— Dokładnie to chciałem pani powiedzieć.
— Wyjaśniłam już panu, że nie mamy wyboru. Roszczenie jest legalne i musimy je uznać.
— To będziecie musieli poszukać pieniędzy gdzie indziej — odparł.
Prezes MUA wstała gwałtownie.
— Dokładnie tego się po panu spodziewałam. Trumball również wstał, powoli.
— W takim razie pani nie rozczarowałem. Cieszę się. — Wskazał na drzwi. — A teraz życzę miłego dnia.
Gdy wyszła, Trumball usiadł i odwrócił fotel tak, by patrzeć na miasto i zatokę, daleko pod nim.
Nie powinienem mieć żalu do Indian. Waterman nigdy by na to nie wpadł. To Dex. Dex wyrolował mnie z całej planety. Mały skurwiel mi dokopał.
Ku swemu zdziwieniu uśmiechnął się.
Jamie spędzał jak najwięcej czasu na zewnątrz, pobierając próbki z różnych warstw ściany klifu, zjeżdżając na samo dno kanionu, by pomóc Trudy i Fuchidzie, spacerując samotnie po cichej i pustej marsjańskiej budowli.
W końcu musiał wracać do kopuły. Czoło klifu pociemniało w cieniu, gdy słońce schowało się za zachodnim horyzontem. Fu chida i Hali przejechali już koło niszy, wracając do kopuły. Vijay w centrum łączności powiedziała mu, że słońce już prawie zaszło i ma wracać.
Gdy tylko Jamie wkroczył do wewnętrznej śluzy kopuły, zobaczył, że Dex prawie skacze z zachwytu.
— Połowa mediów z całego świata chce z tobą gadać, chłopie — wykrzyknął, gdy tylko Jamie zdjął hełm. — Wszyscy tam powariowali!
— Jakieś wieści od twojego ojca?
— Nic. Ale Pete Connors dał znać, że kochany tatuś odwołał przylot.
Zdejmując górną część skafandra, Jamie dostrzegł biegnącą w ich stronę Vijay.
— To oznacza, że on nie będzie finansował trzeciej wyprawy, prawda? — rzekł Jamie.
— I co z tego? — warknął Dex. — Zajmę się tym, jak wrócimy do domu.
Vijay wyglądała na przerażoną.
— Chodźcie szybko do centrum łączności. Zdarzył się wypadek!
Na umięśnionej twarzy Stacy widać było smugi brudu i krople potu. Wyglądała na wściekłą.
— Totalna awaria głównej instalacji elektrycznej — wyjaśniła Jamiemu. — Ciągniemy na ogniwach paliwowych, ale nawet przy minimalnym poborze mocy na noc nam nie wystarczy.
— Co się stało? — spytał Jamie. Stacy potrząsnęła głową.
— Zasilanie padło. Włączył się natychmiast system awaryjny, ale jeśli nie uruchomimy głównego systemu przed nocą, będziemy musieli spędzić… Ale to już Opos, eee, Wiley ci powie.
Jamie siedział przy głównej konsoli łączności, Vijay przy nim, Trudy, Fuchida, Dex i Rodriguez stłoczyli się za nimi.
Craig wyglądał jeszcze gorzej niż Dezhunwa. Opadł na krzesło obok kosmonautki.
— Reaktor szlag trafił — oznajmił. — A mój skafander został nieźle napromieniowany.
— Co?
— Jakiś skurwiel wywiercił dziurę do reaktora i wlał tam jakiś kwas — Craig wyglądał, jakby nie wierzył własnym słowom.
Fuchida, stojąc przy Jamiem, wysyczał:
— Sabotaż.
Głos Jamiego brzmiał martwo.
— Chcesz powiedzieć, że jedno z nas celowo… — słowa uwięzły mu w gardle. Nie mógł ich wymówić.
Craig potrząsał głową. — Nie, to nie był nikt z nas. A w każdym razie niekoniecznie. Dziura musiała zostać wykopana tydzień temu albo jeszcze wcześniej. Pieprzony kwas musiał przenikać do generatora co najmniej tak długo. Musiał przeżreć osłony, zanim wyrządził jakąś rzeczywistą szkodą.
Wszyscy w centrum łączności zamilkli. Wydawało się, że nawet cała instalacja szumi jakoś ciszej.
— Coś wam jednak powiem — podsumował ponuro Craig. — Ktoś to zrobił celowo.
Przez długą chwilę nikt nic wypowiedział ani słowa. Jamie miał wrażenie, że głowa pęka mu od natłoku myśli. Sabotażysta. Mamy wśród nas sabotażystę. Albo sabotażystkę. Kogoś szalonego.
