Ben Bova - Saturn

Здесь есть возможность читать онлайн «Ben Bova - Saturn» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Olsztyn, Год выпуска: 2005, ISBN: 2005, Издательство: Solaris, Жанр: Космическая фантастика, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Saturn: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Saturn»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Saturn — fascynująca i tajemnicza planeta z wielkimi pierścieniami i księżycami, z których Tytan jest najprawdopodobniej obdarzony życiem. Wreszcie możliwe jest zbadanie Saturna i nie będzie to zwykły lot załogowy, a wyprawa jakiej dotąd nie było. Wielki habitat „Goddard” to olbrzymi statek, samowystarczalna arka z dziesięcioma tysiącami ludzi na pokładzie. Naukowcami, dysydentami i ludźmi niepokornymi, którym nie podobają się rządy religijnych fanatyków na Ziemi. Płonne są jednak ich nadzieje, że Nowa Moralność czy inni fanatycy nie zechcą mieć kontroli nad habitatem. A wśród uczestników wyprawy jest siostra Pancho Lane, szefowej Astro Corp, i laureatka Nobla za osiągnięcia w dziedzinie nanotechnologii — Kris Cardenas.

Saturn — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Saturn», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Pięćdziesiąt osób powinno wystarczyć, żeby zniechęcić ochronę do interwencji. W końcu nie są uzbrojeni, mają tylko pałki.

— Słyszałem, że wszyscy są szkoleni w sztukach walki.

— Czemu miałbym się w to mieszać? Pan jest teraz głównym administratorem, niech pan to załatwi.

— Jako główny administrator powołuję was…

— Do diabła z tym! Nie zamierzam dać się obić dlatego, że nie potrafi się pan dogadać z szefem ochrony. Znajdźcie sobie kogoś innego od brudnej roboty!

— A tak w ogóle — zauważyła jedna z kobiet — to jeszcze nie jest pan głównym administratorem. Przynajmniej nie oficjalnie. Profesor Wilmot musi pana zaprzysiąc.

— Ale jesteście mi potrzebni, żeby aresztować Kanangę — prosił Eberly. — To wasz obywatelski obowiązek!

— Pieprzyć obowiązek! Chciał pan być szefem, to niech pan sobie radzi. Mnie proszę z tego wypisać.

— Radź pan sobie sam — zagrzmiał jakiś człowiek o czerwonej twarzy i wojowniczej minie. — Nie lecieliśmy taki kawał drogi na Saturna, żeby pomagać komuś w zostaniu dyktatorem.

— Ale…

Odwrócili się i zaczęli wychodzić obok stojącej przy drzwiach Holly, mrucząc i narzekając.

— Poczekajcie — prosił bezsilnie Eberly.

Prawie nikt z nich się nie zawahał. Wychodzili pospiesznie, opuszczali salę konferencyjną, większość z nich wychodząc unikała wzroku Holly.

Eberly stał u szczytu stołu, patrząc, jak wychodzą. Pojął, że Morgenthau kazała założyć podsłuch we wszystkich biurach, więc Kananga dowie się o jego porażce jeszcze zanim ostatni z nich opuści tę salę.

WEJŚCIE NA ORBITĘ SATURNA

Mając za nic politykę, nie dbając o ludzkie ambicje i sprawy, obojętny na nadzieje i strachy dziesięciu tysięcy ludzi, Goddard leciał w stronę otoczonej pierścieniami planety, schwytany w studnię grawitacyjną Saturna, pędząc w kierunku wyliczonej wcześniej orbity, tuż powyżej systemu pierścieni.

Pół miliona kilometrów od niego nieregularny kawałek pokrytej lodem skały o rozmiarach równych połowie rozmiarów habitatu także pędził w kierunku orbity, która miała sprowadzić go dokładnie w środek najszerszego, najjaśniejszego, pierścienia Saturna.

W schludnie, wygodnie urządzonym centrum dowodzenia, Timoshenko skrzywił się patrząc na dane pojawiające się na konsoli.

— Zbieramy więcej pyłu niż zakładaliśmy — oznajmił. Kapitan Nicholson skinęła głową nie spuszczając wzroku z własnych ekranów.

— Nie ma się czym przejmować.

— To powoduje ścieranie się kadłuba.

— W dopuszczalnych granicach. Kiedy znajdziemy się na orbicie, będziemy się poruszać razem z cząsteczkami pyłu i poziom tarcia spadnie.

Timoshenko dostrzegł, że nawigator i pierwszy oficer wyglądają na zaniepokojonych, mimo zapewnień pani kapitan.

— Jeśli tarcie spowoduje uszkodzenie nadprzewodzącego drutu — rzekł pierwszy oficer — dojdzie do awarii osłony antyradiacyjnej.

Kapitan obróciła się w fotelu w jego stronę. Była niewielką kobietką, ale jej wystająca kwadratowa szczęka sugerowała, że to twarda sztuka.

— I co ja mam z tym zrobić, panie Perkins? Jesteśmy w fazie swobodnego spadania. Mam włączyć wsteczny i wycofać ze studni grawitacji Saturna?

— Och nie, pani kapitan. Ja tylko…

— Proszę więc zająć się swoimi obowiązkami i przestać zachowywać się jak baba. Obliczyliśmy tarcie jeszcze zanim opuściliśmy orbitę okołoksiężycową, tak? Nie dojdzie do uszkodzenia osłony.

