– Hm, nie pośliznęła się i wpadła do basenu, co? Ramirez pokręcił powoli głową.
– Jesteś pewien? Przytaknął.
– To było… to znaczy, czy… – Wypowiedzenie na głos słowa „morderstwo” zupełnie mnie przerosło. To wszystko przypominało bardziej powieść Johna Grishama niż prawdziwe życie. Na litość boską jestem projektantką obuwia dziecięcego. Nie zwykłam natykać się na zwłoki w eleganckich basenach w Orange County.
Zamiast zagłębiać się we własną psychikę, spróbowałam inaczej.
– Ktoś jej pomógł, prawda?
Ramirez się zawahał. Fakt, że od pół godziny siedziałam skulona w pozycji embrionalnej najwyraźniej, nie skłaniał go do zwierzeń.
Wyprostowałam się, starając się sprawiać wrażenie opanowanej, co nie było łatwe.
– Możesz mi powiedzieć. Jestem twardą laską. – Tak, jasne. Nie odrywałam od niego wzroku, robiąc wszystko, by nie patrzeć na nosze na kółkach, na których wywożono nieszczęsną panią Greenway w czarnym worku.
Poddał się.
– Tak, wygląda na to, że została zamordowana.
Żołądek znowu podszedł mi do gardła, ale oparłam się pokusie, żeby wetknąć głowę między kolana. Ramirez mówił dalej.
– Oficjalna przyczyna śmierci zostanie ogłoszona dopiero po przeprowadzeniu autopsji przez lekarza sądowego. Ale jej ciało nosi wyraźne ślady przemocy. Całą szyję ma fioletową.
– Została uduszona?
Ramirez przeniósł wzrok na basen.
– Na to wygląda.
Choć było mi bardzo szkoda tej biednej kobiety, moje myśli natychmiast powędrowały ku Richardowi. Przed oczami stanął mi nieprzyjemny obraz mojego chłopaka pływającego twarzą do dołu w basenie w Orange County. Przestałam udawać twardą laskę i znowu wetknęłam głowę między kolana, wciągając głęboko powietrze, które pachniało moimi skórzanymi butami, chlorem i zimnym potem, którego strużkę czułam na plecach.
– Jesteś pewna, że nic ci nie jest? – zapytał Ramirez.
– Jestem pewna – odparłam, tyle że zabrzmiało to jak „jestpena”.
– Zupełnie nie umiesz kłamać.
– Co ty powiesz?
– No dobrze, skoro „nic ci nie jest”, może odpowiesz teraz na kilka pytań dotyczących twojego chłopaka?
Znieruchomiałam, a przez głowę przemknęła mi straszliwa myśl. A jeśli Ramirez myśli, że Richard ma coś wspólnego ze śmiercią Celii. To niemożliwe. Chyba.
– Jakich pytań? – Oddałabym wszystko, żeby dowiedzieć się, co chodzi mu po głowie, ale choć z całych sił starałam się rozszyfrować jego kamienny wyraz twarzy, na nic się to nie zdało. Ze swoją pokerową miną mógłby się nieźle obłowić w Las Vegas.
– Zacznijmy od miejsca jego pobytu.
– Mówiłam ci już, że nie wiem, gdzie jest Richard. Myślisz, że siedziałabym tutaj, gdybym to wiedziała? – Powiedziałam to wysokim, jękliwym głosem, którego nie używałam od czasu, kiedy w szóstej klasie zgubiłam aparat na zęby. Powstrzymałam napływające do oczu łzy. – Naprawdę nie wiem, gdzie on jest.
Ramirez przyglądał się mi przez chwilę. W jego zmrużonych oczach dostrzegłam prawdziwe, niewypowiedziane pytanie.
– Richard tego nie zrobił – powiedziałam dobitnie, kręcąc głową, tak gwałtownie, że prawie wróciły tańczące czarne plamki. – Nie jest mordercą. Jest prawnikiem. Jeśli jest na kogoś wkurzony, wytacza mu proces. Nigdy, przenigdy nie zrobiłby czegoś takiego. Nie znasz go.
Przechylił głowę na bok.
– A ty znasz?
Przygryzłam wargę. Dobre pytanie. Myślałam, że znam. Ale wyglądało na to, że były w jego życiu sprawy, o których zapomniał mi powiedzieć.
Na szczęście nie musiałam odpowiadać, bo właśnie podszedł do nas jeden z techników. Zupełnie nie przypominał przystojniaków z Kryminalnych zagadek Las Vegas. Był wysoki, chudy i łysy jak kolano. Miał haczykowaty nos i małe, świdrujące oczka, przed którymi nic nie mogło się ukryć.
– Jest gotowa? – zwrócił się do Ramireza, zupełnie jakbym była meblem.
Ramirez zerknął na mnie.
– Nie jestem pewien.
