Robert Sheckley - Łapy z daleka!
Здесь есть возможность читать онлайн «Robert Sheckley - Łapy z daleka!» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1996, ISBN: 1996, Издательство: Amber, Жанр: Юмористическая фантастика, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Łapy z daleka!
- Автор:
- Издательство:Amber
- Жанр:
- Год:1996
- Город:Warszawa
- ISBN:83-7169-084-3
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Łapy z daleka!: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Łapy z daleka!»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Łapy z daleka! — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Łapy z daleka!», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Znalazł je. W podłodze kabiny znajdowały się trzy niewielkie otwory, a z każdego z nich sączył się równomierny, silny strumień oleju.
Agee nacisnął guzik otwierający drzwi i stwierdził, że mimo to pozostały zamknięte i uszczelnione. Starając się nie wpaść w panikę, przyjrzał się starannie drzwiom.
Powinny się otworzyć.
A jednak się nie otwierały.
Olej sięgał mu już niemal do kolan.
Uśmiechnął się głupkowato: jakim był idiotą! Kabina pilota była uszczelniana przez urządzenia kontrolne na tablicy. Nacisnął przycisk zwalniający blokadę i wrócił do drzwi.
Wciąż się nie otwierały.
Agee szarpnął je z całej siły, ale nie drgnęły. Wycofał się do tablicy kontrolnej. Usiłował spokojnie pomyśleć: gdy odkryli ten statek, na jego pokładzie nie było oleju. Oznaczało to, że gdzieś musi być usuwający go dren.
Zanim Agee go znalazł, olej sięgał mu już do pasa. Pilot otworzył dren i olej szybko zniknął. Drzwi otworzyły się bez problemu.
— O co chodzi? — spytał Barnett.
Agee opowiedział mu.
— Ach, więc on to tak robi — powiedział cicho Barnett. — Cieszę się, że to odkryłem.
— Co robi? — spytał Agee, czując, że Barnett traktuje całą rzecz zbyt lekko.
— Znosi przeciążenie związane ze startem. Nurtowało mnie to. Przecież nie miał na pokładzie nic, co choć przypominałoby łóżko lub koję deceleracyjną. Żadnych foteli, nic, do czego mógłby się przywiązać. A on po prostu unosi się w kąpieli olejowej, która włącza się automatycznie w chwili, gdy statek jest gotowy do lotu.
— Ale dlaczego te drzwi się nie otworzyły? — dopytywał się Agee.
— Czy to nie oczywiste? — odparł pytaniem Barnett, uśmiechając się cierpliwie. — Przecież nie chciałby, żeby olej rozprzestrzenił się po całym statku. I nie życzyłby sobie również jakiegoś przypadkowego wycieku.
— A zatem nie możemy wystartować — upierał się Agee.
— Dlaczego?
— Dlatego, że dość trudno mi będzie oddychać, gdy zaleje mnie olej. Zawory włączają się automatycznie, gdy tylko aktywizuje się reaktory, i nie ma sposobu ich wyłączenia.
— Mógłbyś choć raz skorzystać ze swojego mózgu — pouczył go Barnett. — Musisz po prostu przywiązać przełącznik drenu. Olej będzie wyciekał tak szybko, jak będzie się wlewał.
— No tak, nie pomyślałem o tym — przyznał Agee z ciężkim westchnieniem.
— A więc zabieraj się do roboty.
— Chciałbym wcześniej zmienić ubranie.
— Nie. Masz wystartować tym cholernym statkiem!
— Ale, kapitanie…
— Masz go uruchomić! — rozkazał Barnett. — Z tego, co wiemy, ten obcy coś knuje.
Agee wzruszył ramionami, powrócił do kabiny pilota i przywiązał się pasami.
— Gotowi? — spytał.
— Tak, uruchamiaj go.
Agee przywiązał wylot drenu i olej spokojnie wpływał do pomieszczenia, a potem wypływał z niego, nie podnosząc się wyżej niż do czubków jego butów. Bez żadnych dalszych zakłóceń uruchomił urządzenia kontrolne.
— Ruszamy — oznajmił i strzelił palcami na szczęście.
Potem nacisnął guzik startu.
Kalen obserwował start z głębokim żalem. W dłoni wciąż ściskał bombę tetnitową.
Wcześniej dotarł do swego statku, a nawet przez kilka sekund stał pod jego kadłubem. Potem doczołgał się z powrotem do kosmolotu obcych. Nie był w stanie podłożyć bomby. W ciągu kilku godzin nie mógł pokonać zasad moralnych, wpajanych osobnikom jego rasy od wielu stuleci.
Było to uwarunkowanie… ale nie tylko.
