– Oszukiwałbym Jaśniejącą Diamentowym Blaskiem Sprawiedliwość, gdybym udawał, że nie. Pojawiły się u mnie pewne odruchy… emocjonalne. Ale żadną miarą nie wpłynęły na jakość mojej pracy! Jestem profesjonalistą!
– Niestety, nie jesteście. Profesjonalista czy nie, wierny poddany Cesarza oddaje się całkowicie Wspaniałej Cesarskiej Misji i nie ma żadnych ubocznych czy pobocznych odruchów. Choćby nie wiem jak marginalnych.
– Tak jest!
– Tatusiu, a kto to jest?
– Wijun.
– Kto to jest wijun?
– Tak tutaj mówią na Północy. Po naszemu to byłoby „fullettu”.
– Przecież wiesz, że ja nie mówię po naszemu.
– No i bardzo dobrze. I tak tu będziesz miała dość kłopotów.
– Ale kto to jest „fuletu”?
– Fullettu. Dosłownie to znaczy „wariatuńcio”. Albo „głupotek”. Nie wiem, kto ich tak nazwał. Ani dlaczego, bo to ficci ‘e puttana są, nie żadne wariatuńcie.
– Tatusiu, a co to są ficci ‘e puttana?
– Nie powtarzaj za mną, niech cię Ukryci strzegą. Jakby kapłani usłyszeli, że dziewczyna przeklina, i to jak południowiec, twoja głowa znalazłaby się w słoju na rynku.
– Jak to moja głowa?
– Tak to. Odcięta i wystawiona na widok publiczny. Tyle że słój by przysłonili babią szma… To znaczy welonem. W końcu jesteś już kobietą. To znaczy, jesteś już kobietą według tutejszego obyczaju. Tylko ja mogę oglądać twoją twarz. Twój tyłek może oglądać każdy stary klecha, ale twoją twarz tylko ja. No i ewentualnie twój przyszły mąż.
– A to jest mój przyszły mąż?
– Zwariowałaś?
– Taki… ładny.
– O tak, ładni to oni są, skur… Ficci ‘e puttana.
– To dlaczego mówisz o nich brzydko?
– Bo to mordercy. Najgorsi wrogowie ludzi.
– A to nie są ludzie?
– No pewnie, że nie. Popatrz na jego uszy.
– Oj… Skaleczył się, biedak. Może musiał stoczyć jakiś rycerski pojedynek?
– Tak, jak był jeszcze w pieluchach. Stoczył pojedynek z nożem swojej matki. Posłuchaj mnie teraz uważnie, nie przerywaj. I nikomu nie powtarzaj, choćby nie wiem co.
– A komu miałabym powtórzyć? Nie mam ani jednej przyjaciółki. Ani jednego przyjaciela. Nigdy nikogo nie widuję.
– No i bardzo dobrze. Gdybyś odezwała się do obcego, urżnęliby ci w najlepszym wypadku język. A gdybyś opowiedziała obcemu to, co ja ci mówię, to poszlibyśmy na klęczenie-miażdżenie. Albo hen, do Rombu.
– Ja nie mówię o obcych, mówię o przyjacielu. Przyjaciel nie jest obcy.
– Naucz się, że przyjaciel jest najbardziej obcy.
Na chwilę zapadło milczenie.
– To znaczy, że on może być naszym przyjacielem? Jest przecież całkiem obcy.
– Ty masz naprawdę źle w głowie. A że ja jestem człowiek mądry, który nawet w takim syfie jakoś sobie radzi, to zaczynam wątpić, czy naprawdę jesteś moją cór… No przestań! Żartowałem! No przestań się mazać, na Ukrytych, przestań, bo mi serce całkiem wysiądzie. Myślisz, że mi jest łatwo?
– Nie… Tatusiu, ja wiem, że nie… Ale proszę, nigdy więcej tak nie mów.
– Dobrze. Obiecuję. A teraz słuchaj uważnie i nigdy, przenigdy nie powtarzaj, chyba że jak będziesz sama miała dziecko i ono osiągnie ten wiek, co ty. I oczywiście pod warunkiem, że jeszcze będziesz miała język. Dobra. No więc na początku Ukryci stworzyli człowieka. Wybrali do tego celu same najmądrzejsze stworzenia. Najmądrzejsze i najwspanialsze. Wzięli ssa vipara, wzięli ssa talpa…
– Tato! Ja nie mówię po naszemu.
– Dobrze, dobrze. No więc ssa vipara to jest takie zwierzę, które żyje na Południu. Jest przepiękne. Nie ma nóg, tylko takie długie ciało…
– Jak robak?
– Tak. Nie. To znaczy tak, ale robak przy ssa vipara to jest jak zasrany gołąb przy kolorowym żurawiu, jak kundel przy rasowym wyżle pościgowym Cesarskiej Kancelarii Zwiadu, jak…
– Jak my przy fullettu?
