– Boże, jak się cieszę! – zawołała Cari. – Skąd je masz?
– Udało się nareszcie sprowadzić twój samochód. Stoi teraz i czeka na przedstawiciela agencji ubezpieczeniowej. Jock był wczoraj w mieście, wyciągnął walizkę i przywiózł do domu. Była niestety otwarta i pełno w niej brunatnego kurzu. Tylko to udało mi się na razie doprowadzić do jakiegokolwiek porządku.
– Cudownie! Żebyś wiedziała, jak ja nie znoszę tej szpitalnej bielizny.
– No a co z sobotą?
– Z jaką sobotą?
– No, w sobotę szpital urządza uroczystą kolację z tańcami. Nie wiesz?
– Chyba żartujesz! Nie chcesz przecież powiedzieć, że ja mam też przyjść?
– Masz jeszcze sześć dni do końca leczenia – obliczyła Maggie – a mieszkańcy całej okolicy marzą tylko, żeby cię zobaczyć. Wszyscy wybierają się na tę zabawę i będzie znakomita okazja, żeby cię poznali. Inaczej żyć nam potem nie dadzą. Będą do mnie wpadać pod najrozmaitszymi pretekstami i będzie się to ciągnęło całe tygodnie. Zwłaszcza panowie sobie nie darują! – dodała żartobliwie.
– Ależ to nie ma sensu! Przecież ja z trudem siedzę.
– I nikt więcej od ciebie nie będzie wymagać – oznajmiła Maggie. – Rozmawiałam już o tym z Blairem, a on nie widzi żadnych przeciwwskazań. Przyjedziemy po ciebie z Jockiem i odwieziemy cię z powrotem, kiedy tylko będziesz chciała. Nie chcę się wtrącać w twoje sprawy, ale…
– Ale? – przerwała jej Cari.
– Ale uważam, że jesteś taka jakaś osowiała i zamknięta w sobie, postanowiłam więc trochę cię rozerwać. – Spojrzała na Cari. -1 wiedz, że ja zwykle nie zmieniam swoich postanowień.
– Tak jest, proszę pani!
– Więc pójdziesz?
– Przecież nie mam wyjścia – westchnęła Cari, rozkładając bezradnie ręce. -1 przyjmuję z radością zaproszenie. Maggie roześmiała się.
– To świetnie – rzekła, zamykając torbę. – Zobaczysz, że nie pożałujesz. A co do ubrania, to przyszło mi do głowy, że mogłabyś włożyć tę śliczną białą sukienkę, którą masz w walizce. To znaczy sukienkę, która kiedyś była biała – poprawiła się. – Staram się ją właśnie doprać, a jeśli mi się me uda, przefarbuję ją na czerwono.
Jeszcze zanim nadeszła sobota, Cari odstawiła balkonik i zaczęła używać laski. W piątek Maggie przyniosła jej sukienkę. Cari oglądała ją długo z mieszanymi uczuciami. W tę właśnie powiewną, delikatną, jedwabną suknię ubrana była tego wieczoru, gdy zaręczyli się z Harveyem. Wyjeżdżając, wrzuciła ją w ostatniej chwili do walizki… Na wszelki wypadek.
Na przykład jaki?
Nie umiałaby odpowiedzieć na to pytanie. W ciągu ostatnich paru tygodni bardzo schudła. Sukienka leżała kiedyś na niej doskonale, a teraz jej postać niknęła dosłownie w zwiewnej bieli jedwabiu. Długo patrzyła na siebie w lustrze.
Jak ja wyglądam? Blada, przezroczysta, wychudła twarz i te wielkie, zbyt wielkie oczy! Długo szczotkowała włosy, aż zaczęły lśnić jak dawniej, a potem opuściła je na ramiona. Harvey nie lubił, gdy tak się czesała. Uważał, że wygląda zbyt dziecinnie. Uniosła je na chwilę do góry i przyjrzała się sobie uważnie, lecz po chwili znowu opuściła. Cari, która była narzeczoną Harveya Wellsa, już przecież nie istnieje.
A potem przyjechała Maggie z Jockiem. Na samą myśl, że ma wyjść ze szpitala po raz pierwszy od przeszło trzech tygodni, poczuła, jak ogarnia ją niepokój.
Gdy wychodzili, było już ciemno, szybko jednak zorientowała się, jak wygląda miasto. Na pierwszy rzut oka można było odnieść wrażenie, że nie ma tam nic więcej poza jedną długą, pokrytą pyłem ulicą i kilkoma nędznymi drzewkami.
Uroczystość miała się odbyć w reprezentacyjnym budynku, który znajdował się zaledwie kilkaset metrów od szpitala. Jock podjechał jednak pod same drzwi, pragnąc oszczędzić Cari wysiłku.
