Terry Pratchett - Prawda

Здесь есть возможность читать онлайн «Terry Pratchett - Prawda» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 2007, ISBN: 2007, Издательство: Prószyński i S-ka, Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Prawda: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Prawda»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

William chce tylko dotrzeć do prawdy. Niestety, wszyscy inni chcą dotrzeć do Williama, i to w złych zamiarach. A to dopiero trzeci numer…
William de Worde jest przypadkowym wydawcą pierwszej gazety na Dysku. Teraz musi sobie radzić z tradycyjnymi problemami dziennikarskiego życia — ludźmi, którzy chcą, by zginął, wampirem na odwyku, żywiącym samobójczą fascynację fotografowaniem z lampą błyskową, innymi ludźmi, którzy też chcą, by zginął, choć w inny sposób oraz, co najgorsze, człowiekiem, który błaga go, by publikował zdjęcia jego ziemniaków o zabawnych kształtach.

Prawda — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Prawda», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Zdrajca? — szepnął lord de Worde.

— Tak powiedzą ludzie.

Lord de Worde kiwnął głową jak człowiek uwięziony w nieprzyjemnym śnie.

— Nie mógłbym oczywiście wziąć tych pieniędzy — oświadczył. — Życzę ci szczęścia, mój synu. Ponieważ… z całą pewnością jesteś de Worde’em. Powodzenia.

Odwrócił się i wyszedł. Po kilku sekundach skrzypnęły jakieś drzwi, a potem zatrzasnęły się cicho.

William zachwiał się i oparł o kolumnę. Drżał cały. W głowie odtwarzał sobie całe spotkanie. Jego mózg przez cały czas nie dotknął ziemi.

— Dobrze zię czujesz, Villiamie? — zapytał Otto.

— Trochę mnie mdli, ale… tak, w porządku. Ze wszystkich zakutych, upartych, egocentrycznych, aroganckich…

— Ale rekompenzujesz to w innych dziedzinach — pocieszył go Otto.

— Mówiłem o ojcu.

— Och!

— Jest taki pewny, że zawsze ma rację…

— Przepraszam, ale nadal móvimy o tvoim ojcu?

— Chcesz powiedzieć, że jestem do niego podobny?

— Ależ zkąd! Zupełnie inny. Abzolutnie zupełnie inny. V ogóle żadnego podobieństva.

— Nie musiałeś posuwać się tak daleko! — William urwał nagle. — Czy ja ci podziękowałem?

— Nie, nie podziękovałeś.

— Ojej…

— Nie, nie. Zaważyłeś, że nie podziękovałeś, vice nie ma problemu — uznał Otto. — Każdego dnia, pod każdym vzględem stajemy się trochę lepsi. Przy okazji, czy mógłbyś vyciągnąć ze mnie ten miecz? Co za idiota dźga czymś takim vampira? Niszczy tylko bieliznę.

— Czekaj, pomogę… — William ostrożnie wyjął ostrze.

— Mogę dopisać koszulę do svoich vydatkóv?

— Tak, chyba tak.

— Dobrze. No to już jest po vszystkim, pora na nagrody i medale. — Wampir z satysfakcją obciągnął kamizelkę. — Gdzie zię teraz podziały tvoje kłopoty?

— Dopiero się zaczynają — odparł William. — Myślę, że za niecałą godzinę będę oglądał od środka komendę straży.

* * *

Okazało się, że już po czterdziestu trzech minutach William de Worde Udzielał Pomocy Straży, jak to mówią, w Śledztwie. Po drugiej stronie biurka komendant Vimes uważnie czytał „Puls”. William zdawał sobie sprawę, że robi to wolniej, niż trzeba, bo chce go zdenerwować.

— Chętnie pomogę z długimi słowami, których pan nie rozpoznaje — zaofiarował się.

— To dobry tekst — przyznał Vimes, ignorując zaczepkę. — Ale muszę wiedzieć więcej. Chcę znać nazwiska. Myślę, że tyje znasz. Gdzie się spotykali? Takie sprawy. Muszę się dowiedzieć.

— Pewne kwestie pozostają dla mnie tajemnicą — zapewnił William. — Ale ma pan dosyć dowodów, żeby uwolnić Vetinariego.

— Chcę się dowiedzieć więcej.

— Nie ode mnie.

— Ależ panie de Worde, stoimy przecież po tej samej stronie.

— Nie. Stoimy po różnych stronach, które przypadkiem położone są obok siebie.

— Panie de Worde, w dniu dzisiejszym dokonał pan ataku na jednego z moich funkcjonariuszy. Zdaje pan sobie sprawę, w jakie wpakował się pan kłopoty?

— Spodziewałem się po panu czegoś lepszego, panie Vimes. Chce pan powiedzieć, że zaatakowałem funkcjonariusza w mundurze? Funkcjonariusza, który się zidentyfikował?

— Proszę uważać, panie de Worde…

— Ścigał mnie wilkołak, komendancie. Podjąłem więc kroki w celu… zniechęcenia go, żebym mógł uciec. Czy chciałby pan dyskutować o tym publicznie?

