– Tak, ty byś wyszła tylko za takiego faceta – mruknęła z przekąsem Carrie, zapalając papierosa. – Za takiego, który już jest żonaty.
– Pieprzysz bzdury – powiedziała Sam.
– Idziesz gdzieś potem? – spytała Carrie.
– Na obiad z… – Sam wymieniła znanego malarza. – A ty do domciu?
– Powiedziałam Bigowi, że mu ugotuję obiad.
– Jakie to słodkie. Gotowanie obiadu – zaśmiała się Sam.
– A pewnie – powiedziała Carrie. Zgasiła papierosa i przez obrotowe drzwi wymaszerowała na ulicę.
Związek? Co za głupota Sam miała wspaniały tydzień.
– Masz czasem takie tygodnie, kiedy, no, sama nie wiem, jak to wytłumaczyć, ale wchodzisz gdzieś, a każdy facet chce z tobą być? – spytała Sam, dzwoniąc do Carrie.
Sam poszła na imprezę, gdzie wpadła na faceta, którego nie widziała od mniej więcej siedmiu lat. To był jeden z tych, za którymi siedem lat temu uganiały się wszystkie kobiety na Upper East Side. Był przystojny, pochodził z zamożnej rodziny z koneksjami, umawiał się z modelkami. A teraz, jak twierdził, szukał stałego związku. Na imprezie Sam pozwoliła mu osaczyć się w kącie. Wypił już kilka drinków.
– Zawsze uważałem, że jesteś piękna – powiedział. – Ale się ciebie bałem.
– Bałeś się? Mnie? – zaśmiała się Sam.
– Byłaś bystra. I ostra. Myślałem, że mnie rozerwiesz na strzępy.
– Mówisz po prostu, że uważałeś mnie za sukę.
– O nie, nie za sukę. Bałem się, że ci nie dorównam.
– A teraz?
– Nie wiem.
– Lubię, kiedy mężczyźni uważają mnie za mądrzejszą od siebie – powiedziała Sam. – Bo to zwykle prawda.
Poszli na obiad. Znów wypili.
– O Boże, Sam – powiedział. – Nie wierzę, że tu z tobą jestem.
– Dlaczego? – spytała Sam, patrząc na niego przez uniesioną do góry szklankę.
– Ciągle o tobie czytałem w gazetach. Chciałem się z tobą skontaktować. Ale myślałem sobie, ona jest teraz sławna.
– Wcale nie jestem sławna – zagruchała Sam. – Nawet nie chcę być sławna…
I zaczęli się całować. Sam dotknęła jego niewymownego, a ten był duży. Naprawdę duży.
– Wiesz, jest coś w tych naprawdę, naprawdę dużych – mówiła później do Carrie. – Chcesz się z nimi pieprzyć.
– I to właśnie zrobiłaś? – spytała Carrie.
– Nie. Powiedział, że chce wrócić do domu. Następnego dnia zadzwonił. Chce… prawdziwego związku. Masz pojęcie? Co za głupota.
Gadająca papuga Carrie i Mr. Big pojechali na weekend do rodziców Carrie. W jej domu wszyscy gotowali. Mr. Big dokonywał heroicznych wysiłków, by się przyłączyć.
– Ja zrobię sos – zaofiarował.
– Tylko go nie spieprz – szepnęła mu Carrie do ucha, przechodząc obok.
– A co jest nie tak z moimi sosami? Robię wspaniałe sosy.
– Ostatnim razem dolałeś do sosu whisky czy coś takiego. Był straszny.
– To ja dolałem – powiedział ojciec Carrie.
– O, przepraszam – poprawiła się Carrie drwiąco. – Zapomniałam.
Mr. Big nic nie powiedział. Następnego dnia wrócili do miasta i poszli na obiad z jego znajomymi. Same pary, od lat po ślubie. Ktoś zaczął rozmowę o papugach. Ze mają papugę, która mówi.
– Kiedyś poszedłem do Woolwortha, kupiłem papużkę za jedyne dziesięć doków i nauczyłem ją mówić – powiedział Mr. Big.
– Takie papugi nie mówią – stwierdziła chłodno Carrie.
– Ta gadała – upierał się Mr. Big. – Mówiła „cześć, Snippy”. To było imię mojego psa.
W drodze powrotnej do domu, w taksówce, Carrie powiedziała:
– To nie mogła być taka papuga. To musiał być inny gatunek.
– Gadała – powtórzył Mr. Big i zapalił cygaro. Przez resztę drogi do domu nie odezwali się do siebie ani słowem.