– Gotowa na co? – zapytałam.
Żaden z mężczyzn nie zareagował. Technik postawił na ziemi swoją czarną torbę.
– Myślę, że powinienem ją załatwić, zanim jeszcze bardziej skazi teren.
– Zanim skażę teren?
Ramirez posłał mi kolejne taksujące spojrzenie.
– Śmiało bierz się do roboty. Jest gotowa.
– Gotowa na co? – Pomyślałam, że za chwilę znowu włączy mi się głosik Myszki Minnie. Nerwowo zerkałam raz na jednego, raz na drugiego.
Ramirez westchnął, po czym przemówił cierpliwym tonem, jakby się zwracał do przedszkolaka.
– Pobierzemy próbki twoich włosów, odciski palców i butów. Byłaś obecna na miejscu zbrodni. Musimy mieć pewność, że możemy cię wykluczyć z dalszego śledztwa.
Technik wyciągnął niewielką rolkę, podobną do tej, jakiej używałam, by pozbyć się sierści z moich czarnych kaszmirowych ubrań po każdej wizycie u mamy i jej zgrai pręgowanych kotów. Małe oczka mężczyzny bacznie mnie obserwowały, jakbym była jednym wielkim chodzącym dowodem. Bez zbędnych ceregieli zaczął jeździć rolką po moim niebieskim topie, ramionach, udach, ba, zapuszczał się nawet w miejsca, których większość facetów nie dotykała, bez uprzedniego postawienia mi kina i kolacji.
Ramirez wyglądał na rozbawionego.
– To nie jest śmieszne – powiedziałam z całą godnością, na jaką było mnie stać, będąc molestowana za pomocą rolki do odzieży.
– Nikt nie mówi, że jest – odparł, tyle że jego oczy zmrużyły się w kącikach, kiedy to mówił.
Postanowiłam zmienić temat.
– Mogę cię o coś zapytać?
– Strzelaj.
– Domyślam się, że to dom Celii Greenway. Przytaknął.
– Wiedziałeś, że ona…
– Będzie martwa?
Wzdrygnęłam się. To słowo wydawało się takie ostateczne. Oznaczało, że biedna Celia Greenway już nigdy nie zazna radości megawyprzedaży, jaką organizowali dwa razy do roku w Bloomingdales, nie będzie się rozkoszować zapachem nowiutkich skórzanych czółenek, nie ucieszy się na widok jedynej w swoim rodzaju torby znalezionej w koszu z rzeczami przecenionymi o połowę. Możecie się śmiać, ale to właśnie takie drobiazgi sprawiają, że życie jest piękne.
Próbowałam to jakoś złagodzić.
– Poszła popływać.
– Nie, nie wiedziałem. Chciałem z nią po prostu porozmawiać.
Technik schował rolkę do plastikowego woreczka, który następnie odłożył do czegoś, co wyglądało jak czarna skrzynka wędkarska na przynęty i akcesoria. Wyjął pęsetę i zaczął się przyglądać moim włosom.
– O co chodzi? – zapytałam.
Facet nie odpowiedział, tylko krążył wokół mnie, przypatrując się badawczo moim blond pasemkom.
– Co on robi? – zapytałam Ramireza.
– Potrzebuje próbki włosów, najlepiej z cebulką, żeby zbadać DNA.
– DNA? Nie zgodziłam się, żebyście badali moje DNA. Niech on odczepi się od moich włosów.
Ramirez zmrużył oczy.
– Trzeba się było trzymać z daleka od miejsca zbrodni. Aha.
Zacisnęłam usta, żeby nie przegiąć. Byłam pewna, że gdyby Ramirez chciał, mógłby mi nieźle uprzykrzyć życie. Wiedziałam, że wtargnęłam na teren prywatny i mieszałam się w nie swoje sprawy, a także że miałam na sumieniu całe mnóstwo pomniejszych grzeszków, na które gliniarze nie patrzą zbyt przychylnie. Poza tym to, w jaki sposób Ramirez pytał o Richarda, kazało mi podejrzewać, że nie stoimy po tej samej stronie. Wolałam nie mieć w nim wroga. I bez tego miałam dość problemów.
Jeden z umundurowanych gliniarzy zawołał Ramireza do basenu, a ja zostałam sam na sam z technikiem, który nadal krążył wokół mojej głowy, szukając idealnego kosmyka. W końcu znalazł go i wyrwał (dodam, że nie był przy tym zbyt delikatny). Potem napełnił dwie plastikowe tacki gipsem i kazał mi w nie wejść. Zrobiłam to, ale dopiero po tym, jak przysiągł na życie swojej matki, że gips zmyje się z moich butów. Śmierć pani Greenway była wystarczającą tragedią jak na jeden dzień. Po co dodawać do tego zrujnowane buty za trzysta dolców.
Читать дальше