Terry Pratchett - Ruchome obrazki

Здесь есть возможность читать онлайн «Terry Pratchett - Ruchome obrazki» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 2000, ISBN: 2000, Издательство: Prószyński i S-ka, Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Ruchome obrazki: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Ruchome obrazki»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Ukryte we wnętrzu kamer chochliki błyskawicznie malują kolejne klatki na celuloidowej taśmie. Świat Dysku odkrywa magię Srebrnego Ekranu! Nie wystarczy jednak usiąść w kinowym fotelu i z przejęciem śledzić losy bohaterów Porwanego wiatrem, najdziwniejszego filmu o Wojnie Domowej, jaki kiedykolwiek powstał. Przede wszystkim trzeba wyjaśnić, jaką tajemnicę skrywa wzgórze Świętego Gaju (czyli Holy Woodu), nie przejmując się tym, że Gaspode, Cudowny Pies, ma wielką ochotę na to, by uratować świat…

Ruchome obrazki — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Ruchome obrazki», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Kwestor nie stałby się tym, kim był — a raczej kim był jeszcze dziesięć sekund temu, czyli człowiekiem spokojnym i pewnym siebie, nie tym, kim był teraz, czyli człowiekiem na skraju ataku serca — nie posiadając umiejętności panowania nad sobą mimo nieoczekiwanych szoków.

Odpiął kapelusz od tarczy wyrysowanej kredą na starym drewnie.

— Nic się nie stało — oznajmił. Żaden głos nie mógłby brzmieć tak spokojnie bez gigantycznego wysiłku. — Dziury prawie nie widać. Dlaczego, hm, strzelasz do drzwi, mistrzu?

— Pomyśl rozsądnie, człowieku! Na dworze jest ciemno, a te przeklęte mury są z kamienia. Nie spodziewasz się chyba, że będę strzelał do murów?

— Aha — rzekł kwestor. — Te drzwi mają, hm, pięćset lat — dodał z bardzo dyskretnym wyrzutem.

— Wyglądają na to — odparł bezceremonialnie nadrektor. — Wielkie i czarne, ot co. Tutaj, człowieku, trzeba nam mniej kamieni i drewna, a więcej radości. Kilka wesołych obrazków, na przykład. Jakiś ornament czy dwa.

— Natychmiast tego dopilnuję — skłamał gładko kwestor. Przypomniał sobie o pliku dokumentów pod pachą. — A tymczasem, mistrzu, zechciałbyś może…

— Doskonale. — Nadrektor wbił na głowę szpiczasty kapelusz. — Zuch. A teraz muszę zajrzeć do chorego smoka. Biedaczysko od paru dni nie rusza swojej smoły.

— Twój podpis na jednym czy dwóch… — rzucił pospiesznie kwestor.

— Nie mam głowy do tego wszystkiego. — Nadrektor machnął na niego ręką. — I tak za dużo tutaj tego przeklętego papieru. W dodatku… — Spojrzał na kwestora, jakby właśnie coś sobie przypomniał.

— Widziałem dzisiaj coś zabawnego — powiedział. — Po dziedzińcu chodził jakiś małpiszon. Jakby nigdy nic.

— A tak… Pewnie bibliotekarz…

— Trzyma takiego zwierzaka?

— Źle mnie pan zrozumiał, nadrektorze — uśmiechnął się kwestor. — Ten zwierzak to właśnie był bibliotekarz. Nadrektor przyglądał mu się z uwagą.

Uśmiech kwestora nieco zmartwiał.

— Bibliotekarz jest małpiszonem?

Chwilę trwało, zanim kwestor wyjaśnił całą sprawę.

— Chcesz mi powiedzieć, że chłop magicznie zmienił się w małpiszona?

— Zdarzył się wypadek w Bibliotece, owszem. Eksplozja magiczna. W jednej chwili był jeszcze człowiekiem, a w następnej już orangutanem. I nie wolno go nazywać małpiszonem, mistrzu. Jest małpą. Człekokształtną.

— To chyba niewielka różnica?

— Chyba jednak spora. Kiedy nazwie się go małpiszonem albo małpiatką, robi się bardzo, hm, agresywny.

— Ale nie wypina tyłka na ludzi, co? Kwestor przymknął oczy i zadrżał.

— Nie, mistrzu. Myśli pan o pawianach.

— Aha. — Nadrektor zastanowił się szybko. — Czyli one u nas nie pracują?

— Nie, mistrzu. Tylko bibliotekarz, mistrzu.

— Nie można się na to zgodzić. Niemożliwe. Nie pozwolę, żeby wściekle wielkie kudłate stwory włóczyły się dookoła — oświadczył stanowczo nadrektor. — Pozbądź się go.

— Na bogów, nie! To najlepszy bibliotekarz na świecie! I bardzo tani.

— Dlaczego? Jak mu płacimy?

— Fistaszkami. Poza tym jest jedynym, który wie, jak Biblioteka naprawdę funkcjonuje.

— Więc trzeba zmienić go z powrotem. Co to dla człowieka za życie, tak być małpiszonem.

— Małpą, nadrektorze. Człekokształtną. I obawiam się, że takie życie bardziej mu odpowiada.

— A skąd niby wiesz? — zapytał podejrzliwie nadrektor. — Pewnie gada, co?

