Andrzej Sapkowski - Czas pogardy

Здесь есть возможность читать онлайн «Andrzej Sapkowski - Czas pogardy» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1995, ISBN: 1995, Издательство: SuperNOWA, Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Czas pogardy: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Czas pogardy»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Drugi tom tak zwanej "Sagi o wiedźminie".
Świat Ciri i wiedźmina ogarniają płomienie.
Nilfgaard najeżdża na sprzymierzone królestwa.
Czy spełni się złowroga przepowiednia?
Ta proza pójdzie dalej w świat, już tam wystartowała. Odwołuje się przecież do tęsknot, emocji i wartości wspólnych; w swojej klasie jest znakomita i niepowtarzalna…
"Polityka"
Chandler zrobił z kryminału moralitet, powieść psychologiczną. Sapkowski podobnie — z opowieści o walkach ze smokami stworzył literaturę najwyższej klasy.
"Życie Warszawy"

Czas pogardy — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Czas pogardy», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Evertsen kalkulował.

Chorągiew taktyczna łączy dziesięć zwykłych chorągwi i liczy dwa tysiące konnych. Choć Winneburczycy nie wejdą już zapewne do żadnej dużej bitwy, w potyczkach polegnie nie mniej niż jedna szósta stanu. Potem będą obozy i biwaki, zepsute żarcie, brud, wszy, komary, skażona woda. Przyjdzie to, co zawsze, co nieuniknione: tyfus, dyzenteria i malaria, które zabiją nie mniej niż jedną czwartą. Do tego doliczyć trzeba ryczałt — wypadki nieprzewidziane, zwykle około jednej piątej stanu. Do domu wróci ośmiuset. Nie więcej. A zapewne mniej.

Gościńcem przeszły następne chorągwie, za jazdą pojawiły się korpusy piechoty. Maszerowali łucznicy w żółtych kabatach i okrągłych hełmach, kusznicy w płaskich kapa-linach, pawężnicy i pikinierzy. Za nimi szli tarczownicy, opancerzeni jak raki weterani z Vicovaro i Etolii, dalej kolorowa zbieranina — zaciężni knechci z Metinny, naje-, mnicy z Thurn, Maecht, Geso i Ebbing…

Pomimo upału oddziały maszerowały dziarsko, wzbijany żołnierskimi buciorami pył kłębił się nad drogą. Łomotały bębny, powiewały proporce, chwiały się i błyszczały żeleźca pik, oszczepów, halabard i gizarm. Wojacy maszerowali raźnie i wesoło. To szła armia zwycięska. Armia niezwyciężona. Dalej, chłopy, naprzód, do boju! Na Vengerberg! Wykończyć wroga, zemścić się za Sodden! Użyć wesołej wojaczki, napchać sakwy łupem i do domu, do domu!

Evertsen patrzył. I liczył.

*****

— Vengerberg padł po tygodniu oblężenia — dokończył Jaskier. - Zdziwi cię, ale tam cechy dzielnie i do końca broniły baszt i wyznaczonych odcinków muru. Wyrżnięto więc całą załogę i ludność miasta, coś około sześciu tysięcy ludzi. Na wieść o tym zaczęła się wielka ucieczka. Rozbite pułki i ludność cywilna zaczęły masowo uchodzić do Temerii i Redanii. Tłumy uciekinierów ciągnęły Doliną Pontaru i przełęczami Mahakamu. Ale nie wszystkim udało się uciec. Konne zagony Nilfgaardczyków poszły za nimi, odcinały drogę ucieczki… Wiesz, o co chodziło?

— Nie wiem. Nie znam się na… Nie znam się na wojnie, Jaskier.

— Chodziło o jeńców. O niewolników. Chcieli zagarnąć w niewolę jak najwięcej ludzi. To dla Nilfgaardu najtańsza siła robocza. Dlatego tak zawzięcie prześladowali uciekinierów. Tb było wielkie polowanie na ludzi, Geralt. Łatwe polowanie. Bo wojsko uciekło, a uchodzących ludzi nikt nie bronił.

— Nikt?

— Prawie nikt.

*****

— Nie zdążymy… — wycharczał Villis, oglądając się. - Nie zdołamy ujść… Psiakrew, granica już tak blisko… Tak blisko…

Rayla stanęła w strzemionach, spojrzała na gościniec wijący się wśród pokrytych borem wzgórz. Droga, jak okiem sięgnąć, usiana była porzuconym dobytkiem, trupami koni, zepchniętymi na pobocza wozami i wózkami. Za nimi, zza lasów, biły w niebo czarne słupy dymów. Słychać było coraz bliższy wrzask, narastające odgłosy walki.

— Wykańczają tylną straż… - Villis otarł twarz z sadzy i potu. - Słyszysz, Rayla? Dogonili tylną straż i wycinają ich w pień! Nie zdążymy!

— Teraz my jesteśmy tylną strażą — powiedziała sucho najemniczka. - Teraz nasza kolej.

Villis pobladł, któryś z przysłuchujących się żołnierzy westchnął głośno. Rayla szarpnęła wodze, obróciła chrapiącego ciężko, z trudem unoszącego łeb wierzchowca.

— I tak nie zdołamy ujść — powiedziała spokojnie. - Konie za chwilę padną. Zanim dojdziemy do przełęczy, dopędzą nas i zarąbią.

— Rzućmy wszystko i zapadnijmy w lasy — powiedział Villis, nie patrząc na nią. - Pojedynczo, każdy za siebie. Może się uda… przeżyć.

Rayla nie odpowiedziała, wzrokiem i ruchem głowy wskazała na przełęcz, na szlak, na ostatnie szeregi długiej kolumny uciekinierów ciągnących ku granicy. Villis zrozumiał. Zaklął wstrętnie, zeskoczył z siodła, zachwiał się, oparł na mieczu.