– Co?
– No, robak, tylko piękniejszy. A to jest człowiek, tylko piękniejszy.
– To nie jest człowiek! Słuchaj, to będziesz wiedziała. No więc Ukryci użyli też ssa talpa. To strasznie mądre stworzenie, też żyje na Południu. Nie ma oczu, ale doskonale radzi sobie pod ziemią. Buduje całe labirynty i nigdy się w nich nie gubi. A ssa vipara też jest sprytna, potrafi wszędzie wpełznąć i jak ugryzie… Ale nieważne. No i kiedy Ukryci stworzyli człowieka, to potem odeszli i nie wiemy, jak wyglądają. Niby są namalowani na Świętym Obrazie, ale mało kto widział Święty Obraz w całości i w prawdziwej postaci, bo kapłani go ciągle zasłaniają, a jeżeli nawet ktoś dokładnie Obraz obejrzy, to podobno i tak nie wszystko zrozumie. A poza tym, tak naprawdę nie wiadomo, która z postaci jest prawdziwa. Tu, na tej Północy jeba… ‘e miarda… w każdej świątyni znajduje się, jak mówią, inna wersja, coś tam innego jest wymalowanego. Nie wiem, bo nie ma za bardzo jak się przyjrzeć. Nieważne. No i po tym, jak nas Ukryci stworzyli, gdzieś zniknęli. Ukryli się, gdzieś schowali i dlatego mówimy o nich: „Ukryci”. Tyle że wtedy zaczęły nas nachodzić wijuny. To znaczy fullecci.
– Fullettu?
– Jak jest jeden, tak jak ten tutaj, to fullettu. W liczbie mnogiej fullecci. No i zaczęli nas nachodzić, twierdzić, że to oni są Ukrytymi, wyobrażasz sobie? Takie chłystki. Mówili, że chcą nam pomóc. Że niby źle nas stworzyli i że trzeba to odkręcić. Odkręcić, wyobrażasz sobie? To było ich słowo na zabicie nas wszystkich. Chcieli nas zabić i liczyli na to, że my im pomożemy, wyobrażasz sobie, porca troggia? I próbowali nam wmówić, że Ukrytym mogło coś nie wyjść z nami, ludźmi. Z nami, najdoskonalszymi stworzeniami na świecie, wyobrażasz sobie?
– A skąd się oni tacy wzięli, fullecci?
– No właśnie. Daj mi skończyć, to ci powiem. No więc są różne teorie. Wiesz, ssa vipara od czasu do czasu zmienia skórę. Stara skóra z niej odpada, a pod spodem jest nowa, świeża. No i mówi się, że kiedy Ukryci nas tworzyli, ssa vipara zrzuciła skórę i z tej skóry powstały wijuny, to znaczy fullecci. Inna teoria mówi, że kiedy Ukryci namalowali pierwszy, ten prawdziwy Święty Obraz, żebyśmy mieli po nich pamiątkę, to ten Obraz był tak doskonały, że aż żywy. I postaci Ukrytych zlazły z Obrazu, zaczęły żyć własnym życiem, tyle że fałszywym, bo to nie byli przecież prawdziwi Ukryci, tylko ich wyobrażenia. Ale ja w to nie wierzę.
– Dlaczego, tatusiu?
– Nie wierzę, żeby Ukryci mogli być podobni do tych ficci ‘e puttana.
– A dlaczego on tak leży bez ruchu z otwartymi oczami? Zabiłeś go, tatusiu?
– Zwariowałaś? Północne dziecko. Mam kompletnie północne dziecko. Nie zabija się wędrowca, który prosi cię o nocleg. Przynajmniej nie w tych stronach, z których my pochodzimy. Nie zabija się, nawet, jeśli to jest jeba… fullettu ‘e miarda !
– On śpi?
– Tak. To gówno umie spać z otwartymi oczami. Oni już tak mają, ssi fullecci.
– Cumpare Matteu! Vardace a ssu mare! A pojrzyjcie no na morze!
– A ssi, cumpare Giuvan? A cche vedece lá ‘e ssi ‘nteressance? A cóżeście tam uwidzieli takiego ciekawego?
– Vedece vó istessi. Obaczcie no sami.
– A ccbe me sarve vardar a ssu mare? Li é ssa parce ove nun c’égnente, ga ditu ssu ‘Mperatur. A po co mam patrzeć na morze? Na morzu i za morzem nie ma nic, powiedział Cesarz. E ssa fin ‘e mundu. To koniec świata.
– Peru, comunga li c’é qualguna cosa. A jednak coś tam jest.
– Ma va lá, cú ssu tu bestemmiá! Vu tu guai par noialci! Idźcie bluźnić gdzie indziej! Biedy chcecie napytać sobie i nam?
Читать дальше