– Prosisz mnie o rękę, Jasperze? – zapytała Eufemia, z trudem powstrzymując radość, choć drżała na całym ciele.
Sir Jasper Keane wziął ją w ramiona i zaczął składać setki pocałunków na jej chłodnej twarzy. Przesunął dłoń na pierś Eufemii i pieścił ją. Przez chwilę kobieta się nie opierała, ciesząc się chwilą, ale wkrótce wyprężyła się gwałtownie, kiedy Jasper dotykając językiem jej ucha, powiedział cicho:
– Wiesz, jakie mam w tej kwestii zamiary, ślicznotko. Za żonę będę miał angielską dziedziczkę, a szkocka suka będzie moją nałożnicą.
– Nie ja będę tą suką – rzuciła z wściekłością. – Znasz moje zamiary w tym względzie, Jasperze. Będę twoją żoną albo żoną hrabiego Dunmor, a ciebie rzucę! Czy jakaś mleczno-włosa angielska dziewica będzie umiała cię kochać tak jak ja? – zapytała, odchylając głowę i całując go namiętnie.
Oddał jej pocałunek z równie wielkim entuzjazmem, a potem podniósł głowę i powiedział:
– Jeszcze dzisiaj zabieram cię ze sobą do Anglii, Eufemio, a jeśli twój mały braciszek będzie mnie chciał powstrzymać, zabiję go. Nigdy nie było ci pisane zostać żoną jakiegokolwiek człowieka, bo jest w tobie zbyt wiele żaru i przewrotności. Zostaniesz moją nałożnicą, metresą. Wszyscy Anglicy się o tobie dowiedzą, bo z dumą będę cię wszędzie pokazywał w całej twej krasie. Wolałaś być mi żoną? Żona ma mi tylko rodzić dziedziców. Nie będę jej kochał. Będzie jak klacz rozpłodowa. Nie będzie nigdzie bywać, nikt o nią nawet nie zapyta. Za to na ciebie będą spoglądali z zazdrością, będą sobie wyobrażać, jakby to było znaleźć się między twoimi mlecznymi udami. Nie, moja śliczna, daję ci lepszą pozycję niż swojej żonie.
– A jak długo miałabym pozostać twoją nałożnicą, milordzie? Czy nasz związek trwałby aż do śmierci?
Uśmiechnął się do niej.
– Ależ praktyczna z ciebie kobieta, Eufemio – dziwił się. – Będziesz mą kochanką tak długo, jak długo mi się spodoba.
– A co potem, panie?
– Jeśli zachowasz urodę – odparł szczerze – pewnie znajdę ci innego protektora.
Odsunęła się od niego, wzniosła pięści i zaczęła go okładać nimi po torsie, krzycząc piskliwym z oburzenia głosem:
– Ty bękarcie! Ty angielski bękarcie. Nie jestem jakąś wiejską dziewuchą, żebyś mógł mi ofiarować tylko tyle! Pochodzę z szanowanej, szlacheckiej rodziny. Mam nazwisko i posag. Powinnam wyjść za mąż, a nie być jeno kochanicą! Nie pojadę z tobą nigdzie! Nie zmusisz mnie!
Uderzyła go z całej siły.
Zaśmiał się, chwycił jej dłoń i pocałował jej wnętrze.
– Nie wątpię, że twoja rodzina jest szanowana i że ma szlacheckie pochodzenie, ale ty szlachetna nie jesteś, Eufemio. Niektóre kobiety nie rodzą się szlachciankami. Ty jesteś tylko bezwstydnicą.
Kłócili się jeszcze, a Robert Hamilton, podejrzewając, że potrwa to jakiś czas, wrócił do sypialni, otworzył drzwi i wyszedł. Obszedł wszystkie pokoje, sprawdzając, czy nikogo w nich nie ma, a kiedy upewnił się, że wszyscy uciekli, wrócił na swoje miejsce w sekretnym korytarzyku przy bibliotece. Służba i rodzeństwo uciekli i schowali się w bezpiecznym miejscu, a Jasper i jego siostra nie posunęli się w dyskusji ani o jotę.
– Na litość boską, Eufemio – usłyszał głos Jaspera -jesteś jedyną kobietą, do której czułem tyle namiętności! To dla ciebie za mało?
– Namiętności? – zaśmiała się prawie histerycznie Eufemia. – Cóż ty wiesz o namiętności. Wieprzem jeno jesteś w porównaniu z hrabią Dunmor! – Znów się roześmiała, spojrzawszy na zaskoczoną twarz sir Jaspera. – Tak – potwierdziła jego podejrzenie – hrabia już mnie posiadł i powiem ci tylko, że jego miecz, w porównaniu z twoim maleńkim sztylecikiem, jest jak u wielkiego ogiera! – skłamała, próbując wzniecić w nim zazdrość.
