Dean Koontz - Łzy Smoka

Здесь есть возможность читать онлайн «Dean Koontz - Łzy Smoka» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Ужасы и Мистика, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Łzy Smoka: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Łzy Smoka»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Wydawałoby się, że nie może istnieć żaden związek pomiędzy parą szanowanych detektywów z policji w Laguna Beach i trójką bezdomnych włóczęgów. A jednak tajemnicza, przerażająca istota przepowiedziała, że wszyscy umrą jeszcze tej nocy.
Po ogłoszeniu wyroku cały świat otaczający bohaterów nagle się zmienia, przestają obowiązywać nawet prawa fizyki i wszędzie czyhają niebezpieczeństwa.
Skazani nie poddadzą się jednak; będą działać wspólnie, by przed świtem dotrzeć do sanktuarium nowego, straszliwego boga…

Łzy Smoka — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Łzy Smoka», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Nawet jeśli mało osób pozna przyczynę tego krzyku, tłum nie będzie już długo tańczył w błogiej nieświadomości. Nic lepszego niż cios pięścią w nos, by odzyskać kontakt z rzeczywistością. Wkrótce zapanuje popłoch i wszyscy rzucą się na łeb, na szyję do drzwi.

Poczucie obowiązku, a także zwykłe sumienie skłaniały Harry’ego, by wrócić, odnaleźć dziewczynę, która straciła rękę, i spróbować udzielić jej pierwszej pomocy. Wiedział jednak, że nie odnalazłby ofiary w ciżbie; nawet gdyby mu się to udało, nie mógłby jej pomóc w tym rosnącym ludzkim wirze, który zdawał się już osiągać siłę huraganu.

Trzymając mocno Connie za rękę, wydostał się spośród tancerzy i zaczął przepychać między widzami z puszkami piwa i balonami tlenku azotu. Dotarł do tylnej ściany magazynu, pod galerię, poza zasięg dyskotekowych świateł. To było najciemniejsze miejsce w budynku.

Rozejrzał się w obie strony. Nigdzie nie widział drzwi.

W końcu znajdował się na nielegalnej imprezie w opuszczonym magazynie, a nie na nobliwym przyjęciu w hotelu, gdzie nad drzwiami są dobrze oświetlone czerwone napisy. Boże jedyny, jakże głupio i bez sensu byłoby przeżyć pauzę i spotkanie z golemami po to, żeby zostać stratowanym na śmierć przez setki naćpanych dzieciaków, które w ślepej panice pchają się wszystkie naraz do wyjścia!

Harry postanowił iść na prawo. Wybór kierunku i tak był obojętny. Na podłodze leżeli nieprzytomni smarkacze, dochodząc do siebie po długich łykach gazu rozweselającego. Harry starał się nikogo nie nadepnąć, ale pod galerią było tak ciemno, że potykał się o tych w czarnych ubraniach.

Drzwi. Prawie je minął.

Za nim muzyka dudniła tak samo głośno, lecz głos tłumu nagle uległ zmianie. Nie była to już huczna, wesoła wrzawa, lecz niski pomruk, przeszywany krzykami paniki.

Connie ściskała dłoń Harry’ego mocno, aż do bólu.

Harry popchnął drzwi. Naparł całym ramieniem. Nie poddały się. Zaraz, pewnie otwierają się do środka. Trzeba pociągnąć. To też nic nie dało.

Głuchy szmer urósł do wrzasku i tłum rzucił się ku ścianom. Harry poczuł gorąco i strach bijące od rozhisteryzowanych ludzi, którzy nacierali nawet na tylną ścianę. Przypuszczalnie część z nich nie pamiętała, gdzie jest wejście.

Macał w poszukiwaniu klamki, gałki, zasuwy, czegokolwiek, modląc się, by drzwi nie były zamknięte na klucz. Znalazł pionową dźwignię, nacisnął ją i usłyszał szczęk.

Uderzyła w nich pierwsza fala spłoszonego tłumu. Connie krzyknęła, Harry próbował ich odepchnąć na tyle daleko, by otworzyć drzwi. – Proszę cię, Boże, niech to nie będzie toaleta albo schowek, bo zgniotą nas na miazgę. – Nacisnął mocno, drzwi odskoczyły, przyciągnął je do siebie, wrzeszcząc do napierających z tyłu, żeby poczekali, poczekali, na litość boską! I wówczas drzwi otwarły się na oścież, a fala oszalałych ludzi wyniosła jego i Connie w chłód nocy.

Na parkingu było kilkunastu uczestników imprezy, skupionych wokół białego forda furgonetki. Samochód ozdabiały dwa sznury białych i czerwonych lampek choinkowych, zasilanych z akumulatora. Stanowiły jedyne źródło światła między tylną ścianą budynku a porośniętym krzakami zboczem kanionu. Długowłosy mężczyzna napełniał balony tlenkiem azotu z ciśnieniowej butli, przypiętej pasami do ręcznego wózka za furgonetką, a drugi, kompletnie łysy, zbierał pięciodolarowe banknoty. Wszyscy, handlarze i klienci, podnieśli ze zdumieniem oczy, gdy z tylnych drzwi wypadli jak z procy wrzeszczący wniebogłosy ludzie.