Tłum w drzwiach rozstąpił się, by ich przepuścić i Cari zdała sobie niespodziewanie sprawę, że zwraca powszechną uwagę. Maggie miała chyba rację. Skoro już wszyscy pragnęli ją obejrzeć, dobrze chociaż, że robią to jednocześnie.
Było to mniej męczące, niż myślała. Ludzie specjalnie jej się nie narzucali. Jock i Maggie zajęli miejsca przy stole dla pracowników szpitala i po chwili siedziała już w towarzystwie ludzi, których dobrze znała. Blair siedział z Liz przy drugim końcu stołu. Zauważyła szybkie, pełne aprobaty spojrzenie, jakim ją obrzucił, gdy weszła. Odwrócił się jednak od razu do swej towarzyszki, która opowiadała mu najwyraźniej coś śmiesznego. Rod siedział bliżej.
– Obaj tu jesteście? – zdziwiła się. – A kto ma dziś dyżur?
– Litości, dziewczyno! – jęknął Rod. – Szpital jest tylko trzysta metrów stąd – dodał, pokazując na przenośny odbiornik radiowy, leżący na stole. – W ciągu dwóch minut możemy tam być.
Uśmiechnęła się i wyraźnie poweselała. Jedzenie było smaczne, choć niezbyt wyszukane, towarzystwo sympatyczne i beztroskie. Wkrótce zaczęła grać orkiestra. Miała ochotę tańczyć, ale zmuszona była siedzieć i patrzeć tylko na wirujące wokół pary.
W tych stronach liczba mężczyzn przekraczała kilkakrotnie liczbę kobiet, towarzystwa więc jej nie brakowało. I pomimo laski, która odstraszała z pewnością amatorów tańca, nigdy nie siedziała sama, gdyż przysiadał się do niej jeden młody człowiek po drugim.
Każda z obecnych kobiet miała jej coś do powiedzenia i po pewnym czasie Cari doszła do przekonania, że wszyscy ci ludzie spragnieni są ogromnie towarzystwa. Zauważyła też, że jej sukienka wzbudziła zainteresowanie, i była pewna, że przez dłuższy czas osoba jej będzie tematem rozmów w Slatey Creek i okolicy. I to nie tylko najbliższej; wiele osób przecież jechało cały dzień, żeby wziąć udział w kolacji, a byli też tacy, którzy przylecieli samolotem.
Rod ulotnił się, gdy tylko kolacja dobiegła końca. Cari najwyraźniej mu się podobała, okazało się jednak, że nie interesuje go spędzenie wieczoru z osobą, która nie może tańczyć. Nie opuszczał prawie parkietu, zapraszając kolejno najbardziej atrakcyjne dziewczyny.
Blair tańczył głównie z Liz. Jej czerwona, obcisła sukienka z satyny, podkreślająca wspaniałą figurę, zwracała powszechną uwagę. Ciemny garnitur Blaira stanowił dla niej doskonałe tło. Stanowili piękną parę. Myśleli tak wszyscy, a Cari odczuwała przy tym coś w rodzaju zazdrości.
– Niedługo w Slatey Creek będzie pewnie wesele – szepnęła jedna z młodszych pielęgniarek, nachylając się w kierunku Maggie.
– Nie sądzę. – Maggie potrząsnęła głową.
– Dlaczego tak myślisz? – spytała Cari, gdy zostały same. Maggie wzruszyła ramionami.
– Nie wydaje mi się, żeby doktor Kinnane szukał żony – odparła. – Liz może sobie darować.
– Ale dlaczego? – powtórzyła Cari, choć czuła, że nie powinna się tym interesować.
– Doktor Kinnane był już żonaty – wyjaśniła Maggie. -Byłam na praktyce w Melbourne w tym samym szpitalu, w którym pracował zaraz po stażu. Jego żona była jedną z pracowniczek socjalnych i z ich powodu szpital aż trząsł się od plotek.
– Jakich plotek?
– Wszyscy widzieli, jaka jest Inez – uśmiechnęła się smutno Maggie. – I tylko zastanawialiśmy się, czy Blair wie, do czego zdolna jest jego żona.
– A co ona takiego robiła?
Maggie wzruszyła ramionami.
– To bardzo smutna historia. Właściwie nie bardzo rozumiem, dlaczego Inez wyszła za Blaira. Ślub z początkującym lekarzem! To zupełnie nie w jej stylu. Tylko że wszyscy mówili, że jego rodzina jest bardzo bogata, a on był bardzo młody i musiał po prostu stracić dla niej głowę. Przypuszczam, że ta cała jej działalność socjalna to był tylko pretekst, żeby poznać wszystkich mężczyzn w okolicy, którzy coś znaczyli albo byli przystojni. Jakkolwiek było – skrzywiła się z niechęcią – w czasie mojego tam pobytu miała co najmniej trzy przygody miłosne.
Читать дальше