Stanisław Lem - Podróż dwudziesta ósma
Здесь есть возможность читать онлайн «Stanisław Lem - Podróż dwudziesta ósma» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1994, ISBN: 1994, Издательство: Interart, Жанр: Юмористическая фантастика, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Podróż dwudziesta ósma
- Автор:
- Издательство:Interart
- Жанр:
- Год:1994
- Город:Warszawa
- ISBN:83-7060-283-5
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Podróż dwudziesta ósma: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Podróż dwudziesta ósma»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Podróż dwudziesta ósma — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Podróż dwudziesta ósma», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Zapis 116 317. Przed sienią komory atomowej jest komórka. Gdy siedziałem tam, przyszła mi zabawna myśl, że może w ogóle nie wystartowaliśmy i tkwimy na Ziemi! Ale nie — wszak nie ma ciążenia. Ta refleksja uspokaja. Jednakże sprawdziłem, co trzymam w ręku, to był młotek. Być może, nazywam się raczej Jeremiasz. Kułem jakąś sztabę i zrobiło mi się dziwno. Ale trzeba przywykać. Zasadę Pauliego, że poszczególną osobę może obsadzić tylko jedna osobowość naraz, pozostawiliśmy daleko za sobą. Choćby taka sztafeta rodzicielska, rzecz dla nas w Kosmosie zwykła, gdy kilka niewiast rodzi kolejno to samo dziecko — dotyczy to także ojców — wskutek olbrzymiej szybkości. Pyzio, tak niedawno malutki, gdy dzisiaj, sięgając jednocześnie w jadalni po marmoladę, zderzyliśmy się czołami, odrzucił mnie pod sam strop! Jakkolwiek splątany, pokręcony, a nawet zadzierzgnięty, jak jednak ten czas leci!
Zapis 116 318. Arabeusz mówił mi dziś, jak to zawsze żywił cichą nadzieję, że gwiazdy i rakiety mają jedną tylko stronę, tę zwróconą do nas, a z drugiej są tylko zakurzone stelaże i sznury. To dlatego poleciał do gwiazd! Wyznał mi też, że niektóre kobiety składają coś w bielizniarkach, według niego nie tylko bieliznę, ale i jaja. Świadczyć by to miało o gwałtownej regresji, w sensie ewolucyjnym. Musiało mu być niewygodnie, gdy tak zadzierał ku mnie głowę ze swoich czworaków. Niepokoi mnie jego młodszy brat. Ósmy rok stoi u mnie w przedpokoju, z wyciągniętymi przed siebie palcami wskazującymi. Czyżby początki katatonii! Najpierw machinalnie, a potem z nawyku zacząłem wieszać na nim palto i kapelusz. Może sobie przynajmniej powiedzieć, że i z niego jest jakiś pożytek.
Zapis 116 319. Coraz bardziej pusto. Dyfrakcja, sublimacja czy też po prostu wszyscy przechodzą, wskutek efektu Dopplera, do podczerwieni! Hukałem dziś po całym śródpokładziu i nikt się nie pokazał, oprócz ciotki Klotyldy, z drutami i nie dokończoną mitenką. Poszedłem do laboratorium — kuzynowie Mitro fan i Alaryk, by zbadać tory skwarków, topili słoninę i lali tłuszcz do wody. Alaryk powiedział mi, że w naszej sytuacji andrzejki są pewniejsze od komory Wilsona. Ale dlaczego po dokonaniu obliczeń wszystko zjadł? Nie rozumiem, a nie śmiałem go pytać. Zaginął prawuj Emeryk.
Zapis 116 320. Prawuj Emeryk odnaleziony. Co dwie minuty wschodzi z regularnością, godną lepszej sprawy, na bakburcie, widać w górnym okienku, jak osiąga zenit, po czym zachodzi na sterburcie. Nic a nic się nie zmienił, nawet na orbicie ostatniego spoczynku! Ale kto i kiedy go wypychał? Okropna myśl.
Zapis 116 321. Wujek jest tak regularny, że według jego wschodów i zachodów można by stoper regulować. Co najdziwniejsze, zaczął wybijać godziny. Nie umiem tego pojąć.
Zapis 116 322. Po prostu zaczepia nogami o wierzch kadłuba w najniższym punkcie swojej orbity i końce zelówek albo obcasy skaczą mu po główkach nitów pancerza. Dziś po śniadaniu wybił trzynastą — przypadek czy wieszczy znak? Obcy na meteorze oddalił się nieco. Leci obok nas dalej. Usiadłem dziś do biurka, by pisać, a krzesło powiada do mnie: „Jaki ten świat dziwny!” Myślałem, że udało się wreszcie wujowi Jezajaszowi, ale to był tylko dziad Arabeusz. Powiedział mi, że jest inwariantem, czyli takim, któremu wszystko jedno, więc mogę nie wstawać. Hukałem dziś całą godzinę na pochylni i na górnym pokładzie. Ani żywego ducha. Trochę kłębków włóczki i drutów latało w powietrzu, i parę talii kart pasjansowych.
