– Odnaleźć ciało księcia – szepnął.
Dowódca żołnierzy, choć sam miał pochyloną głowę, usłyszał cichą komendę. Rozesłał ludzi, którzy woleliby wszystko, choćby i przejść przez ogień, niż wykonywać to zadanie. Jechali struci jak szczury gipsem dorzuconym do jadła. Jechali aż…
– Tam, panie! Tam!!!
Zaan uderzył stopami boki swojego konia.
– Tam, panie, jest…
– Stul pysk.
Ruszył przez zarośla. Nie baczył na gałęzie chlaszczące twarz. Droga nie była długa, na szczęście. Wyjechał na pagórek i…
Zobaczył księcia Siriusa siedzącego w kucki. A tuż obok płaczącą dziewczynę pod drzewem. Coś dziwnego stało się z jego ciałem. Przez chwilę, przez moment, nie był już chory. Oddychał normalnie, nic nie świszczało mu w płucach.
Zeskoczył z konia i podbiegł po raz pierwszy, nie narażając się na atak kaszlu.
– Bogowie! Sirius, co się stało?!!!
Chłopak podniósł głowę.
– Nie wiem – wyznał.
– Ty żyjesz?!!! Bogowie!!! Co się stało?
Chłopak zagryzł wargi. Spojrzał w bok na dziewczynę, potem przeniósł maślany, nieprzytomny wzrok na Zaana.
– Nie wiem – powtórzył. – Zabili wszystkich… Zagnali mnie tu i ubili tych dwóch ostatnich. Potem kpili długo… Honor Troy bezczeszcząc. A potem… przyszła ta dziewczyna – wskazał na Achaję w przezroczystej sukni. – I ona… Pozabijała ich wszystkich.
– Co? Co ty mówisz?!!! Człowieku…
– No mówię… Przyszła i… wszystkich pozabijała. A temu ostatniemu, z opaską… tak strasznie urągała przed śmiercią.
– Coooo? Kurwa? Kurwa ich pozabijała? – Zaanowi opadły ręce.
– Przecież mówię – Sirius wstał nagle i ryknął na żołnierzy. – Psy! Przywieźć mi tu zaraz czystą sukienkę!
– Co ty bredzisz? – mruknął Zaan.
– Ktoś, kto uratował mi życie, nie będzie siedział w obsikanej kiecce! – znowu spojrzał na żołnierzy. – Jazda, psia wasza mać! Spod ziemi wyciągnąć.
Ruszyli z kopyta. No… Po prawdzie… Starając się szerokim łukiem omijać siedzącą pod drzewem dziewczynę.
– Bo wiesz – kontynuował książę niezbyt przytomnie. – Bo ona… Wiesz… Przyszła i… Za chwilę już wszyscy nie żyli.
Zaan spojrzał na Achaję chlipiącą z boku, potem na swojego przyjaciela.
– Yyyyyyyyyyyyeeeeeeeeeeeaaaaaaaaaaaaaaa! – wrzasnął ze wszystkich sił. A głosowi jego odpowiadały drapieżniki zgromadzone wokół polany. Wycie, syk, miauczenie, krakanie i skrzek niosły się daleko nad dziką granicą cesarstwa Luan. A temu głosowi… Już nikt odpowiadać nie śmiał. Wszystko bowiem, co żyło na bożym świecie, struchlało w swych kryjówkach, końca świata wyglądając.
KONIEC TOMU PIERWSZEGO