Twarz Anglika pociemniała, a usta wykrzywiły się z wściekłości. Uderzył ją tak mocno, że Robert usłyszał, jak zadzwoniły jej zęby.
– Twierdzisz, że powinnaś być czyjąś żoną, suko, a ja twierdzę, że masz serce z lodu i czarną duszę. Ty dziwko!
– Ty zazdrosny głupcze – kpiła z niego Eufemia. – Nigdy nie udało ci się mi dogodzić. Masz męskość jak mały chłopczyk. Tak powiem całemu światu, jeśli mnie oszukasz i nie uczynisz swoją żoną!
– Jeśli nie umiem cię zaspokoić, moja droga, dlaczego wolisz wyjść za mnie, a nie za swojego jurnego hrabiego? – zapytał sprytnie.
– Bo cię kocham, niech mnie Bóg ma w swojej opiece! – przyznała Eufemia.
– Więc pojedziesz ze mną! – oświadczył trochę udobruchany jej deklaracją i przekonaniem, że ma nad nią władzę.
Ona jednak wciąż mu się opierała.
– Nie, nie pojadę.
– Ależ tak, moja słodka – odparł stanowczo.
Eufemia Hamilton nie widziała w jego oczach determinacji, ale jej brat, nawet z ukrycia widział, co się święci.
– Jesteś moja, Eufemio, i nikomu, nawet bękartowi, przyrodniemu bratu króla Jakuba, hrabiemu Dunmor nie pozwolę cię sobie odebrać, póki z tobą nie skończę. – Zmrużył niebezpiecznie oczy i z nagłą gwałtownością rzucił ją na podłogę, położył się na niej, podciągnął do góry suknię Eufemii, wolną dłonią, uwolnił swego członka ze spodni i powiedział – Pora już, moja słodka, żebyś zadowoliła się znów moim małym sztylecikiem!
Zaskoczona atakiem, Eufemia krzyczała jak kotka obdzierana ze skóry. Waliła w niego pięściami nawet, kiedy wchodził w nią, ale po chwili jej oburzenie zelżało, a z każdym poruszeniem Anglika namiętność dziewczyny rosła. Zaczęła jęczeć z rozkoszy, chwyciła palcami jego koszulę i rozerwała ją, a potem ostrymi paznokciami drapała jego plecy. Im bardziej Eufemia szalała z namiętności, tym bardziej rosła namiętność Anglika.
Robert Hamilton zobaczył strach w oczach siostry, więc bezszelestnie wszedł do biblioteki przez ukryte w ścianie drzwi. Zawahał się. Mimo jej bezwstydu, ta kobieta wciąż była jego siostrą. Pośladki Anglika zwierały się z wysiłkiem, zaczynał powoli jęczeć, osiągając szczyt. Eufemia wygięła się w łuk, by pogłębić jeszcze jego ruchy.
– Ratuj dzieciaki! – krzyknęła i machnęła do brata, mając nadzieję, że pożądliwy kochanek nie zrozumie jej słów.
Robert Hamilton zawahał się. Miłość do starszej siostry wciąż brała górę nad pogardą.
– Szybko! Szybko! – ponaglała go.
– Jeszcze trochę, przygraniczna suko – jęknął Jasper Keane, sądząc, że mówiła do niego. – Mam zamiar wziąć cię ostatni raz i, na Boga, trochę to potrwa!
Zdwoił wysiłki i zaczął znów jęczeć, poruszając się w niej mocno i sięgając szczytu.
Słysząc słowa Anglika, Robert Hamilton wycofał się równie cicho, jak wszedł do biblioteki. Wyglądało na to, że sir Jasper Keane miał zamiar nacieszyć się wpierw jego siostrą, a potem wycofać swoich ludzi i zostawić ich w spokoju. Mimo to, wolał pozostać w ukryciu, póki Anglicy nie odejdą. Wiedział, gdzie służba powinna była schować młodsze dzieci. Teren dookoła domu nie zostawiał wiele miejsca do ucieczki, ale budynki otaczał gęsty żywopłot, a za nim był głęboki jar. Służba i dzieci na pewno schowali się właśnie tam.
Stara Una przyciskała George’a, by chłopiec nie płakał głośno ze strachu. Meg i Mary objęły się nawzajem i wytrzeszczały oczy ze strachu.
– Nic nam nie będzie, dzieciaki – powiedział Robert, kiedy do nich dołączył i pochylił się za żywopłotem. – Anglicy niedługo wyjadą, ale na razie musimy tu siedzieć cicho jak myszy pod miotłą.
Читать дальше