Jestem bezczelnym, aroganckim i butnym kłamcą, myślał William. I świetnie mi to wychodzi.

— Zatem nie pozostawia mi pan wyboru… Muszę pana aresztować za ukrywanie…

— Żądam prawnika — przerwał mu William.

— Doprawdy? A kogo konkretnie ma pan na myśli w środku nocy?

— Pana Slanta.

— Slanta? Myśli pan, że przyjdzie tu dla pana?

— Wiem, że przyjdzie. Może mi pan wierzyć.

— Ach, przyjdzie?

— Na pewno.

— Niech pan da spokój… — rzekł z uśmiechem Vimes. — Czy naprawdę tego potrzebujemy? Przecież udzielanie pomocy straży jest obowiązkiem każdego obywatela, nieprawdaż?

— Nie wiem. Wiem tylko, że straż tak uważa. Nigdy nie widziałem, żeby coś takiego było gdzieś zapisane. Poza tym nie wiedziałem, że straż ma prawo szpiegować niewinnych obywateli.

William zobaczył, że uśmiech komendanta nieruchomieje.

— To było dla twojego dobra — warknął Vimes.

— Nie wiedziałem, że to wy macie decydować, co jest dla mnie dobre.

Tym razem Vimes zdobył mały punkt.

— Ja też nie dam się podpuszczać — oświadczył. — Ale mam powody, by podejrzewać, że ukrywa pan informacje dotyczące poważnego przestępstwa, a to jest wykroczenie. To wbrew prawu.

— Pan Slant na pewno coś wymyśli. Założę się, że znajdzie jakiś precedens. Przeszuka akta na setki lat wstecz. Patrycjusze zawsze polegali na precedensach. Pan Slant będzie kopał i kopał. Przez całe lata, jeśli to konieczne. A wytrwale kopać potrafi.

Vimes pochylił się nad biurkiem.

— Tak między nami i bez twojego notesu — mruknął. — Pan Slant to przebiegły martwy drań, który potrafi skręcić obowiązujące prawo w pierścionek.

— Fakt — przyznał William. — I będzie moim adwokatem. Gwarantuję.

— Właściwie dlaczego Slant miałby występować w pańskim imieniu? — zapytał Vimes, patrząc Williamowi prosto w twarz.

William dorównywał mu, oko za oko.

— Ponieważ jest prawym człowiekiem? — wysunął przypuszczenie. — A teraz zechce pan wysłać gońca, żeby go sprowadził? Bo jeśli nie, to musi mnie pan zwolnić.

Nie odrywając wzroku od Williama, Vimes wyciągnął rękę i z boku biurka odczepił rurę komunikacyjną. Dmuchnął w nią, a potem przyłożył do ucha. Zabrzmiał odgłos, jakby na końcu rynny mysz błagała o łaskę.

— Tają lipsi poitl swup?

Vimes przysunął rurę do ust.

— Sierżancie, przyślijcie tu kogoś, żeby odprowadził pana de Worde do celi, dobrze?

— Suidl jumjumpwipwipwip?

Vimes westchnął i odwiesił rurę. Wyszedł zza biurka i otworzył drzwi.

— Fred, przyślij tu kogoś, żeby odprowadził pana de Worde do celi, co?! — krzyknął. — Na razie uznaję to za areszt zapobiegawczy — dodał, zwracając się do Williama.

— A czemu ma zapobiegać?

— No cóż, ja na przykład odczuwam przemożną chęć, żeby solidnie trzepnąć cię w ucho. A podejrzewam, że są też inni, którzy nie panują nad sobą tak jak ja.

W celi było całkiem spokojnie. Prycza okazała się wygodna. Ściany pokrywało graffiti, a William zabijał czas, poprawiając pisownię.

Drzwi otworzyły się znowu. Funkcjonariusz z kamienną twarzą zaprowadził Williama z powrotem do gabinetu Vimesa.

Czekał tam już pan Slant, który obojętnie skinął Williamowi głową. Komendant Vimes siedział przed niewielkim, ale imponującym stosem dokumentów i wyglądał na człowieka pokonanego.

— Wydaje mi się, że pan de Worde jest wolny — powiedział Slant.

Vimes wzruszył ramionami.

— Dziwię się tylko, że nie żąda pan, bym wręczył mu zloty medal i ozdobny dyplom dziękczynny. Ale ustalam kaucję na ty…

— Ach? — Slant uniósł szary palec.

Vimes spojrzał gniewnie.

— Sto do… — Ach?

Vimes burknął coś pod nosem i sięgnął do kieszeni. Po czym rzucił Williamowi dolara.

— Proszę — rzekł z demonstracyjnym sarkazmem. — A jeśli jutro o dziesiątej rano nie zjawi się pan przed obliczem Patrycjusza, będzie pan musiał tego dolara zwrócić. Zadowolony? — zwrócił się do Slanta.

— Którego patrycjusza? — zainteresował się William.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Prawda»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Prawda» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Prawda»

Обсуждение, отзывы о книге «Prawda» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x