Robert Silverberg - Góry Majipooru

Здесь есть возможность читать онлайн «Robert Silverberg - Góry Majipooru» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1998, ISBN: 1998, Издательство: Prószyński i S-ka, Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Góry Majipooru: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Góry Majipooru»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Fatalny zbieg okoliczności sprawia, że Harpirias, błyskotliwy młodzieniec z arystokratycznego rodu, zamiast objąć urząd na Górze Zamkowej, zostaje wysłany na odległy kontynent Zimroel w roli ambasadora. Niespodziewanie otwiera się przed nim szansa zmiany losu: ma poprowadzić wyprawę na daleką Północ w poszukiwaniu zaginionej grupy paleontologów. W górach Majipooru czyhają jednak niebezpieczeństwa, które trudno przewidzieć… Bogactwu świata słonecznej planety Majipoor i rozmachowi narracji dorównuje psychologiczna prawda w konstrukcji postaci jego bohaterów.

Góry Majipooru — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Góry Majipooru», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Jeszcze jeden łyk. I jeszcze jeden. Trzeci okazał się ostatnim. Kielich był pusty. Alkohol uderzył go z siłą armatniej kuli. Ramiona drżały mu niemal tak, jakby cierpiał na konwulsje. Czuł zawroty głowy, ucisk w skroniach. Zachwiał się i przez chwilę był nawet pewien, że upadnie, zdołał jednak utrzymać równowagę, tylko nieco szerzej rozstawił nogi.

Na Panią, czyżby król zamierzał nalać im drugą porcję?

Nie, nie zamierzał. Dzięki niech będą Bogini — i Toikelli wystarczył jeden kielich!

— Traktat — rzekł krótko. Sprawiał wrażenie wyjątkowo ponurego. — Teraz podpisujemy.

— Tak. — Harpirias zadrżał i zatoczył się lekko. — Teraz podpisujemy.

Na stole u stóp tronu leżały już dwie kopie traktatu. Dla króla przyniesiono krzesło z kości, podobne ustawiono także dla Harpiriasa; obaj usiedli ramię przy ramieniu, z widokiem na zgromadzonych w sali wielkich Othinoru. Korinaam, tłumacz i doradca, stał za plecami Harpiriasa, król miał do pomocy Mankhelma.

Toikella ujął jeden ze zwoi w wielką garść i uniósł wysoko, jakby rzeczywiście zdolny był przeczytać wypisane na nim słowa, po czym chrząknąwszy, odłożył go na stół i uniósł drugi. Z pewną satysfakcją Harpirias dostrzegł, że ten trzyma do góry nogami.

— Wszystko dobrze? — zapytał.

— Tak, wszystko dobrze. Podpisujemy.

Korinaam wręczył księciu przygotowany zawczasu rysik, już umoczony w atramencie. Pochylił się przy tym i szepnął — cicho, lecz stanowczo:

— Widzisz miejsce panie, w którym masz złożyć podpis, prawda?

— Nie mam zamiaru podpisać się imieniem…

— Podpisz, książę. Już. Nie masz wyboru. Musisz.

Szybkimi, gniewnymi ruchami Harpirias napisał u dołu strony: “Ambinole Koronal Lord”. Miał wrażenie, że popełnia uczynek potworny, wręcz świętokradczy. Przez moment patrzył na widniejące pod traktatem słowa, a potem, nim Korinaam zdążył sprzeciwić się choćby gestem, dodał jeszcze: “Harpirias z Muldemar, w imieniu Lorda Ambinole'a”. Niech się Toikella martwi, jak rozwiązać tę zagadkę… jeśli w ogóle domyśli się jej istnienia.

Podał królowi podpisaną kopię, przyjmując od niego jednocześnie drugi egzemplarz traktatu. W dolnym lewym rogu widniał położony z wysiłkiem przez niepiśmiennego wodza gruby, nieczytelny zawijas. Harpirias jeszcze raz podpisał się imieniem władcy, dodając pod nim swe własne.

Wszystko zostało więc załatwione. Traktat był podpisany.

— Goszmar — powiedział. — Teraz zakładnicy.

— Goszmar — burknął Toikella, po czym krótko skinął głową. Machnął ręką — na ten sygnał drzwi sali otworzyły się i do środka niepewnym krokiem weszło ośmiu trzymanych dotąd w jaskini jeńców. Prowadził ich chudy, niesamowity Sałvinor Hosz, który natychmiast podbiegł do Harpiriasa i padł przed nim na kolana.

— Czyżbyśmy rzeczywiście byli wolni?

Harpirias gestem wskazał leżące na stole dwa zwoje.

— Traktat został uroczyście podpisany. Wyruszamy z samego rana.

— Wolni! Wreszcie jesteśmy wolni! A kości… widzieliśmy je przy drzwiach, wszystkie. Czy je także nam zwracają?

— Król wyznaczy tragarzy, którzy doniosą je do ślizgaczy.

— Wolni! Przecież to nieprawdopodobne! — W szalonej radości paleontolodzy rzucili się sobie w ramiona. Niektórzy sprawiali wrażenie oszalałych ze szczęścia, inni wyglądali, jakby nie potrafili uwierzyć, że wreszcie nadszedł kres niewoli.

— Dajcie tym ludziom jeść i pić — poprosił Harpirias. — To także ich święto!

