, że masz kłopoty – zauważył złośliwie Jake. – Chyba, że to kolejny przykład samodzielności.

Phyllida rozcierała łydki. W dziecinnym geście kopnęła walizkę.

– Miała jeździć na kółkach – poskarżyła się. – Jednak tak się wierci, że wciąż obija mi nogi. Proszę – odwróciła się – zniszczyła mi obcasy.

Jake wcale się tym nie przejął.

– To nie wina walizki – zauważył sucho. – Nie nadaje się do takiego obciążenia. Gdyby pani mniej ją załadowała, sprawowałaby się lepiej.

– Musiałabym zostawić połowę rzeczy – mruknęła Phyllida. – Co za sens wozić pustą walizkę?

– Po co brać walizkę, której nie można udźwignąć?

– Potrafię… – zaczęła, ale Jake przerwał jej w pół słowa. Odsunął ją na bok i podniósł walizkę.

– Nie potrafisz jej podnieść, prawda?

– Nie – burknęła, patrząc w podłogę.

– Słucham?

– Nie potrafię jej podnieść! – krzyknęła. Udało mu sieją sprowokować. – Jest za ciężka i żałuję, że nie wzięłam mniejszej. Zadowolony, czy mam to napisać pięćdziesiąt razy w trzech egzemplarzach?

Jake nie roześmiał się, choć w oczach zamigotały mu wesołe iskierki.

– Nie umiesz poddawać się z wdziękiem?

– Nie znoszę się poddawać. – Wysunęła wojowniczo podbródek. Jake przyglądał się jej z rozbawieniem.

– Być może trzeba się będzie tego nauczyć.

Phyllida z niechęcią obserwowała, jak bez wysiłku niesie walizkę. Wydawała się pusta. Przypomniała sobie zderzenie z jego twardym, umięśnionym ciałem.

Jake otworzył kopnięciem wahadłowe drzwi i przytrzymał je stopą. Na zewnątrz, na pokrytej smołowanym żużlem płycie stał rząd awionetek. Jake podszedł do ostatniej maszyny ze śmigłem na dziobie, otworzył drzwiczki, wrzucił walizkę i wsiadł do środka.

Phyllida zamarła na widok maleńkiego samolociku.

– Mamy lecieć tym czymś?

– A czego oczekiwałaś, Concorde’a?

– Myślałam, że masz własny odrzutowiec – wyjaśniła zmieszana. Nie słyszała dotąd o innych prywatnych samolotach.

– Odrzutowiec byłby zbyt okazały na loty pomiędzy Port Lincoln a Adelajdą. Ten jest bardziej odpowiedni.

– Nie jest zbyt… wielki. – Popatrzyła z powątpiewaniem na śmigło.

– Zabiera cztery osoby, więc zmieścimy się nawet z twoją walizką. Oczywiście, możesz zostać i czekać do jutra na połączenie. Mnie tam bez różnicy.

– Nie. – Phyllida nie zamierzała rezygnować, gdy była tak blisko celu. – Oczywiście, że lecę.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Serce nie sługa»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Serce nie sługa» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Serce nie sługa»

Обсуждение, отзывы о книге «Serce nie sługa» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x