Robert Sheckley - Zapach myśli
Здесь есть возможность читать онлайн «Robert Sheckley - Zapach myśli» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1994, ISBN: 1994, Издательство: Amber, Жанр: Юмористическая фантастика, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Zapach myśli
- Автор:
- Издательство:Amber
- Жанр:
- Год:1994
- Город:Warszawa
- ISBN:83-7082-272-X
- Рейтинг книги:4 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 80
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Zapach myśli: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Zapach myśli»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Zapach myśli — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Zapach myśli», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
W ułamku sekundy Cleevy zrozumiał mnóstwo rzeczy. Wilk tropił wiewiórkę za pomocą telepatii. Wiewiórka znieruchomiała — być może nawet przestała myśleć! I wilk zgubił ślad — do czasu, gdy wiewiórka nie mogła się już dłużej powstrzymać od myślenia.
W takim razie, dlaczego wilk nie zaatakował jego, gdy był nieprzytomny? Być może dlatego, że przestał myśleć — lub przestał myśleć na długości fali odbieranej przez wilka.
To ostatnie było bardziej prawdopodobne.
Teraz jednak problem stanowił Lampart .
Bestia znów ryknęła. Była już tylko trzydzieści stóp od niego i odległość malała gwałtownie.
Jedyne wyjście, stwierdził Cleevy, to nie myśleć o nim — myśleć o czymś innym. W ten sposób, być może, zgubi ślad. Zaczął przypominać sobie wszystkie dziewczyny, jakie znał, z najmniejszymi detalami.
Lampart zatrzymał się i zaczął niezdecydowanie skrobać łapą ziemię. Cleevy myślał dalej: o dziewczynach, statkach, planetach, znów o dziewczynach i statkach, o wszystkim, byle nie o lamparcie…
Lampart zbliżył się o następne pięć stóp.
Niech to cholera, stwierdził, jak można nie myśleć o czymś? Myśleć wściekle o kamieniach, skałach, ludziach miejscach i rzeczach, lecz twój umysł ciągle wraca do — ty jednak ignorujesz to i skupiasz się na swej świętobliwej babce, zapijaczonym starym ojcu, siniakach na prawej nodze. (Policz je. Osiem. Policz jeszcze raz. Wciąż osiem.)
A teraz spójrz wyżej, obojętnie, widzisz, lecz naprawdę nie rozpoznajesz — mimo to wciąż się zbliża.
Cleevy stwierdził, że nie myśleć, to jakby zatrzymać gołymi rękami lawinę. Uzmysłowił sobie, że rozum ludzki nie da się świadomie i tak sobie — ot, zatrzymać. Trzeba na to czasu i ćwiczeń. Stracił około piętnastu stóp z dzielącego ich dystansu, usiłując zgłębić to, jak nie myśleć o…
Cóż, można jeszcze pomyśleć o grach karcianych, o przyjęciach, o psach, kotach, koniach, myszach, owcach, wilkach (a sio), o siniakach, pancernikach, jaskiniach, kryjówkach, legowiskach, kociakach (uwaga!),1… limitach, równoznacznikach, łazikach, krawężnikach, robotnikach, szczególikach (takich na osiem stóp), posiłkach, żywności, ogniu, lisie, sierści, kotach, workach, łodziach i 1… 1… 1…
Lampart znajdował się teraz około pięciu stóp od niego, szykował się do skoku. Cleevy już nie mógł dłużej utrzymac myśli na wodzy. Wtem, w przypływie nagłego olśnienia, pomyślał:
Lamparcica! Lampart, wciąż jeszcze przyczajony, uniósł podejrzliwie głowę.
Cleevy skoncentrował myśli na lamparcicy. To o n nią był, cóż sobie wyobraża ten lampart, strasząc ją w ten sposób? Jego (jej, szlag by to trafił) myśli wracały do małych kociaków, ciepłej jaskini, rozkoszy polowania na wiewiórki…
Lampart powoli zbliżył się i otarł o jego bok. Cleevy myślał rozpaczliwie. Ładną pogodę dzisiaj mamy, i dalej; z tego lamparta całkiem przystojny facet, taki duży i silny, a jakie ma potężne kły.
Lampart się najeżył!
Cleevy położył się, zawinął wokół siebie wyimaginowany ogon i stwierdził, że pora udać się spać. Lampart przystanął obok niezdecydowany. Miał przeczucie, że coś tu jest nie tak. Wydobył z gardła, z samej jego głębi, pojedynczy pomruk, po czym odwrócił się i oddalił susami.
Słońce właśnie zaszło, cała okolica tonęła w głębokim granacie. Cleevy uzmysłowił sobie, że trzęsie się od niepohamowanego, niemal histerycznego śmiechu. Gdyby lampart pozostał chwilę dłużej…
Z trudem zapanował nad sobą. Najwyższy czas pomyśleć poważnie. Zapewne każde zwierzę posiada swój charakterystyczny zapach myśli. Wiewiórka emitowała swój. Inny wilk, a jeszcze inny człowiek. Zasadnicze pytanie brzmiało: czy mógł być wyśledzony, gdy myślał o jakimś zwierzęciu? Czy też jego jaźń, jak zapach, była wyczuwalna, nawet gdy o niczym konkretnym nie myślał?
