Teraz nie ma już czasu na badanie tej kultury — przepadła. Cały gatunek wyginie i nie będzie nikogo, kto by wiedział o nim cokolwiek poza tym, że pod pokrywą śniegu jest jakaś kamienna budowla.
Może niczego innego się nie spodziewaliśmy.
ARCHIWUM
DO: NCA „HAROLD WILDSIDE”
OD: DYREKTOR OPERACYJNY, PROJEKT DEEPSIX
HUTCHINS, PAMIĘTAJCIE, ŻE NA DEEPSIX SĄ DRAPIEŻNIKI. PIERWSZE ZAPISY Z PROJEKTU SUGERUJĄ ZACHOWANIE SZCZEGÓLNEJ OSTROŻNOŚCI. POINFORMOWANO MNIE, ŻE NAJWIĘKSZY EKSPERT W TEJ DZIEDZINIE, RANDALL NIGHTINGALE, JEST NA POKŁADZIE WASZEGO STATKU. ZABIERZCIE GO TAM.
GOMEZ
DO: NCA „WENDY JAY”
OD: DYREKTOR OPERACYJNY
TEMAT: STANOWISKA ARCHEOLOGICZNE
DO WIADOMOŚCI: GUNTHER BEEKMAN.
ZAWRÓCILIŚMY „WILDSIDE”, ŻEBY PRZEPROWADZIĆ PRACE ARCHEOLOGICZNE NA DEEPSIX. DOWÓDCĄ MISJI BĘDZIE PRISCILLA HUTCHINS. PROSZĘ, BYŚCIE PAN I KPT. CLAIRVEAU UDZIELILI WSZELKIEJ NIEZBĘDNEJ POMOCY.
GOMEZ
W krytycznym momencie krytycznej misji, kiedy jego ludzie najbardziej go potrzebowali, Randall Nightingale zemdlał. Uratowała go Sabina Coldfield i zaniosła w bezpieczne miejsce, co przypłaciła własnym życiem. Wszyscy teraz są zaskoczeni przegraną tej misji oraz tym, że nie podjęto dalszych prób zbadania komarów i trawy moczarowej na Maleivie III. Mówiono, że koszty były za duże, ale miano na myśli pieniądze. Tymczasem to rzeczywiście kosztowało za dużo, bo pochłonęło życie takich ludzi jak Coldfield, która była warta tyle co tuzin takich Nightingale’ów.
Gregory MacAllister, „Prosto i wąsko”
(Wspomnienia)
Marcel już nie wierzył w to, że mieszkańcy Deepsix wymarli dawno temu. Czy w ogóle wymarli.
— Przypuszczam, że możesz mieć rację — rzekła Kellie. Oparła brodę na dłoni i przyglądała się obrazom, które zarejestrowano tego dnia.
Marcel zamierzał po zakończeniu misji zaproponować Kellie Collier uprawnienia dowódcy. Miała zaledwie dwadzieścia osiem lat i była trochę za młoda na to stanowisko, ale stanowiła wcielenie profesjonalizmu i nie widział sensu w zajmowaniu przez nią zawsze posady drugiego po Bogu. Zwłaszcza teraz, gdy podróże międzygwiezdne intensywnie się rozwijały. Było mnóstwo statków nadświetlnych, na których brakowało oficerów, to samo dotyczyło frachtowców handlowych, jachtów prywatnych oraz statków firmowych i dyrektorskich. Rozwijała się działalność patrolowa, szczególnie po zeszłorocznej utracie „Nagietka” i „Rancocas” wraz z załogami. Pierwszy uległ dezintegracji przy przejściu w hiperprzestrzeń; załodze udało się schronić w kapsułach, ale skończył im się tlen, zanim opieszała jednostka patrolu ich znalazła. „Rancocas” doznał awarii zasilania i zaczął dryfować. Łączność także nie działała, a kiedy zauważono jego nieobecność, było już za późno.
Ponieważ ludzie przeprowadzali się na nowo terraformowane planety, gdzie dostęp do ziemi był nieograniczony, opinia publiczna domagała się poprawy warunków bezpieczeństwa. Patrol wkroczył więc w erę ekspansji. Trudno było przewidzieć, jak daleko może dojść taka młoda zdolna jak Collier.
Kellie przyglądała się niskim wzgórzom jednego z łańcuchów górskich w środkowej Transitorii.
— Nie ma żadnych wątpliwości — oznajmiła. — To jest droga. Albo kiedyś nią była.
Marcel pomyślał, że widzi to, co chce widzieć.
— Zarosła. — Usiadł przy niej. — Trudno powiedzieć. Może to stare koryto rzeki.
— Spójrz tu. Biegnie pod górę. To nie mógł być ciek wodny. — Rzuciła okiem na ekran. — Ale minęło już dużo czasu, odkąd była używana.
