Serce zabiło jej szybciej.
– Tak, myliłeś się – powiedziała cicho wiedząc, jak ciężko przyjdzie mu przełknąć upokorzenie.
Pewne rzeczy musiały zostać powiedziane, wiedziała jednak, że jeżeli przeciągnie strunę, Raf zamknie się z powrotem w swojej skorupie.
Wzrok mu na moment stwardniał. Przyznanie się do winy było niemal ponad jego siły. Po chwili zacisnął palce na jej dłoni.
– Nie chcę cię skrzywdzić, Taniu – powiedział miękko – nigdy nie chciałem. Muszę chyba ponownie przeanalizować sytuację.
Skinęła głową z ogromną ulgą. Sprawy przybierały pomyślny obrót.
Pochylił się ku niej z poważnym wyrazem twarzy.
– Dlaczego odeszłaś? Powiedz mi prawdę. Czy to z powodu Niki?
Tania milczała przez dłuższą chwilę. Od jej odpowiedzi zależało bardzo wiele, chciała ją sobie przemyśleć.
Harry miał całkowitą rację, Raf musi znać prawdę. Nie ma nic gorszego niż błądzenie we mgle.
– Gdybyś traktował mnie inaczej – powiedziała przez ściśnięte gardło – bardziej po partnersku, Nika nigdy nie stałaby się problemem. Stara się zepchnąć mnie na margines, ale potrafiłabym to znieść, gdybyś ty nie robił tego samego.
– Rozumiem – szepnął, uwalniając jej dłoń. Przymknął oczy rozważając to, co przed chwilą usłyszał. – Czy ten problem jest nadal aktualny? – zapytał po chwili.
Uśmiechnęła się z lekka. Miał nadzieję, że powie „nie” i będzie można zapomnieć o całej sprawie.
– A jak myślisz? Westchnął ciężko.
– Myślę, że tak. Otworzyła usta, żeby zapytać, co wobec tego ma zamiar zrobić, ale zrezygnowała. Wprawdzie Raf zaczynał się otwierać, ale nadal był twardym, niezależnym człowiekiem. Jego skorupa twardniała przez trzydzieści cztery lata. Rozłupanie jej było poważną operacją. Użyła już w tym celu maczugi, teraz przyszła kolej na subtelniejsze narzędzia. Wyłożyła karty na stół, teraz ich życie zależało od tego, którą z nich wybierze.
Mimo że nie obiecał jej niczego konkretnego, czuła, że rozwiązanie sprawy Niki nie jest beznadziejne. Jeżeli rzeczywiście miał zamiar przemyśleć sytuację, istniała szansa, że odkryje prawdę.
Uśmiechnął się nagle tym swoim znaczącym, obiecującym uśmiechem, który sprawiał, że zapominała o wszystkim prócz tego, że jest kobietą.
– Mamy tu sytuację jak z „Paragrafu 22”. – Nie przestawał się uśmiechać. – Znalazłem się w potrzasku. Jeżeli będę się z tobą kochał, powiesz, że pragnę tylko twego ciała, jeżeli nie będę, poniesiemy niepowetowaną stratę.
Uniósł pytająco brwi. W jego roziskrzonych oczach czytała obietnicę wszystkich możliwych rozkoszy.
– To nie jest najodpowiedniejsze miejsce, ale czy masz ochotę się ze mną kochać? Teraz, zaraz?
Propozycja była nęcąca. Tak, miała ochotę się kochać! Tu, teraz! Z nim mogła to robić wszędzie. Potrafił nadać wszystkiemu nieprawdopodobnie erotyczną treść. Wiedziała, że byłoby wspaniale, przez chwilę, a potem odwróciłby się od niej, zaspokojony…
– Nie, Raf – odparła z wysiłkiem, bo uczucia malujące się na jej twarzy zadawały kłam słowom.
– Wróć ze mną do domu, Taniu – powiedział miękko i było to zaproszenie do miłości, o jakiej w samochodzie nie mogła nawet marzyć.
Odrzucenie tej propozycji omal jej nie zabiło, ale zrobiła to. Odwróciła gwałtownie głowę, żeby nie widzieć kuszącego wzroku Rafa.
Usłyszała jego westchnienie.
– Wydawało mi się, że nie udawałaś dzisiaj… u matki. Myślałem, że może zmieniłaś zdanie.
– Nie udawałam – odparła zwięźle. – I nie zmieniłam zdania.
– Taniu… – Włożył w to jedno słowo cały swój uwodzicielski kunszt. Przesunął zmysłowo opuszkami palców po jej ramieniu i dopiero potem dotknął twarzy. Delikatnie odgarnął jej włosy za ucho.
– Spójrz na mnie – zamruczał. Serce tłukło się w niej boleśnie. Zacisnęła konwulsyjnie dłonie, wbijając paznokcie w ciało.