Toikella wyraził przyzwolenie niedbałym machnięciem ręki. Uczonym nalano piwa, pojawiły nowe misy z mięsem. Król jednak oddalił się od świętujących; stał, przyglądając się im ponuro i nie biorąc udziału w zabawie.

Czyżby planował zdradę na jej zakończenie? Czy dlatego przez cały czas był taki dziwnie skupiony, czy dlatego otaczała go aura wyraźnie widocznego niepokoju?

— Twój ojciec… co go tak martwi? — spytał Ivlę Harpirias. Dziewczyna zawahała się. Widział, jak próbuje coś powiedzieć, jak szuka słów.

— Nic go nie martwi — odparła w końcu.

— Nie jest sobą.

— Jest zmęczony. Jest… tak, to wszystko. Jest zmęczony. Nie próbowała nawet udawać, że mówi z przekonaniem.

— Nie — powiedział Harpirias. Gniewnie wpatrywał się

w swe dłonie leżące na stole, przeklinając niedoskonałą znajomość othinorskiego. Nagle podniósł głowę i spojrzał księżniczce wprost w oczy.

— Powiedz mi prawdę — poprosił. — Coś tu jest nie tak. Co?

— On… on się boi.

— Boi? On? Czego?

Przez dłuższą chwilę dziewczyna nie mówiła nic.

— Ciebie — powiedziała w końcu. — Twoich ludzi. Ich broni.

— Przecież nie ma się czego bać. Podpisaliśmy traktat. Gwarantujemy w nim Othinorowi bezpieczeństwo i pokój.

— Tak, oczywiście. Wy gwarantujecie nam pokój i bezpieczeństwo.

W głosie dziewczyny brzmiała gorycz i to ona wyjaśniła wreszcie wszystko Harpiriasowi.

Tak, oczywiście, król się bał. Był także zły i czuł się upokorzony, a to mu się zdarzyło pierwszy raz w życiu. Toikella zorientował się wreszcie, przeciw komu wystąpił, i wiedza ta okazała się dla niego nieznośna.

Być może Ivla Vevikenik przekazała ojcu coś z opisanych jej przez posła wspaniałości Majipooru, coś z opowieści o niesłychanym bogactwie plonów, wielkich, bystrych rzekach, miliardach mieszkańców planety, o dwóch kontynentach pełnych wspaniałych miast, nad którymi wznosiła się w majestacie Góra ukoronowana ogromnym pałacem Koronala. Cokolwiek dziewczyna zrozumiała z jego słów, przekazała oszołomionemu, ogłupiałemu ojcu — prawdopodobnie powiększone jeszcze i zniekształcone przez jej nieskrępowaną wiedzą wyobraźnię -tak że to, co wielkie, stało się ogromne, wręcz przytłaczające.

A potem Toikella zobaczył miotacze w akcji — wielkie skalne płyty znikające w zetknięciu z fioletowym światłem tryskającym z metalowych rur, które trzymali w dłoniach żołnierze jego gościa… i znienawidzonych Eililylal uciekających niczym szczury przed lawiną spadających im na głowy kamieni…

Nic dziwnego, że król był aż tak ponury. Po raz pierwszy w życiu znalazł się w obliczu siły, której nie były w stanie zniszczyć ani jego niepohamowana energia, ani szczere groźby. Poznał wreszcie prawdę o świecie: jego małe państewko nie miałoby cienia szansy w starciu z owym wielkim, tajemniczym światem leżącym poza skalną ścianą. Pomału Toikella zaczai pojmować, że jest jak mała pchełka na grzbiecie wielkiego Majipooru i to go musiało zaboleć. Jakże musiało go zaboleć!

Harpirias zdał sobie nagle sprawę z tego, jak bardzo i szczerze żałuje tego starego wściekłego potwora. Zdał sobie sprawę, że go lubi i że nie chce być tym, który go poniżył. Rozejrzał się, szukając wzrokiem Korinaama, przywołał go do siebie. To, co chciał powiedzieć, było zbyt ważne i trudne, by mógł to przekazać swym jakże niedoskonałym, niezręcznym othinorskim.

— Chcę, żebyś mu powiedział — polecił Metamorfowi — że my, Majipoorczycy, uważamy podpisany z nim traktat za święte zobowiązanie. Jego klauzule zabezpieczają niezależność Othinoru na zawsze.

— Przecież on to wie — stwierdził Korinaam.

— Nie obchodzi mnie, co wie, a czego nie wie! Tłumacz! Powiedz mu, że może mieć zaufanie i do traktatu, i do mnie. Powiedz mu, że nikogo z jego plemienia nie spotka krzywda z naszych rąk.

— Jak sobie życzysz, książę.

Korinamm zwrócił się do króla. Mówił długo; o ile Harpirias potrafił ocenić, tym razem Zmiennokształtny przekazał wiernie to, co mu kazano przetłumaczyć. Skutek tej przemowy był chyba jednak odwrotny od zamierzonego. Toikella skrzywił się jeszcze bardziej, żuł dolną wargę, zaciskał pięści, z trzaskiem wyłamywał sobie wielkie, kościste paluchy. Rozdymał nozdrza, twarz wykrzywiała mu narastająca wściekłość.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Góry Majipooru»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Góry Majipooru» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Góry Majipooru»

Обсуждение, отзывы о книге «Góry Majipooru» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x