W ciągu pięciu dni, jakie minęły od pierwszego odkrycia, znaleźli wiele dowodów na to, że planeta była kiedyś zamieszkała. Co więcej, na trzech kontynentach odkryli pozostałości miast. Miasta były od dawna wymarłe, zasypane, zmiażdżone lodowcami. Wyglądało na to, że pochodzą z epoki, w której mieszkańcy nie znali jeszcze techniki. Dalsze spekulacje musiały poczekać do chwili, gdy przybędzie Hutch i poleci na powierzchnię planety, żeby obejrzeć to z bliska. Nie było jednak budowli, które wyraźnie odcinałyby się na tle krajobrazu, a śnieg nie był aż tak głęboki, żeby przykryć naprawdę duże budowle. Nie było mostów, tam, wieżowców, żadnych śladów większych konstrukcji. Tylko czasem, tu czy tam, jakiś fragment na śniegu. Dach, wieża, filar.
Na wyspie, którą nazwali Zmarzłocią, był kamienny krąg. Na środku ugoru blisko Zatoki Złych Wieści, niedaleko miejsca, gdzie tak nieszczęśliwie zakończyła się misja Nightingale’a, leżał wóz, a na Przylądku Rozczarowania w Tempusie był przedmiot, który mógł być pługiem.
Ale ta droga…
Miała jakieś trzydzieści kilometrów długości i można było ją prześledzić w całości: zaczynała się w dolinie rzeki, potem przebiegała koło brzegu małego jeziora, po czym wspinała się u podnóża góry. (Kellie miała rację: to nie mogła być rzeka). Znikała na krótko w leśnej gęstwinie, po czym wynurzała się znów blisko oceanu.
Droga biegła u podnóża jednej z wyższych gór. Wznosiła się na wysokość prawie siedmiu tysięcy metrów powyżej lasu. Jej północna część była zygzakowata, opadając jednostajnie z otoczonego chmurami szczytu na łagodne zbocze. Kiedy promienie słońca padały na skalną ścianę rankiem, dało się zauważyć jakąś kobaltową poświatę, więc nazwali ten szczyt Górą Błękitną.
— Trasa turystyczna — rzekł Marcel.
Kellie wzruszyła ramionami.
— Może. Szkoda, że nie możemy tam polecieć i obejrzeć.
— „Wildside” to załatwi, jak tylko się pojawi.
Założyła ramiona na piersi, jak wtedy, gdy dawała mu do zrozumienia, że chce o coś zapytać, ale tym razem nie zapytała.
— Mamy szczęście, że w pobliżu jest archeolog.
— Hutch? — Marcel uśmiechnął się. — Ona nie jest archeologiem. Jest raczej z naszej branży.
— Pilot?
— Tak. Pewnie nie było nikogo innego. Ona przynajmniej pracowała przy kilku stanowiskach.
Kellie pokiwała głową, wstała i przyjrzała mu się uważnie.
— Sądzisz, że pozwoli mi tam polecieć?
— Jeśli poprosisz, to pewnie tak. Zapewne się ucieszy, że ktoś chce pomóc.
Kellie była ładna, wysoka, miała ciemne, kuszące oczy, gładką, czarną skórę i delikatne włosy do ramion. Marcel wiedział, że nie ma problemu z uzyskiwaniem od mężczyzn tego, czego chce, ale próbowała nie używać swojego uroku na nim. To kiepski nawyk, powiedziała mu raz. Ale było to dla niej cos równie naturalnego jak oddychanie. Mrugała powiekami i próbowała patrzeć na niego od dołu, choć nadal siedział.
— Marcelu, powiedzieli, że przyda im się każda pomoc.
— Nie sądzę, żeby mieli na myśli ludzi.
Zatrzymała na nim spojrzenie.
— Bardzo chciałabym tam polecieć. Nie jestem ci tu potrzebna.
Marcel zastanowił się.
— Lądownik pewnie będzie pełen naukowców — rzekł. — Oni mają pierwszeństwo.
— Dobrze. — Pokiwała głową. — To uzasadnione. Ale jeśli tylko będzie miejsce…
Marcel czuł się niepewnie. Znał Hutch, niezbyt blisko, ale wystarczająco dobrze, żeby jej zaufać. Eksperci nie wiedzieli dokładnie, kiedy Deepsix zacznie się rozpadać. A na planecie były niebezpieczne zwierzęta. Kellie była jednak dorosłą kobietą, a on nie potrafił znaleźć żadnych powodów, żeby jej odmówić.
— Zapytam ją, zobaczymy, co powie.
Beekman był zatopiony w myślach, gdy Marcel usiadł przy nim. Siedział ze zmarszczonym czołem, spuszczonymi oczami, pomarszczonymi brwiami. Wzdrygnął się i spojrzał niepewnie na kapitana.
Читать дальше