Kwestor zawahał się. Z bibliotekarzem zawsze był ten sam kłopot. Wszyscy tak się do niego przyzwyczaili, że nie mogli już sobie przypomnieć, kiedy Biblioteką nie kierowała małpa o żółtych kłach, obdarzona siłą trzech mężczyzn. Jeśli nienormalne trwa dostatecznie długo, staje się normalnym. Tylko że kiedy trzeba było coś wyjaśnić osobom trzecim, brzmiało to dziwnie.

Odchrząknął nerwowo.

— Mówi „uuk”, nadrektorze — wyjaśnił.

— A co to znaczy?

— To znaczy „nie”, nadrektorze.

— A w jaki sposób mówi „tak”, w takim razie? Kwestor obawiał się tego pytania.

— „Uuk”, nadrektorze.

— Przecież to takie samo uuk jak tamto uuk!

— Ależ nie! Zapewniam pana. Różnią się intonacją… To znaczy, kiedy się pan przyzwyczai… — Kwestor wzruszył ramionami. — Myślę, że jakoś nauczyliśmy się go rozumieć, nadrektorze.

— No tak… Przynajmniej jest w dobrej formie — odpowiedział złośliwie nadrektor. — Nie tak jak wy wszyscy. Dziś rano zajrzałem do sali klubowej i pełno tam było chrapiących ludzi.

— To starsi mistrzowie, mistrzu — wyjaśnił kwestor. — Moim zdaniem są wręcz w doskonałej formie.

— W formie? Dziekan wygląda, jakby połknął łóżko!

— Ależ mistrzu… — Kwestor uśmiechnął się pobłażliwie. — Określenie „w dobrej formie”, jak je rozumiem, oznacza „w formie odpowiedniej dla funkcji”. I trzeba przyznać, że ciało dziekana idealnie nadaje się do funkcji siedzenia przez cały dzień i zjadania obfitych posiłków. — Znowu pozwolił sobie na lekki uśmieszek.

Nadrektor rzucił mu spojrzenie tak staroświeckie, że mogłoby należeć do amonitu.

— To ma być żart? — spytał tonem kogoś, kto nie potrafiłby zrozumieć terminu „poczucie humoru”, choćby człowiek tłumaczył mu przez godzinę i pokazywał wykresy.

— To tylko moje spostrzeżenie, mistrzu — odparł ostrożnie kwestor.

Nadrektor pokręcił głową.

— Nie znoszę żartów. Nie znoszę facetów, którzy włóczą się i próbują cały czas być zabawni. To się bierze ze spędzania czasu w zamkniętych pomieszczeniach. Parę przebieżek po dwadzieścia mil i dziekan stałby się innym człowiekiem.

— To prawda — przyznał kwestor. — Martwym.

— Byłby zdrowszy.

— Owszem, ale jednak martwy.

Nadrektor z irytacją zaczął przekładać na biurku papiery.

— Gnuśność — mruczał pod nosem. — Za często się ją tu spotyka. Cały Uniwersytet jest leniwy. Ludzie albo śpią cały dzień, albo się zmieniają w jakieś małpiatki. Kiedy ja byłem studentem, nikt nawet nie myślał, żeby zostać małpiatką.

Z irytacją podniósł głowę.

— Czego ode mnie chciałeś? — burknął.

— Słucham? — odparł zaskoczony kwestor.

— Chciałeś, żebym coś zrobił, prawda? Przyszedłeś prosić, żebym się czymś zajął. Pewnie dlatego że jestem tu jedyny, który nie śpi mocno ani nie siedzi na drzewie i nie wyje każdego ranka.

— Hm… Wydaje mi się, że myśli pan o pawianach, nadrektorze.

— Co? Co? Mówże z sensem, człowieku!

Kwestor wziął się w garść. Nie rozumiał, dlaczego tak się go traktuje.

— Istotnie, chciałem się z panem zobaczyć w sprawie jednego z naszych studentów, mistrzu — oznajmił lodowatym tonem.

— Studentów? — warknął nadrektor.

— Tak, mistrzu. Kojarzy pan? Ci chudzi, z bladymi twarzami? Ponieważ to jest uniwersytet. Należą do zestawu, jak szczury…

— Zdawało mi się, że mamy ludzi, którzy powinni się nimi zajmować.

— Wykładowców. Tak. Ale czasami… A może, nadrektorze, zechce pan zerknąć na wyniki egzaminów…

* * *

Nastała północ — nie ta sama północ co poprzednio, ale bardzo podobna. Stary Tom, pozbawiony serca dzwon na uniwersyteckiej dzwonnicy, wybił właśnie dwanaście dźwięcznych chwil ciszy.

Deszczowe chmury wycisnęły z siebie nad miastem ostatnie krople. Ankh-Morpork leżało pod kilkoma wilgotnymi gwiazdami, realne jak cegła.

Myślak Stibbons, student magii, odłożył książkę i przetarł dłońmi twarz.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Ruchome obrazki»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Ruchome obrazki» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Terry Pratchett - Dysk
Terry Pratchett
Terry Pratchett
Terry Pratchett - Wolni Ciutludzie
Terry Pratchett
Terry Pratchett
Terry Pratchett - Kosiarz
Terry Pratchett
Terry Pratchett
Terry Pratchett - Wyprawa czarownic
Terry Pratchett
Terry Pratchett
Terry Pratchett - Czarodzicielstwo
Terry Pratchett
Terry Pratchett
Terry Pratchett - Blask fantastyczny
Terry Pratchett
Terry Pratchett
Отзывы о книге «Ruchome obrazki»

Обсуждение, отзывы о книге «Ruchome obrazki» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x