Patricia McKillip - Harfista na wietrze

Здесь есть возможность читать онлайн «Patricia McKillip - Harfista na wietrze» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 2000, ISBN: 2000, Издательство: MAG, Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Harfista na wietrze: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Harfista na wietrze»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Mistrz zagadek Morgan nadal nie zna celu, dla którego żyje ani znaczenia gwiazdek, widniejących na jego czole. Królestwo drży w posadach, pustoszą je hordy tajemniczych zmiennokształtnych, którzy wydali wojnę rodzajowi ludzkiemu. Wobec zupełnej bierności Najwyższego, Morgan zmuszony jest wziąć na siebie odpowiedzialność za cały świat.
Nominowana do nagrody Hugo w 1980.

Harfista na wietrze — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Harfista na wietrze», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Znalazłszy się obok drzewa, w szumiącej na wietrze puszczy pomiędzy Herun a Ymris, poczuł, że opuszcza go nadwerężona moc. Miał trudności z koncentracją; wiatr zdawał się strzępić i rozwiewać myśli. Ciało, któremu do tej pory niewiele poświęcał uwagi, odmawiało posłuszeństwa. Dygotał z zimna i wyczerpania; w nozdrzach miał jeszcze rozkoszny aromat gorącego posiłku, który niosła mu Lyra. Przed oczyma przelatywały mu strzępy życiorysu harfisty. Słyszał jego subtelny, obojętny głos w rozmowach z królami, z kupcami, z Ghisteslwchlohmem, głos przemawiający samymi zagadkami, których sensu należało się doszukiwać nie w słowach, lecz w tym, co nie zostało powiedziane. I nagle pewne wspomnienie sprawiło, że odzyskał głos. Północny wiatr przenikał go do szpiku kości.

— Omal go nie zabiłem — wykrztusił ze zgrozą. — Tropiłem Najwyższego przez całe królestwo, żeby go zabić. — Ostry, znajomy ból przeszył mu serce. — Zostawił mnie w rękach Ghisteslwchlohma. Mógł jednym słowem uśmiercić Założyciela. A grał tylko na harfie. Nic dziwnego, że go nie rozpoznałem.

— Zimno mi, Morgonie. — Raederle przytuliła się do niego; twarz musnęły mu jej zimne włosy. Usiłował zebrać myśli, ale wiatr znowu je rozpędził. Przed oczyma stanęła mu po raz nie wiadomo który twarz harfisty wpatrującego się niewidzącym wzrokiem w niebo.

— Był Mistrzem…

— Morgonie, — Wyczuł, jak dziewczyna stara się połączyć z jego umysłem. Zaskoczony, wpuścił ją w siebie. Jej czyste myśli sprowadziły na niego spokój. Odsunął ją i spojrzał w ciemnościach w jej oczy.

— Nigdy nie byłaś taka rozgniewana z mojego powodu.

— Och, Morgonie. — Znowu do niego przylgnęła. — Sam to powiedziałeś: trwasz jak wszystkie niezniszczalne rzeczy w królestwie. On chciał, żebyś taki się stał, oddał cię więc Ghisteslwchlohmowi. Źle to ujęłam… — dorzuciła szybko, wyczuwając, jak tężeją mu mięśnie. — Nauczyłeś się sztuki przetrwania. Myślisz, że jemu łatwo to przyszło? Grać przez stulecia na harfie w służbie Ghisteslwchlohma i czekać na nadejście Naznaczonego Gwiazdkami?

— Nie — przyznał po chwili Morgon, wspominając kalekie dłonie harfisty. — Dla siebie był równie bezlitosny jak dla mnie. Ale dlaczego?

— Znajdź go i zapytaj.

— Nie mogę się nawet poruszyć — wyszeptał. Znowu poczuł, jak Raederle wnika w jego umysł, i poddał się jej z ufnością i bez oporu. Czekał wyrozumiale, aż dziewczyna znajdzie jakiś nowy punkt odniesienia. Znalazła go w końcu i podciągnęła się doń. Nie wiedział, dokąd się przemieszczają, ale wyczuwał, że nie było to daleko. Uzbroił się w cierpliwość. Posuwali się tak krok za krokiem przez knieję. O świcie dotarli do zachodniej granicy Ymris. Tam zatrzymali się na odpoczynek. Wstawało czerwone słońce — zwiastun burz i złych wiatrów.

Przez Marcher lecieli pod postaciami wron. Surowe, pagórkowate pogranicze wydawało się spokojne; ale pod wieczór wrony wypatrzyły karawanę kupieckich wozów, toczącą się w kierunku Caerweddin i eskortowaną przez oddział zbrojnych. Morgon zniżył lot i siadając na gościńcu, sprzągł się z umysłem jednego z żołnierzy, by uniknąć ataku w trakcie zmiany postaci. Dobył miecz z materializującej się w powietrzu pochwy i podstawił go zdębiałemu mężczyźnie trzema gwiazdkami pod nos. Zalśniły słabo w szarówce wieczoru.

— Morgon z Hed — wykrztusił wojownik. Był to zarośnięty, pokryty bliznami weteran, oczy miał ponure i przekrwione. Uniósł dłoń, by zatrzymać karawanę wozów, i zeskoczył z konia.

— Szukam Yrtha — powiedział Morgon. — Ewentualnie Aloila. Albo Astrina Ymrisa.

Mężczyzna z bałwochwalczą czcią dotknął gwiazdek na jelcu miecza i odskoczył zaraz przestraszony, kiedy na ramieniu Morgona siadła wrona.

