Simon spał, obudził się na obfity posiłek i zasnął znowu. Nikt go nie potrzebował, nie obudziło go też to, co działo się w zamku. Mógł być zwierzęciem gromadzącym zapasy sił, tak jak niedźwiedź zbiera zapasy tłuszczu przed zimowym snem. Kiedy wreszcie się obudził, odczuwał zapał, siły, świeżość, co nie zdarzyło mu się już od bardzo dawna, chyba od czasu poprzedzającego Berlin. Berlin! Gdzie to było? Zupełnie nowe sceny zacierały w jego pamięci dawne wspomnienia.
A najczęściej prześladowało go wspomnienie pokoju w owym położonym na odludziu domu w Karsie, pokoju, w którym tkaniny zdobiły ściany, a czarownica patrzyła na niego z podziwem, kiedy jej ręka kreśliła w powietrzu płonący symbol. I jeszcze ten drugi moment, kiedy stała z bólem w sercu, dziwnie samotna, po tym użyła czarów dla Aldis, plamiąc swój dar dla dobra sprawy.
Teraz, kiedy Simon leżał czując pulsowanie życia w każdym nerwie i komórce swego ciała, gdy nie czuł siniaków, głodu i chęci przetrwania za wszelką cenę, położył prawą rękę na sercu. Ale nie wyczuł pod nią ciepłego ciała, lecz pieścił w pamięci coś innego, coś, co wydobywała z niego pieśń nie będąca pieśnią i przelała w dłoń, którą wtedy trzymał w swej dłoni, jakąś substancję, o której istnieniu nie wiedział.
Te pełne spokoju sceny zdominowały wspomnienia o walce na granicy i kolderskiej niewoli. Ponieważ jednak, choć tak pozbawione działania, podniecały go skrycie, nie chciał ich zdefiniować ani bliżej wyjaśnić, co dla niego znaczyły.
Wkrótce jednak wezwano go do działania. W czasie jego snu Estcarp postawił na nogi wszystkie swoje siły. Rozstawione na wzgórzach wieże sygnalizacyjne ściągnęły posłańców z gór, z Gniazda Sokolników, od wszystkich chętnych do przeciwstawienia się Gormowi i zagładzie, którą niósł Gorm. Pół tuzina bezdomnych statków sulkarskich zacumowało w zatoczkach znalezionych przez Sokolników, rodziny ich załóg wylądowały bezpiecznie, statki zostały uzbrojone i przygotowane do akcji. Wszyscy byli bowiem zgodni, że trzeba uderzyć na Gorm, zanim Gorm uderzy.
Przy ujściu rzeki Es założono obóz, olbrzymi namiot stanął na samym brzegu oceanu. Z tego namiotu widać było zarys wyspy przypominający chmurę. A w pobliżu miejsca, gdzie stała kiedyś ich twierdza, czekały na sygnał statki z sulkarskimi załogami, Sokolnikami, oddziałami straży granicznej.
Najpierw należało złamać otaczającą Gorm barierę, a to mogły zrobić tylko czarownice z Estcarpu. Simon, nie bardzo wiedząc dlaczego, został tu wezwany, znalazł się przy stole, który mógł równie dobrze być stołem do gry, choć jego powierzchnia nie składała się z kolorowych prostokątów. Natomiast przed każdym siedzeniem wymalowano jakiś symbol. A towarzystwo zbierające się w namiocie było mieszane, dobrane dość dziwnie jak na najwyższe dowództwo.
Simon zauważył, że jego krzesło stoi obok miejsca Najwyższej Strażniczki, a symbol na stole obejmuje podwójną powierzchnię. Był to brązowy sokół w owalnej złotej ramie, nad którą umieszczono potrójny kornet [3] Kornet — rodzaj trąbki z trzema wentylami (przyp. tłum.)
. Po lewej stronie w niebieskozielonym rombie wymalowano pięść ściskającą topór. Dalej był czerwony kwadrat z rogatą rybą.
Po prawej stronie, za krzesłem Najwyższej Strażniczki, wymalowano dwa dalsze symbole, których nie mógł odczytać nie pochylając się nad stołem. Dwie czarownice usiadły na wprost owych symboli i siedziały trzymając płasko dłonie na rysunkach. Coś poruszyło się po jego lewej strome. Poczuł dziwny przypływ dobrego samopoczucia, gdy spotkał jej wzrok, w którym kryło się więcej niż zwykłe rozpoznanie jego osoby. Czarownica nie odezwała się, więc Simon również milczał. Szóstą i ostatnią osobą był Briant, który siedział blady, wpatrując się w rysunek ryby, jakby było to żywe stworzenie i jakby siłą wzroku musiał uwięzić ją w tym morzu szkarłatu.