— Z koni! — krzyknął chrapliwie do żołnierzy. - Tarasować gościniec czym się da! Czego się gapicie? Raz matka rodziła i zdycha się ino raz! Jesteśmy wojsko! Jesteśmy straż tylna! Musimy zatrzymać pościg, opóźnić…

Zamilkł.

— Jeśli opóźnimy pościg, ludzie zdołają przejść do Temerii, na tamtą stronę gór — dokończyła Rayla, też zsiadając z konia. - Tam są kobiety i dzieci. Co tak wytrzeszczacie gały? To nasze rzemiosło. Za to nam płacą, zapomnieliście?

Żołnierze popatrzyli po sobie. Przez moment Rayla sądziła, że jednak umkną, że poderwą mokre i wycieńczone konie do ostatniego, niemożliwego wysiłku, że pognają za kolumną uchodzących, ku zbawczej przełęczy. Myliła się. Źle ich oceniała.

Przewrócili na gościniec wóz. Szybko zbudowali barykadę. Prowizoryczną. Niską. Absolutnie niewystarczającą.

Nie czekali długo. Do wąwozu wpadły dwa konie, chrapiące, potykające się, sypiące płatami piany. Tylko jeden niósł jeźdźca.

— Blaise!

— Gotujcie się… - najemnik zsunął się z siodła w ramiona żołnierzy. - Gotujcie się, psiamać… Są tuż za mną…

Koń zachrapał, tanecznie postąpił bokiem kilka kroków, upadł na zad, ciężko runął na bok, wierzgnął, wyciągnął szyję, zarżał przeciągle.

— Rayla… — wycharczał Blaise, odwracając wzrok. -Dajcie… Dajcie mi coś. Straciłem miecz…

Wojowniczka, patrząc na bijące w niebo dymy pożarów, wskazała ruchem głowy topór oparty o przewrócony wóz. Blaise chwycił broń, zatoczył się. Lewą nogawkę miał przesiąkniętą krwią.

— Co z innymi, Blaise?

— Wyrżnęli ich — stęknał najemnik. - Wszystkich. Cały oddział… Rayla, to nie Nilfgaard… To Wiewiórki… To elfy nas dognały. Scoia'tael idą przodem, przed Nilfgaardczykami.

Jeden z żołnierzy jęknął rozdzierająco, drugi ciężko usiadł na ziemi, zasłaniając twarz dłońmi. Villis zaklął, dociągając rzemienie półpancerza.

— Na miejsca! — wrzasnęła Rayla. - Za zaporę! Nie wezmą nas żywych! Obiecuję wam!

Villis splunął, po czym szybko zerwał z naramiennika trójkolorową, czarno-złoto-czerwoną kokardę wojsk specjalnych króla Demawenda, cisnął ją w zarośla. Rayla, wygładzając i czyszcząc własną odznakę, uśmiechnęła się krzywo.

— Nie wiem, czy ci to pomoże, Villis. Nie wiem.

— Obiecałaś, Rayla.

— Obiecałam. I dotrzymam obietnicy. Na miejsca, chłopaki! Kusze i łuki w garść!

Nie czekali długo.

Gdy odparli pierwszą falę, zostało ich tylko sześcioro. Walka była krótka, ale zażarta. Zmobilizowani żołnierze z Yengerbergu bili się jak szatani, zaciekłością nie ustępowali najemnikom. Żaden nie chciał wpaść żywy w ręce Scoia'tael. Woleli umrzeć w boju. I umierali przeszywani strzałami, umierali od pchnięć oszczepów i ciosów mieczy. Blaise umarł leżąc, zadźgany sztyletami przez dwóch elfów, którzy zwalili się na niego, ściągnąwszy z zapory. Żaden z tych elfów nie wstał. Blaise też miał sztylet.

Scoia'tael nie dali im odpocząć. Runęło na nich drugie komando. Villis, po raz trzeci pchnięty oszczepem, upadł.

— Rayla! — krzyknął niewyraźnie. - Obiecałaś! Najemniczka, kładąc trupem kolejnego elfa, odwróciła się szybko.

— Bywaj, Villis — oparła leżącemu sztych miecza poniżej mostka i pchnęła silnie. - Do zobaczenia w piekle!

Po chwili była sama. Scoia'tael otaczali ją ze wszystkich stron. Wojowniczka, umazana krwią od stóp do głowy, uniosła miecz, zawirowała, potrząsnęła czarnym warkoczem. Stała wśród trupów, straszna, wykrzywiona jak demon. Elfy cofnęły się.

— Chodźcie! — krzyknęła dziko. - Na co czekacie? Nie weźmiecie mnie żywej! Jestem Czarna Rayla!

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Czas pogardy»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Czas pogardy» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Andrzej Sapkowski - Sezon burz
Andrzej Sapkowski
Andrzej Sapkowski - La Dama del Lago
Andrzej Sapkowski
Andrzej Sapkowski - La torre de la golondrina
Andrzej Sapkowski
Andrzej Sapkowski - Żmija
Andrzej Sapkowski
Andrzej Sapkowski - Blood of Elves
Andrzej Sapkowski
Andrzej Sapkowski - Krew Elfów
Andrzej Sapkowski
Andrzej Sapkowski - Pani jeziora
Andrzej Sapkowski
Andrzej Sapkowski - Ostatnie życzenie
Andrzej Sapkowski
Andrzej Sapkowski - Miecz przeznaczenia
Andrzej Sapkowski
Andrzej Sapkowski - Chrzest ognia
Andrzej Sapkowski
Отзывы о книге «Czas pogardy»

Обсуждение, отзывы о книге «Czas pogardy» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x