— Dobrze — rzeki wolno. — Wsiadajcie w łazik i przyjeżdżajcie jak najszybciej.
— Muszę zamknąć tu wszystkie systemy — rzekła Stacy. Dex wetknął głowę między Jamiego i Vijay.
— Zrzućcie wszystkie dane z komputerów. Chyba mamy wszystko do dzisiejszego popołudnia, ale wolałbym być całkiem pewien.
— Tak. Jasne.
Rodriguez pochylił się nad ramieniem Jamiego.
— Trzeba zawiadomić Tarawę, że potrzebujemy zapasowego reaktora.
— Wypełnimy kopułę azotem — powiedział Craig. — Nie będziemy ryzykować pożaru, skoro nikogo tu nie będzie.
— Z tym poczekaj — rzekł Jamie. — Nie możemy zasilać kopuły z ładownika?
— Tak, może. Z jego ogniw paliwowych. Ale podłączenie go do generatora paliwa i zakopanie rur zajmie parę dni.
— Powinniśmy byli zbudować farmę ogniw słonecznych, kiedy po raz pierwszy tu wylądowaliśmy. Jak w Bazie Księżycowej.
Jamie skrzywił się.
— Pewnie tak.
— To przewiduje program trzeciej wyprawy, prawda? — spytał Craig.
— Tak, ale teraz nic nam takie rozważania nie dają — przyznał Craig. — Zrzućcie dane z komputerów, wypuście tlen z kopuły i przyjeżdżajcie tutaj. Wymyślimy, jak…
— A co z ogrodem? — rzuciła Trudy.
Dezhurova zmarszczyła brwi. Craig machnął bezradnie dłonią w powietrzu.
— Twoje roślinki będą musiały same o siebie zadbać przez jakiś czas, Trudy.
— Aż wrócimy i uruchomimy zasilanie z ładownika — rzekł Rodriguez.
Hali wyglądała na bliską płaczu.
— Co za szkoda — mruknęła. — Straszna szkoda.
Kolacja przebiegała dość ponuro. Jamie czuł, jak w powietrzu unoszą się podejrzenia i strach na tyle gęste, że całkiem zgasiły rozmowę.
Jedno z nas jest szalone, rozmyślał. Próbował unikać tej myśli, ale słowa nadal formowały się w jego umyśle. Jedno z nas celowo zniszczyło reaktor w kopule jeden.
Patrzył na twarze wszystkich zgromadzonych przy stole, a oni ponuro spożywali swój posiłek: Vijay, Dex, Rodriguez, Trudy, Fuchida. Problem polegał na tym, że nie był w stanie określić, które z nich może być szaleńcem, obłąkańcem celowo niszczącym sprzęt, potencjalnym mordercą.
A jednak tu jest, uprzytomnił sobie. Zabójca. Morderca. Próbował zniszczyć kopułę ogrodową, uszkodzić sprzęt, zniszczyć reaktor — wszystko to mogłoby doprowadzić ich do śmierci. Mamy wśród nas potencjalnego mordercę.
Choć nikt nie zjadł zbyt wiele, nikt też nie chciał być pierwszym, który odejdzie od stołu. Ociągali się, rozmowa sienie kleiła, na twarzach malował się niepokój i nieufność, które mogły unicestwić tę wyprawę równie skutecznie jak morderstwo.
— Dobrze — rzekł Jamie na tyle głośno, że zwrócił uwagę ich wszystkich. — Jedno z nas zniszczyło reaktor w kopule jeden. Czy ktoś się przyznaje?
Popatrzyli na niego, po czym dyskretnie zaczęli spoglądać po sobie.
Jamie nie spodziewał się, że ktoś się przyzna.
— Bez względu na to, kim jest ta osoba — jest chora. Umysłowo lub emocjonalnie.
— Takie rzeczy już się zdarzały — odezwała się Vijay ze swojego krzesła po drugiej stronie stołu.
— To znaczy?
— Na ekspedycjach polarnych — wyjaśniła. — Na łodziach podwodnych zanurzonych całymi miesiącami. Ktoś dostaje szału albo co gorsza knuje w skrytości.
— I co się dzieje? — spytał Dex. Siedział między Jamiem a Fuch idą.
Vijay odparła:
— W większości takich przypadków zaczyna się od samookaleczenia. Potem następuje eskalacja i ktoś taki zaczyna niszczyć i uszkadzać sprzęt. Jeśli się go nie powstrzyma, dochodzi do demolki albo morderstwa.
Читать дальше