Fredric Brown - Mózg

Здесь есть возможность читать онлайн «Fredric Brown - Mózg» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1986, Издательство: Klubowe, Жанр: Ужасы и Мистика, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Mózg: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Mózg»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Małe miasteczko na północy Stanów Zjednoczonych staje się miejscem wygnania gwiezdnego przestępcy. Intruz ma tylko jedno pragnienie — wrócić. Wykorzystuje do tego celu ludzi i zwierzęta, opanowując ich mózgi. Śmierć ofiary jest dla niego jedyną szansą zdobycia następnej. Serią podejrzanych, pozornie ze sobą nie powiązanych samobójstw, zaczyna się interesować wybitny naukowiec spędzający w miasteczku urlop. Nie wie, jak straszliwą walkę przyjdzie mu stoczyć, by ocalić Ziemię przed agresją Obcych.

Mózg — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Mózg», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Starał się więc jak mógł i czekał na dzień, w którym matka wydobrzeje, albo… za bardzo ją kochał, by o tym myśleć.

Odszedł od okna do stołu, uprzątnął go trochę i rozłożył obiad: termos z kawą i dwie kanapki — z masłem kokosowym i pasztetem. Przyzwyczaił się do oszczędzania na jedzeniu. Tylko przy specjalnych okazjach kupował mięso na obiad. W domu zazwyczaj jadali tanie hamburgery i gotowe rosoły. Najpierw musiał opłacić wynajem domu i warsztatu. Rzadko mogli sobie pozwolić na dobre jedzenie. Ostatnim razem podjedli sobie nieźle miesiąc temu, kiedy Walterowi Schroederowi zabrakło gotówki i zaproponował, jako zapłatę za naprawę telewizora, dwudziestofuntową szynkę. To był dobry interes. Szynka była dwa razy więcej warta niż naprawa. Jedli ją prawie przez miesiąc.

Prawie już skończył obiad, gdy usłyszał skrobanie. Na parapecie siedział kot i uderzał łapą w futrynę. Był duży i czarny. Zszargany, ociekał wodą, jakby przed chwilą pływał. Willie podszedł do okna i przyjrzał mu się z bliska.

— Czego chcesz, kocie? — Lubił te zwierzaki.

Kot był wymizerowany. Deszcz oblepił mu futerko wokół ciała. Jakby w odpowiedzi na pytanie otworzył pyszczek i chyba miauknął, ale Willie nie usłyszał przez szybę. Jeszcze raz uderzył łapą w futrynę.

— Chcesz się schronić przed deszczem? Rozsądny kotek. — Chandler otworzył okno i kot lekko zeskoczył na podłogę.

— Jesteś głodny? Mogę ci dać tylko trochę chleba z pasztetem.

Usiadł znowu przy stole i odłamał skórkę od kanapki. Kot najpierw ją obwąchał, jakby zdziwiony, a potem zjadł kawałek. Willie wiedział, że kot zje małe kęsy, a wzgardzi dużym. Znał się na tym.

— Pić też się chce? — Przeszukał rupiecie na stole i znalazł blaszane wieczko. Napełnił je wodą z kranu. — Przykro mi, że to nie mleko, ale jeśli bardzo chce ci się pić…

Kot pochłeptał trochę. Willie popatrzył na dwa ręczniki wiszące nad umywalką. Wybrał brudniejszy.

— Nacieranie jest jedyną rzeczą, jaką mogę ci teraz zaproponować. Nie wytrę cię dokładnie, ale przynajmniej nie będziesz ociekał wodą.

Kotu zabieg wyraźnie przypadł do gustu. Ledwie Willie skończył, gdy zadzwonił telefon.

— Tu Willie Chandler, zakład radiowo-telewizyjny.

— Cześć, tu Cap Hayden.

Cap Hayden prowadził sklep i był naczelnikiem poczty.

— Prosiłeś, żebym zadzwonił, kiedy przyjdzie przesyłka z Chicago. Mam ją tutaj.

— Doskonale, zaraz będę.

— Chwileczkę, przynieś ze sobą pieniądze. To jest płatne gotówką. Sześć dolarów i osiemdziesiąt centów. Nie mogę zapisać ci tego na rachunek, bo to pieniądze rządowe dla wydziału poczt. Muszę się tego trzymać. W gotówce.

— Cholera! Słuchaj, zależy mi na tej przesyłce. Jest w niej przewód. Nie mam takiego na składzie. To do telewizora Dolfa Marsha. Prawie go zrobiłem, ale nie mogę dokończyć bez tej części. Dostanę dwadzieścia dolców za robotę. Płaci z miejsca. Nie będę musiał czekać, ale teraz mam tylko trzy dolary i trochę drobnych. Gdybyś mógł pożyczyć mi różnicę, to zwrócę ci, jak tylko Dolf mi zapłaci.

— Dobrze. Ten jeden raz, ale tak, jak mówiłeś. W gotówce, zaraz jak Dolf ci zapłaci.

— Wielkie dzięki, Cap. Na razie.

Willie zdjął płaszcz i kapelusz z wieszaka, podszedł do drzwi i się odwrócił.

— Kocie, przypilnuj interesu, jak mnie nie będzie. Nie zamykam, bo nie ma tu nic, co warto by ukraść. Jeśli ktoś przyjdzie — ale nikt nie przyjdzie — powiedz, żeby poczekał. Zaraz wracam.

Otworzył drzwi, lecz znów się odwrócił.