Zapis 116 323. Istnieje specjalna metoda, by ratować równowagę umysłu — wymyśla się różne fikcyjne osoby. Czyja aby tego od dawna już w sposób podświadomy nie robię? Ale od jak dawna? Siedzę na milczącym uparcie Arabeuszu, z kwilącym dzieckiem w szufladzie, które nazwałem Ijonem, i karmię je z, flaszki — trapiąc się, skąd ja mu wezmę teraz żonę; na razie niby jeszcze czas, ale w tych warunkach nic nie wiadomo. Siedzę taki lecę…
To ostatnie słowa mego ojca, zapisane w dzienniku — reszty kartek brak. Ja również siedzę w rakiecie i czytam, jak ktoś inny, to znaczy on, siedział w rakiecie i leciał. A więc siedział i leciał, i ja też siedzę i lecę. Kto zatem właściwie siedzi i leci? Czyżby mnie wcale nie było? Ale dziennik okrętowy sam siebie czytać nie może. Więc jednak jestem, bo go czytam. A może to wszystko podsunięte? Zmyślone! Dziwne myśli… Powiedzmy, że on nie siedział i nie leciał, ale ja jednak nadal lecąc — siedzę, to jest siedząc — lecę. To całkiem pewne. Czyżby? Najpewniejsze jest, że czytam o tym, kto leci i siedzi. Natomiast co do mojego siedzenia i lotu, to skąd wziąć pewność? Pokoik jest wyporządzony dość ubogo, to raczej komórka. Chyba na międzypokładziu, ale na strychu u nas była całkiem podobna. Wystarczy atoli wyjść za próg, żeby się przekonać, czy to nie złudzenie. Lecz gdyby to było złudzenie i gdybym zobaczył dalszy ciąg tego złudzenia? Nie ma niczego rozstrzygającego? To nie może być! Bo gdyby było tak, że ja nie lecę i nie siedzę, a tylko czytam o tym, że on leciał i siedział, przy czym naprawdę on też nie leciał, to by znaczyło, że ja, w moim złudzeniu, poznaję jego złudzenie, czyli mnie się zdaje, że jemu się zdaje. Albo może mnie się zdaje to, co się jemu wydaje? Złudzenie w złudzeniu? Powiedzmy, ale on pisał jeszcze o tym, który leci, siedząc okrakiem na meteorze. Z tym to już gorzej chyba. Mnie się zdaje, że jemu się zdawało to, co tamten robi okrakiem, a jeżeli tamtemu też się tylko wydawało, to już zupełnie nic nie wiadomo! Głowa mnie rozbolała i znów, jak wczoraj, jak przedwczoraj, muszę myśleć o biskupach i o nosach sinych, o oczach jak bławatki, o modrym Dunaju i filetowej cielęcinie. Dlaczego? I wiem, że kiedy o północy dodam przyspieszenia, będę myślał o jajecznicy, a właściwie o sadzonych jajach z dużymi żółtkami, o marchwi, miodzie i piętach cioci Maryni — tak samo, jak w środku każdej nocy… Ach! Rozumiem! To jest efekt przesunięcia myśli, raz w stronę ultrafioletu, a raz — poprzez żółć — w stronę podczerwieni, czyli psychiczny efekt Dopplera! Bardzo ważne! Bo to byłby dowód, że lecę! Dowód z ruchu, demonstratio ex motu, jak mówili scholastycy! Więc ja naprawdę lecę… Tak. Ale przecież każdemu mogą przyjść do głowy jaja, pięty i biskup. To nie jest ścisły dowód, to tylko przypuszczenie. A więc cóż zostaje? Solipsyzm? Tylko ja jeden istnieję, nie lecąc donikąd… Lecz to by znaczyło, że nie istniał Annonymus Tichy ani Jeremiasz, ni Igor, Esteban ani Wszechświt, że nie było Barnaby, Euzebiusza, „Kosmocysty”, że nigdy nie leżałem w szufladzie ojcowego biurka ani że on, dosiadłszy dziada Arabeusza, nie leciał — otóż to nie jest możliwe! Miałżebym z niczego wysnuć taką ilość osób i dziejów rodzinnych? Przecież ex nihilo nihilfit. A zatem rodzina istniała, to ona pozwala mi wrócić do wiary w świat i w ten lot mój o końcu niezbadanym! Wszystko zostało uratowane dzięki wam, przodkowie moi! Niedługo włożę te zapisane karty do pustej baryłki po tlenie i rzucę je w odmęt za burtę, niech płyną w czarną dal, bo navigare necessę est, a ja lecę i lecę od lat…
Интервал:
Закладка:
Похожие книги на «Podróż dwudziesta ósma»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Podróż dwudziesta ósma» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Podróż dwudziesta ósma» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.