Harry i Connie rozdzielili się, omijając towarzystwo za furgonetką. Connie podeszła do drzwiczek po stronie pasażera, a Harry po stronie kierowcy.

Otworzył je energicznie i zamierzał wsiąść.

Ogolony na zero facet chwycił go za ramię i wyciągnął na zewnątrz.

– Hej, człowieku, co ty wyrabiasz?

Harry sięgnął pod płaszcz i wyciągnął rewolwer. Odwrócił się i wyrżnął przeciwnika lufą w usta.

– Chcesz, żebym ci tym wybił zęby?

Łysy wytrzeszczył oczy i czym prędzej się cofnął, unosząc obie ręce, żeby pokazać, że nie ma wojowniczych zamiarów.

– Nie, nie, stary, hej, spoko! Bierz brykę, jest twoja, baw się dobrze. Szerokiej drogi.

Metody Connie mogły budzić niesmak, lecz Harry musiał przyznać, że pozwalają oszczędzić sporo czasu.

Siadł za kierownicą. Zatrzasnął drzwiczki i schował broń.

Connie siedziała już obok.

Kluczyki były w stacyjce. Włączony motor zasilał akumulator, żeby nie wyładował się przez choinkowe lampki. Lampki choinkowe, rany boskie! Wesoła paczka, ci sprzedawcy NO!

Zwolnił ręczny hamulec, włączył światła, wrzucił bieg i wcisnął mocno pedał gazu. Przez chwilę opony z kwikiem buksowały w miejscu, aż wokół rozszedł się dym. Ludzie prysnęli na boki. Koła chwyciły nawierzchnię i furgonetka ruszyła. Harry nacisnął z całej siły klakson.

– Ulica będzie za dwie minuty zatkana na amen – stwierdziła Connie, przytrzymując się tablicy rozdzielczej, gdy skręcali za róg, prawie na dwóch kołach.

– Aha – przytaknął. – Wszyscy będą chcieli zwiać przed przybyciem glin.

– Gliny zawsze psują dobrą zabawę.

– Nudziarze.

– Tępe zgredy bez wyobraźni.

– Pruderyjni jak stare ciotki.

Gnali szeroką drogą wyjazdową wzdłuż bocznej ściany magazynu, gdzie nie było żadnych drzwi, więc nie musieli się obawiać, że wpadną im pod koła ogarnięci paniką ludzie. Furgonetka miała potężny zryw i mocne zawieszenie. Ciągnęła jak diabli. Pewnie została przerobiona, by w razie czego mogła uciec wozom policyjnym.

Przed magazynem sytuacja uległa zmianie i Harry, co chwila naciskając klakson i hamulec, musiał dziko lawirować, by wyminąć biegnące dzieciaki. Z budynku wydostało się już zdumiewająco dużo osób.

– Organizatorzy byli na tyle przytomni, że podnieśli wrota dla ciężarówek, by wypuścić tłum na zewnątrz – powiedziała Connie, patrząc przez boczną szybę.

– Dziwne, że one jeszcze działają – odparł Harry. – To miejsce nie było używane od Bóg wie jak dawna.

Skoro tłum szybko się rozproszył, istniała nadzieja, że nikt nie zginie w tumulcie.

Skręciwszy ostro w ulicę, Harry zarysował tylnym zderzakiem wóz na poboczu, ale jechał dalej, płosząc klaksonem kilku uczestników balangi z gazem, którzy biegli środkiem ulicy jak przerażeni ludzie na filmie z Godzilla, uciekający przed gigantycznym jaszczurem.

– Wyciągnąłeś gnata na tego łyska.

– Tak.

– I zdaje się, groziłeś, że mu odstrzelisz głowę.

– Coś w tym rodzaju.

– Nie pokazałeś mu odznaki.

– Pomyślałem, że okaże szacunek dla broni, a wobec odznaki ani trochę.

– No, Harry Lyon, mogłabym cię polubić.

– Niewiele mi z tego teraz przyjdzie… chyba że jakoś przeżyjemy.

W kilka sekund minęli smarkaczy, którzy opuścili magazyn na piechotę, i Harry dał gaz do dechy. Przemknęli koło zakładu ogrodniczego, warsztatów samochodowych i parkingu dla wozów turystycznych. Wkrótce zostawili w tyle wszystkie zaparkowane z boku szosy samochody.

Harry chciał się stąd ulotnić przed przyjazdem policji z Laguna Beach, której można było się spodziewać lada chwila. Gdyby on i Connie dali się tu przyłapać, nie byłoby końca pytaniom. W ten sposób straciliby jedyną szansę, by dopaść Tiktaka, zanim się obudzi.

– Dokąd jedziemy? – spytała Connie.

– Do “Green House”.

– Może Sammy wciąż tam jest.

– Sammy?

– Ten oberwaniec.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Łzy Smoka»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Łzy Smoka» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Łzy Smoka»

Обсуждение, отзывы о книге «Łzy Smoka» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x