Nie podda się. Nigdy, nigdy! Jeżeli ulegnie, Raf wsadzi ją z powrotem do złoconej klatki, tym razem już na dobre.
Odwróciła głowę i spojrzała mu w twarz. W jej oczach zobaczył mękę pożądania i tęsknoty.
– Postawiłam pewien warunek, Raf – powiedziała ze smutkiem – i nie cofam go. Jeżeli będziesz naciskał, prawdopodobnie ci się oddam, ale to niczego nie zmieni. Nadal nie chcę wrócić z tobą do domu.
Odsunął się z grymasem niezadowolenia. Patrzył zdumiony w jej oczy płonące pełnym zdeterminowania uporem.
– Ale dzisiaj… – Uniósł dłonie w błagalnym geście. Tania nie mogła tego znieść. Odwróciła głowę i patrzyła przed siebie niewidzącym wzrokiem.
– Dzisiejszy dzień był bardzo miły – odezwała się nieswoim głosem. – Dziękuję ci za te parę cudownych godzin, ale przyjemnie spędzony dzień nie jest podstawą, na której można budować życie. Zanim zdecyduję się wrócić do domu, muszę mieć pewność, że załatwiłeś wszystko tak, jak prosiłam.
Raf opadł na oparcie fotela.
– Ostrzegam cię, Taniu! – powiedział ponuro. Jego gniew i frustracja uderzyły w nią ciężką falą, serce ścisnęło się bólem. – Przeciągasz strunę. Nie dam się owinąć wokół palca, a już na pewno nie zrobię czegoś, co uważam za złe.
Pochylił się, włączył silnik i samochód znów pomknął szosą. Droga powrotna zajęła im nie więcej niż pół godziny. Raf nie odezwał się ani słowem, ona także nie. Zagryzła usta, walcząc ze łzami, które podchodziły jej do gardła.
Chciał, żeby pogodziła się z istnieniem tej blond żmii!
Gdyby do niego wróciła, byłby bardziej pobłażliwy i uważny, ale wspaniała sekretarka nadal plątałaby się u jego boku. Chciał kompromisu, by zachować i wdzięki żony, i intelekt asystentki. Po tygodniu rozmyślań zdecydował, że pretensje Tani są bezpodstawne, wrócili więc do punktu wyjścia.
To tyle, jeżeli chodzi o nawiązywanie kontaktu z drugim człowiekiem, pomyślała z goryczą.
Raf odprowadził ją aż do stopni werandy.
– Dziękuję ci za dzisiejszy dzień – powiedział, nie patrząc jej w oczy. – Doceniam… twoje wysiłki.
Tania milczała, nie ufając własnemu głosowi. Skinęła tylko głową i odeszła.
Nie wszystko było jeszcze stracone. Zaledwie godzinę później Raf zadzwonił. Tania podbiegła do telefonu szarpana na przemian nadzieją i zwątpieniem. Czy to możliwe, żeby zmienił zdanie?
– Chciałbym zaprosić cię na kolację jutro wieczorem – powiedział. – Obiecuję, że nie będę cię męczył. Chcę po prostu być z tobą, dobrze?
– Tak – odparła zastanawiając się, czy za tym zaproszeniem nie kryje się coś więcej. Jutro Raf spotka się z Niką. Może zdecyduje się zakończyć tę sprawę?
Zapytał jeszcze, o której godzinie ma po nią przyjechać, po czym szybko zakończył rozmowę.
– Babciu, co to wszystko znaczy? Bea była zorientowana w sytuacji, gdyż wnuczka zdążyła już wypłakać swą rozpacz na jej ramieniu.
– Może Raf nie chce dać za wygraną? – zasugerowała z niewyraźnym uśmieszkiem.
I miała rację.
Niemal codziennie Raf zapraszał żonę na kolację. Te wyprawy nie miały nic wspólnego z interesami. Zabierał ją do najlepszych restauracji w Sydney w celach czysto prywatnych. Dopytywał się o pracę u Grahama, opowiadał o transakcjach, nad którymi pracuje, rozmawiali na wszystkie możliwe tematy. Dotykał jej tylko wtedy, kiedy wymagała tego uprzejmość. Nie próbował nawet pocałować jej na dobranoc.
Prowadził bardzo sprytną i bardzo dobrze przemyślaną kampanię, której ostatecznym celem było odzyskanie żony. Na początek chciał udowodnić, że nie jest dla niego jedynie „rzeczą”. W pewnym sensie była mu bardzo wdzięczna za te starania, nie mogła jednak zapomnieć, że dokładnie to samo robił przed ślubem. Nie miała już żadnej pewności, że historia się nie powtórzy.
Читать дальше