Pierwszy oficer przechylił głowę i patrzył na ekrany, jakby od tego zależało jego życie.

— A pan — zwróciła się do nawigatora — ma pilnować tej nadlatującej śnieżki. Jeśli istnieje jakieś niebezpieczeństwo, to wiąże się właśnie z tym.

— Leci przewidywaną trajektorią ze zbieżnością 99,999% — rzekł nawigator.

— Ale i tak proszę nie spuszczać jej z oka — warknęła kapitan Nicholson. — Astronomowie mogą sobie przewidywać co chcą, a jak nas trafi taka jedna, to po nas.

Timoshenko uśmiechnął się kwaśno. Twarda sztuka. Będzie mi jej brakowało jak odleci.

I wtedy zrozumiał, że kiedy ona i dwie pozostałe osoby z załogi odlecą, on będzie najstarszym jej członkiem. Najstarszym i jedynym.

— Sprzedał nas — syknął Vyborg. — Ten zdrajca nas sprzedał. Kananga oglądał na monitorze nieudane spotkanie Eberly’ego i roześmiał się na głos.

— Nie — rzekł. — Próbował nas sprzedać. I mu się nie udało. Siedzieli w biurze Morgenthau. Zza biurka wyłączyła obraz kamery, po czym pochyliła się w trzeszczącym fotelu.

— Co w takim razie z nim zrobimy? — spytała.

— To zdrajca — powtórzył Vyborg. — Oportunistyczna chorągiewka, która za parę groszy sprzeda własną matkę.

— Zgoda — przytaknęła Morgenthau z ponurą miną. — Ale co mamy z nim zrobić?

Kananga nadal się uśmiechał.

— Do tego służą śluzy powietrzne. Jego i dziewczynę.

— A Cardenas? — spytała Morgenthau. — A kaskader? A Wilmot i wszyscy ci, którzy się nam sprzeciwiali?

Kananga już miał skinąć głową, kiedy zrozumiał, o co jej chodzi. Potarł podbródek z namysłem.

— Nie możemy zabić wszystkich, którzy się z nami nie zgadzają — rzekł Vyborg. — Niestety.

— Tak — rzekł Kananga. — Nawet moi najlepsi ludzie postawiliby gdzieś granicę.

— Musimy więc ich mieć pod kontrolą, nie zabijając — rzekła Morgenthau.

— A możemy mieć pod kontrolą Eberly’ego? Za parę godzin zostanie powołany na administratora habitatu.

— To nic nie znaczy — zapewniła go Morgenthau. — Widziałeś, jak ci ludzie zareagowali na prośbę o pomoc. Malkontenci i wolnomyśliciele nie kiwną palcem, żeby mu pomóc.

— Oni go wybrali.

— Tak, i teraz oczekują, że będzie rządził tak, żeby ich nie obchodziło. Nie chcą się angażować, bycie aktywnymi obywatelami to za duży kłopot.

— Ach — rzekł Kananga. — Rozumiem.

— Dopóki nie będziemy sprawiać ludziom kłopotu, dadzą nam wolną rękę i będziemy mogli rządzić jak chcemy.

— Eberly będzie miał więc stanowisko, ale należy się upewnić, żeby nie miał władzy?

— Dokładnie. Będzie musiał tańczyć, jak mu zagramy.

— A Wilmot?

— Już jest nieszkodliwy.

— Cardenas? Kaskader? — spytał Vyborg.

— Kaskader zrobi swój numer i odlatuje. Odleci szybkim statkiem przywożącym naukowców z Ziemi.

— Cardenas — powtórzył Vyborg. — Nie chcę jej tutaj. I jej nanomaszyn.

— I ta cała Lane — wtrącił Kananga, dotykając policzka, w który kiedyś oberwał. — Należy ją uciszyć. Na stałe.

— Powinno się ją skazać za morderstwo Romero — oznajmiła Morgenthau.

— Lepiej, żeby zginęła podczas próby ucieczki — rzekł Kananga.

— Tak, pewnie tak.

— A co z Cardenas? — powtórzył Vyborg.

Morgenthau wzięła głęboki oddech.

— Mnie ona też się nie podoba. Trzeba by z niej zrobić wichrzyciela.

Na jej twarzy pojawiła się nagle radość. — Nanotechnologia! A gdybyśmy udowodnili, że doktor Cardenas pichci w swoim laboratorium niebezpieczne nanomaszyny?

— Przecież tak nie jest.

— Ale ludzie w to uwierzą. Szczególnie jak rozgłosimy, że Romero został zabity przez nanomaszyny.

Mimo zaufania do mechaniki newtonowskiej, mimo zapewniania Timoshenki i dwóch pozostałych członków miniaturowej załogi, że wszystko będzie w porządku, kapitan Nicholson poczuła jakiś dziwny ucisk w środku, gdy zegar odliczał ostatnie sekundy.

Wszystkie ekrany wyglądały tak normalnie, że aż nudnie. Najwyraźniej z ich trajektorią nie działo się nic złego. Tarcie pyłu było niepokojące, ale przekraczało przewidywane wartości nieznacznie. Zbliżająca się kula lodowa leciała po przewidywanej trajektorii, w bezpiecznej odległości dwustu tysięcy kilometrów od habitatu.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Saturn»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Saturn» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Saturn»

Обсуждение, отзывы о книге «Saturn» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x