Jasne, że lampart wytropił go w chwili, gdy myślał wyłącznie o nim. Mogło to jednak nastąpić w wyniku dezorientacji. Jego obcy zapach myśli mógł zmylić lamparta — tym razem.
Pozostało mu jedynie bierne wyczekiwanie. Lampart zapewne nie jest głodny. Po raz pierwszy spłatano mu takiego figla. A każdy figiel udaje się tylko raz.
Cleevy położył się na plecach i patrzył w niebo. Był zbyt zmęczony, by się poruszać, bolało go posiniaczone ciało. Co może się wydarzyć teraz, w nocy? Czy bestie dalej polują? Czy może zapanuje coś w rodzaju zawieszenia broni? Stłamsił w sobie przekleństwo.
Do diabła z wiewiórkami, wilkami, lampartami, lwami, tygrysami i reniferami.
Usnął. Następnego ranka nie mógł się nadziwić, że wciąż jeszcze żyje. Oby tak dalej. Poza tym dzień zapowiadał się pięknie. Pokrzepiony tym udał się w stronę statku.
Wszystko, co pozostało z Pocztowca nr 243, to kupa powyginanego żelastwa rozsianego na wypalonej ziemi. Cleevy wyszukał metalowy łom, zważył go w dłoni, po czym wsunął za pas, poniżej worka z pocztą. Nie była to zbyt pewna broń, lecz dodawała mu nieco pewności siebie.
Statek uległ kompletnej zagładzie. Oddalił się więc w poszukiwaniu żywności. W okolicy rosło kilkanaście krzewów z owocami. Ostrożnie spróbował jednego z nich i stwierdził, że smak mają cierpki, lecz przyjemny. Pospiesznie przełykał owoce — popijając wodą z pobliskiego strumienia.
Jak dotąd nie dostrzegł żadnych zwierząt. Mogły one oczywiście — wiedział to już z doświadczenia — zbliżać się właśnie teraz.
Skasował tę myśl i rozpoczął poszukiwania kryjówki. Najlepiej trzymać się od nich z dala do czasu nadejścia statku ratunkowego. Wędrował wśród wdzięcznie pofalowanych pagórków w poszukiwaniu czubka drzewa lub jaskini. Jednak ten sielski krajobraz nie ofiarował mu nic większego poza sześciostopowym krzewem.
Minęło południe, a zmęczony i rozdrażniony Cleevy wciąż przepatrywał niespokojnie nieboskłon. Dlaczego nie ma statku? Szybkiemu statkowi ratowniczemu podróż do niego powinna zająć nie więcej niż jeden lub dwa dni — obliczył. Jeśli naczelnik szuka właściwej planety!
Coś poruszyło się na niebie. Uniósł głowę, serce łomotało mu gwałtownie. Tam coś jest!
To był ptak. Szybował wolno nad nim, bez wysiłku kołysząc potężnymi skrzydłami. Raz tylko zanurkował, później odleciał. Ptak zadziwiająco przypominał sępa.
Cleevy kontynuował wędrówkę. W następnej chwili znalazł się twarzą w twarz z czterema ślepymi wilkami. Załatwiło to jedno pytanie. Mógł być wytropiony po swym charakterystycznym zapachu myśli. Bestie z tej planety wyraźnie zadecydowały, iż nie jest na tyle obcy, by go nie można było zjeść.
Wilki ostrożnie zbliżały się do niego. Cleevy spróbował sztuczki, której użył wczorajszego dnia. Wysuwając zza pasa metalowy łom, wyobraził sobie, że jest wilczycą poszukującą swoich szczeniąt. Czy któryś z panów pomoże mi je znaleźć? Jeszcze przed chwilą tu były. Jedno było zielone, drugie cętkowane, pozostałe…
Te wilki chyba nie mają cętkowanych szczeniąt. Jeden z nich skoczył. Cleevy wyrżnął go łomem, gdy był w pół drogi. Wilk chwiejnie się wycofał.
Idąc ramię w ramię, zbliżyła się cała czwórka.
Cleevy gorączkowo usiłował wyobrazić sobie, że nie żyje. Nic z tego. Wilki wciąż się zbliżały.
Cleevy pomyślał o lamparcie. On nim był, wielką bestią, no i nadarza się okazja schwytania wilka.
To je powstrzymało. Nerwowo śmigały ogonami, lecz nie ustąpiły. Cleevy warknął, rozorał łapą ziemię i chyłkiem ruszył naprzód. Wilki wycofały się, lecz jeden z nich wymknął się, by zajść go od tyłu.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Zapach myśli»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Zapach myśli» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Zapach myśli» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.