Bardzo niewiele istot z jakichkolwiek ras zabija dla przyjemności. Mimo to istnieją świetnie wytłumaczalne przyczyny, by to zrobić, przyczyny, których logika może usatysfakcjonować każdego filozofa.
Jednak raz zaakceptowane zabójstwo stwarza coraz to nowe bodźce; jest ich wciąż więcej, więcej i więcej. Morderstwo przyjęte jako sposób postępowania wiedzie w nieunikniony sposób ku wojnie, a co za tym idzie, ku totalnemu unicestwieniu.
Kalen poczuł w pewnym momencie, że gdyby dokonał tego czynu, w jakiś sposób zdołałoby to wpleść się w przeznaczenie jego rasy. Zatem od jego wstrzemięźliwości w tym względzie zależało niemalże przetrwanie Mabogijczyków.
Ta świadomość nie powodowała jednak, że teraz czuł się choćby odrobinę lepiej.
Patrzył, jak jego kosmolot kurczy się do rozmiarów kropki na niebie. Obcy opuszczali planetę ze śmiesznie małą prędkością. Nie miał pojęcia, dlaczego to robili… chyba żeby czynili tak ze względu na niego.
Niewątpliwie było w nich wystarczająco dużo sadyzmu, by tak postępować.
Kalen wrócił do statku. Jego wola przetrwania była tak silna jak zawsze. Nie zamierzał się poddawać. Będzie kurczowo trzymał się życia, tak długo, jak tylko zdoła, mając nadzieję na jedną szansę na milion, że jakiś inny pojazd kosmiczny dotrze na tę planetę.
Rozejrzawszy się wokół pomyślał, że z oznaczonego białym znakiem czaszki oczyszczacza mógłby jakoś zmiksować namiastkę powietrza. Podtrzymywałoby go ono przy życiu przez dzień lub dwa. Potem, gdyby dał radę rozłupać orzech sednowy…
W pewnej chwili wydało mu się, że usłyszał jakiś hałas i wybiegł na zewnątrz. Jednak firmament był pusty. Jego kosmolot zniknął, a on pozostał sam.
Powrócił więc do statku obcych i zajął się poważnymi sprawami, związanymi z podtrzymaniem swych procesów życiowych.
Gdy Agee odzyskał przytomność, stwierdził, że zanim zemdlał, zdołał zmniejszyć przyspieszenie o połowę. Tylko dzięki temu przeżył.
Przyspieszenie zaś, które wedle wskaźnika na tablicy ledwie przekraczało poziom zerowy, było wciąż nie do wytrzymania! Agee otworzył hermetyczne drzwi i wyczołgał się na zewnątrz.
Pasy Barnetta i Victora uległy rozerwaniu w czasie startu.
Victor właśnie odzyskiwał przytomność. Barnett wydostał się spod stosu roztrzaskanych pojemników.
— Myślisz, że występujemy na pokazach dla publiczności? — poskarżył się. — Powiedziałem, że masz wystartować z minimalnym przyspieszeniem.
— Wystartowałem z przyspieszeniem mniejszym niż minimalne — odpowiedział Agee. — Możesz sam sprawdzić wskazania przyrządów.
Barnett pomaszerował do kabiny pilota, jednak bardzo szybko stamtąd wrócił.
— Niedobrze — oznajmił. — Nasz przyjaciel — kosmita kieruje swoim statkiem przy przyspieszeniu trzykrotnie przekraczającym dopuszczalne.
— Na to wygląda.
— Nie przewidziałem tego — stwierdził Barnett z namysłem. — Musiał przybyć z dużej planety, z której trzeba wystartować z wielkim przyspieszeniem, jeżeli w ogóle chce się stamtąd wydostać.
— Coś mnie uderzyło… — jęknął Victor, pocierając obolałe miejsce na głowie.
W ścianach rozlegały się teraz dziwne trzaski. Statek obudził się z uśpienia i wszystkie jego automatyczne mechanizmy działały pełną parą.
— Robi się ciepło, no nie? — spytał retorycznie Victor.
— Tak, i coraz trudniej oddychać — zgodził się Agee. — Widocznie wzrasta ciśnienie.
Wrócił do kabiny kontrolnej. Barnett i Victor stanęli w jej przedsionku, czekając niecierpliwie.
— Nie mogę tego wyłączyć — stwierdził Agee, ocierając krople potu z twarzy. — Temperatura i ciśnienie regulowane są automatycznie. Z pewnością powracają do stanu „normalnego” na skali, gdy tylko statek wystartuje.
— Lepiej by było, do cholery, gdybyś je wyłączył — powiedział złowróżbnie Barnett. — Usmażymy się tutaj, jeżeli tego nie zrobisz.
— Nie ma na to sposobu.
— Ale musi być coś w rodzaju regulatora ciepła.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Łapy z daleka!»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Łapy z daleka!» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Łapy z daleka!» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.