— Musimy sobie wyjaśnić jedną rzecz. Możesz tu zostać, dopóki pada i masz mokre futerko, ale nie zatrzymam cię na stałe. Wstyd mi to przyznać, lecz mnie nie stać na utrzymanie kota. Jeśli słyszałeś rozmowę, to wiesz, jak jest. Mam nadzieję, że masz dokąd wrócić, bo ja nie chcę kota, dopóki nie będę mógł go odpowiednio karmić. I chociaż to niedużo kosztuje, to przy moich obecnych możliwościach oznacza bardzo dużo pracy. I chyba jeszcze długo tak będzie.

Kot nie odpowiedział, więc Willie wyszedł. Pobiegł do sklepu i na pocztę. Trzymał się blisko budynków, żeby nie przemoknąć do suchej nitki.

Po powrocie zastał kota na stole. Gdy otwierał drzwi, zwierzak zeskoczył na podłogę. Na warstwie kurzu pokrywającej blat zauważył ślady, które wskazywały, że kot trochę tu sobie pospacerował. Widać było, że obejrzał i obwąchał dwa rozmontowane telewizory. Zainteresowały go też części i narzędzia rozrzucone luzem.

Na stole leżała podniszczona książka ze schematami elektronicznymi. Była teraz otwarta na innej stronie, niż ją zostawił.

— Co, kotku, studiujemy elektronikę? Uśmiechnął się, rozbawiony, na samą myśl. Co do książki, musiał się mylić.

Otworzył paczkę, wyrzucił karton i posortował zawartość. Odłożył część do telewizora Dolfa i postukał zachęcająco w brzeg stołu.

— Chodź, popatrzysz, jak pracuję. Nie mam ci za złe, że uczysz się elektroniki. Sam o niej nie wiem za dużo. To znaczy o teorii. Przeszedłem tylko czteromiesięczny kurs. Umiem czytać schematy, ale o tym, dlaczego działają, wiem nie więcej niż ty. No, chodź już.

Znowu postukał w brzeg stołu. Tym razem kot wskoczył.

Leżał spokojnie, zwinięty w kłębek; patrzył uważnie i czujnie, tak jak to tylko koty potrafią.

Willie czuł się samotny, więc mówił do stworzenia podczas pracy. Wydawało mu się, że kot mu współczuje, gdy po wymianie uszkodzonej części aparat nadal nie działał właściwie. Mówił zwierzęciu, co robi, gdy sprawdzał kondensatory i szukał rozlutowanych końcówek.

Potem zaczął opowiadać o swoich kłopotach osobistych. O sklepie, o matce i o wątpliwych perspektywach. Ulżyło mu na duszy, gdy zwierzył się kotu ze spraw, o których nawet nie napomknąłby człowiekowi: matce, bo nie chciał jej jeszcze bardziej zasmucać, a innym, bo wstydził się przyznać do porażki. Pragnął się ożenić, ale w takiej sytuacji materialnej nie mógł się nawet umówić z dziewczyną na randkę. Zwykłe pójście do kina zbytnio obciążyłoby jego ubogi budżet.

Kot był doskonałym słuchaczem. Gdy w końcu zeskoczył ze stołu i podbiegł z miauczeniem do drzwi, Willie wypuścił go bardzo niechętnie.

— Kocie, przychodź, kiedy zechcesz. To samo okno, ten sam znak. Zawsze podzielę się z tobą obiadem.

Deszcz przestał padać. Obserwował, jak kot przebiega jezdnię i znika w uliczce.

Musi mieć gdzieś dom. Pewnego dnia Willie zdecyduje się na własnego kota. Utrzymanie nie może za dużo kosztować. Będzie to pierwszy luksus, na jaki sobie pozwoli, kiedy tylko poprawią się jego finanse.

Nie wiedział, nawet się nie domyślał, że właśnie został osądzony i uznany za zbędnego, że oszczędzone mu zostało doświadczenie, które doprowadziłoby go do rychłej śmierci.

ROZDZIAŁ 12

Staunton spędził ranek na sporządzaniu sążnistych notatek o dwóch samobójstwach i towarzyszących im okolicznościach. Starał się wyciągnąć wnioski z czasu i miejsca wydarzeń, gdy brakowało innych wspólnych elementów. Same notatki nie wystarczały. Miał jeszcze świeżo w pamięci ustalenia śledztwa i rozmowę z Grossową. Chciał spisać dokładnie wszystko, czego się dowiedział. O ile to możliwe, słowo w słowo.

Zdał sobie sprawę, że będzie to diabelnie żmudna robota. Nie miał maszyny do pisania, zresztą i tak słabo się nią posługiwał. Zapełnienie trzech stron odręcznie zajęło mu pół godziny. Uzyskał szczegółowy opis wypadku z psem. Właśnie zamierzał przejść do zeznań Charlotte Garner, gdy poczuł pisarską tremę. Na detaliczne opisanie samych faktów potrzeba trzydzieści do pięćdziesięciu stron. A jeszcze zostaną wnioski. Nie mógł niczego pominąć. Odrzucał tezę o zaistnieniu zbiegu okoliczności. Łączył wszystkie, na pozór przypadkowe, wydarzenia, takie jak samobójstwa zwierząt czy zniknięcie rosołu z kuchni pani Gross. Przyjdzie mu chyba napisać odręcznie książkę.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Mózg»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Mózg» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Mózg»

Обсуждение, отзывы о книге «Mózg» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x