— Jestem Lien Marcher — wyrzucił z siebie — kuzyn wielkiego lorda Marcher. Nie znam żadnego Yrtha. Co zaś do Astrina Ymrisa, to ten jest w Caerweddin; on ci powie, gdzie szukać Aloila. Wiozę broń i prowiant do Caerweddin. Będąc na twoim miejscu, Panie od Gwiazdek, nie pokazywałbym się w tej skazanej na zagładę krainie.

— Przybyłem tu, by walczyć — powiedział Morgon. I ziemia zaszeptała do niego prawem, legendami, pogrzebanymi w niej szczątkami umarłych, a jego ciało zapragnęło się w nią wtopić. Mężczyzna przesunął wzrokiem po jego szczupłej twarzy i bogatej, znoszonej tunice, która wydawała się strojem dosyć absurdalnym pośród tych niebezpiecznych wzgórz.

— Hed — powiedział i uśmiechnął się. — Cóż. Wszystkiego innego już próbowaliśmy. Zaproponowałbym ci, panie, żebyś zabrał się z nami, ale myślę, że podróżując samotnie, będziesz bezpieczniejszy. Chyba tylko z jednym człowiekiem Astrin chciałby się spotkać bardziej niż z tobą, ale ja bym się o to nie zakładał.

— Z Heureu. Nadal nie ma o nim żadnych wieści? Mężczyzna pokiwał głową.

— Jest gdzieś w królestwie między umarłymi i żywymi. Nawet czarodziej nie może wpaść na jego ślad. Myślę…

— Znajdę go — wszedł mu w słowo Morgon. W oczach mężczyzny pojawiła się nadzieja.

— Potrafisz? Nie udało się to nawet Astrinowi, a jego sny pełne są myśli Heureu. Panie, czym… czym ty jesteś, że stoisz tu, drżąc z zimna, i każesz mi wierzyć w swoją moc? Przeżyłem rzeź na Wichrowej Równinie. Bywają takie noce, że budząc się ze swoich snów, żałuję, iż tam nie poległem. — Pokręcił głową; wyciągnął rękę, ale opuścił ją zaraz, nie dotykając Morgona. — Idź już. I ukrywaj swoje gwiazdki. Zdążaj bezpiecznie do Caerweddin. Spiesz się, panie.

Wrony skierowały się na wschód; mijały inne długie karawany wozów i stada koni; przysiadały na krótki odpoczynek w podcieniach wielkich domostw, których zadymione dziedzińce rozbrzmiewały dźwięcznymi odgłosami kowalskich młotów i roiły się od ludzi maszerujących do Caerweddin. Byli wśród nich młodzi chłopcy, ogorzali pasterze, kmiecie, kowale, nawet kupcy. Wrony, mobilizowane tym widokiem, leciały co sił w skrzydłach z biegiem rzeki Thul przez umierającą krainę.

Do Caerweddin dotarły o zachodzie słońca. Miasto otaczały tysiące ognisk, ale w samym porcie było pusto; statki z dostawami z Isig i Anuin wchodziły tam dopiero z wieczornym przypływem. Piękny dwór królów Ymris, wzniesiony na gruzach miasta Panów Ziemi, płonął niczym klejnot w ostatnich promieniach słońca. Wrony wylądowały w cieniu zamkniętej bramy i powróciły do swoich ludzkich postaci.

Popatrzyli po sobie bez słowa. Morgon przyciągnął do siebie Raederle. Ciekaw był, czy i w jego oczach maluje się takie znużenie. Przeszukał umysłem królewski dwór i napotkał tam umysł Astrina.

Pojawił się przed ziemdziedzicem Ymris siedzącym samotnie przy biurku w małej komnacie nad mapami, meldunkami i listami dostaw. W komnacie było ciemno, ale on nie zapalał świec. Na widok Morgona i Raederle nie okazał w pierwszej chwili zaskoczenia, ale potem wyraz jego twarzy uległ zmianie. Wstał, krzesło przewróciło się z łomotem.

— Gdzie byłeś?

Z pytania tego przebijała niewysłowiona ulga, radość i podniecenie.

— Rozwiązywałem zagadki — odparł Morgon.

Astrin wyszedł zza biurka i podsunął krzesło Raederle. Nalał jej wina i z twarzy dziewczyny zaczęło ustępować odrętwienie. Klęczący obok niej Astrin spojrzał z niedowierzaniem na Morgona.

— Skąd przybywacie? Myślałem właśnie o tobie i Heureu… o was i o Heureu. Chudyś jak patyk, ale przynajmniej cały. Wyglądasz… jeśli kiedykolwiek widziałem człowieka, który wygląda jak broń, to ty nim jesteś. Tę komnatę wypełnia bezgłośny grzmot mocy. Skąd jej nabrałeś?

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Harfista na wietrze»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Harfista na wietrze» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Patricia McKillip - The Tower at Stony Wood
Patricia McKillip
Patricia McKillip - Harfner im Wind
Patricia McKillip
Patricia McKillip - The Bell at Sealey Head
Patricia McKillip
Patricia McKillip - The Bards of Bone Plain
Patricia McKillip
Patricia McKillip - Voci dal nulla
Patricia McKillip
Patricia McKillip - Una culla in fondo al mare
Patricia McKillip
Patricia McKillip - La maga di Eld
Patricia McKillip
Patricia Mckillip - La citta di luce e d'ombra
Patricia Mckillip
Patricia McKillip - Dziedziczka Morza i Ognia
Patricia McKillip
Patricia McKillip - Harpist In The Wind
Patricia McKillip
Отзывы о книге «Harfista na wietrze»

Обсуждение, отзывы о книге «Harfista na wietrze» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x