„W to się nie ładuj”
Carrie i Mr. Big pojechali na weekend do Hamptons. Wiosna jeszcze nie całkiem nadeszła, pogoda była depresyjna. Zapalili w kominku. Czytali książki. Wypożyczyli filmy. Mr. Big lubił tylko filmy akcji. Kiedyś Carrie oglądała je razem z nim, ale teraz już nie mogła.
– To dla mnie strata czasu – stwierdziła.
– To sobie poczytaj – powiedział Mr. Big.
– Czytanie mnie znudziło. Idę na spacer.
– Pójdę z tobą. Jak tylko ten film się skończy.
Więc usiadła obok niego, patrzyła na film i miała podły nastrój. Na obiad poszli do Palm. Carrie coś powiedziała, a on na to: „Jakie to głupie”.
– Naprawdę? Interesujące, że nazywasz mnie głupią. Zwłaszcza że jestem od ciebie mądrzejsza – wycedziła Carrie.
Mr. Big się roześmiał.
– A skoro tak uważasz, to naprawdę jesteś głupia.
– Nie zaczynaj, kurwa, ze mną – syknęła Carrie. Przechyliła się przez stół, nagle tak wściekła, że sama siebie nie poznawała. – Bo jak ze mną, kurwa, zadrzesz, to już dopilnuję, żeby cię rozpieprzyć w drobny mak! I nawet przez sekundę nie miej wątpliwości, że zrobię to z największą radością.
– Nie wstajesz dość wcześnie, żeby mnie pieprzyć – próbował zażartować Mr. Big.
– Bo nie mam ochoty. Jeszcze to do ciebie nie dotarło?
– Otarła kącik ust serwetką. „W to się nie ładuj – myślała.
– Tylko się w to nie ładuj”. A na głos powiedziała: – Przepraszam. Odbiło mi, jestem jakaś spięta.
Nazajutrz rano, kiedy wrócili do miasta, Mr. Big powiedział:
– No, to pogadamy później.
– Pogadamy? To znaczy, że dziś wieczorem się nie zobaczymy? – spytała Carrie.
– Nie wiem. Myślę, że może powinniśmy zrobić sobie małą przerwę. Odpocząć od siebie przez kilka dni, aż ten nastrój ci przejdzie.
– Już dawno mi przeszedł.
Zadzwoniła do niego do pracy.
– Chyba o czymś nie wiem, prawda? – spytał.
– Daj spokój, głuptasie. Czy już nie można mieć po prostu kiepskiego humoru? Przecież to nie koniec świata. W związkach tak czasem bywa. Powiedziałam, że przepraszam.
– Nie chcę żadnych awantur.
– Obiecuję, że będę słodka. Czy teraz nie jestem słodka? Widzisz? Koniec ze złym nastrojem.
– Powiedzmy – mruknął Mr. Big.
Kiedy Biga nie ma Czas mijał. Mr. Big wyjechał na wiele tygodni w interesach. Carrie w tym czasie mieszkała u niego. Czasami wpadał Stanford Błatch i wtedy zachowywali się z Carrie jak dwoje nastolatków, których rodzice wyjechali z miasta: palili trawę, pili whisky, piekli czekoladowe ciasteczka i oglądali głupie filmy. Robili bałagan, a rano przychodziła sprzątaczka i wszystko doprowadzała do porządku, na kolanach czyszcząc plamy od soku na białych dywanach.
Kilka razy zadzwoniła Samantha Jones. Opowiadała Carrie o tych wszystkich cudownych facetach, jakich poznała, i o tych wszystkich genialnych imprezach, na których była. A potem nieodmiennie pytała:
– A ty co porabiasz?
– Pracuję, po prostu pracuję – odpowiadała Carrie.
– Powinnyśmy gdzieś razem wyjść. Póki Biga nie ma… – kusiła Sam, ale nigdy nie padły żadne konkretne propozycje. Po pewnym czasie Carrie już nawet nie miała ochoty z nią rozmawiać. Ale potem miała chandrę, więc sama zadzwoniła do Samanthy i poszła z nią na lunch. Na początku było miło. Ale potem Sam znów zaczęła rozprawiać o tych wszystkich projektach filmowych i o wielkich szychach, z którymi będzie robić interesy. Carrie pracowała nad własnym projektem, a Sam go skomentowała:
– To słodkie, wiesz. Miluśki pomysł.
– A co w nim takiego miluśkiego? – spytała Carrie.
– No, miłe. Wiesz, lekkie. No, sama wiesz. Tołstoj to to nie jest.
Читать дальше