Kobieta, która trzymała ręce Simona, kiedy myślał o mężczyźnie z Gormu, weszła do namiotu z dwiema towarzyszkami, a każda z nich trzymała w ręku niewielki przenośny piecyk z płonącymi węglami, z którego unosił się słodkawy dym. Umieściły je na brzegu stołu, a trzecia czarownica postawiła tam duży, ciężki koszyk. Odrzuciła przykrywający go kawałek materiału i w koszu ukazało się kilka niewielkich figurek.
Wziąwszy pierwszą z nich stanęła przed Briantem. Dwukrotnie przesunęła figurkę nad unoszącym się z piecyka dymem, po czym umieściła ją na linii wzroku młodzieńca. Była to starannie wykonana laleczka z kasztanoworudymi włosami, tak pełna życia, że Simon nie miał wątpliwości, iż miała przedstawiać jakąś żyjącą osobę.
— Fulk — czarownica wypowiedziała to imię i postawiła laleczkę na środku czerwonego kwadratu, na wymalowanej rybie. Briant nie mógł już bardziej zblednąć, ale Simon widział, jak nerwowo przełykał ślinę, zanim zdobył się na odpowiedź.
— Fulk z Verlaine.
Czarownica wyjęła z koszyka następną figurkę i zbliżyła się do sąsiadki Simona, który dzięki temu lepiej mógł ocenić maestrię jej sztuki. Trzymała bowiem w ręku, nad dymem z przenośnego piecyka, doskonały obraz tej, która prosiła o amulet, by zatrzymać przy sobie Yviana.
— Aldis.
— Aldis z Karsu — potwierdziła siedząca obok Simona Strażniczka, kiedy maleńkie stopy laleczki stanęły na pięści trzymającej topór.
— Sandar z Alizonu — trzecia figurka zajęła pozycję bardziej na prawo od Simona.
— Siric. — Brzuchata laleczka w powłóczystych szatach jeszcze dalej na prawo.
Wtedy czarownica wyjęła z koszyka ostatnią figurkę i przyglądała jej się dłuższą chwilę przed wystawieniem jej na działanie dymu. Kiedy stanęła przed Simonem i Najwyższą Strażniczką, nie wypowiedziała żadnego imienia, trzymała laleczkę pozwalając Simonowi ją zidentyfikować. Przyglądał się miniaturowej kopii kolderskiego oficera z Gormu w metalowym kasku na głowie. Wydawało mu się, że podobieństwo zostało uchwycone bezbłędnie.
— Gorm! — Rozpoznał postać, choć nie potrafił nadać jej lepszego imienia. A czarownica starannie ustawiła figurkę na brązowozłotym sokole.
Pięć postaci ustawionych na symbolach krajów, pięć doskonałych podobizn żywych mężczyzn i kobiet. Ale dlaczego? I w jakim celu? Simon spojrzał znów w prawo. Znajoma czarownica trzymała w rękach maleńkie stopy podobizny Aldis, a Briant — nogi figurki Fulka. Oboje uważnie wpatrywali się w swoje laleczki, choć Briant wyglądał na zaniepokojonego.
Simon skierował uwagę na stojącą przed nim figurkę mężczyzny. Po głowie przemykały mu wspomnienia dawnych legend. Czy będą teraz wbijać szpilki w te repliki i oczekiwać, że pierwowzory dotknie cierpienie i śmierć?
Najwyższa Strażniczka sięgnęła po jego dłoń i trzymała ją w uścisku, jaki poznał w Karsie w czasie zmiany postaci. Równocześnie drugą ręką objęła podstawę figurki. Simon zrobił to samo i teraz ich palce zamknęły w uścisku podobiznę Kolderczyka.
— Myśl teraz o tym, z którym stoczyłeś próbę sił, z którym może łączyły cię więzy krwi. Wyrzuć ze swego umysłu wszystko inne, skoncentruj się na tym, którego musisz dosięgnąć i ugiąć, żeby służył naszym celom. Bo musimy teraz, przy tym stole, wygrać w tej Grze Mocy, inaczej zginiemy!
Simon wpatrywał się w figurkę w kasku. Nie wiedział, czy mógłby oderwać od niej wzrok, nawet gdyby chciał. Przypuszczał, że uczestniczy w tej dziwacznej procedurze przede
wszystkim dlatego, że jako jedyny człowiek z Estcarpu widział owego oficera z Gormu.
Читать дальше