Gene Wolfe - Urth Nowego Słońca

Здесь есть возможность читать онлайн «Gene Wolfe - Urth Nowego Słońca» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Katowice, Год выпуска: 2008, ISBN: 2008, Издательство: Książnica, Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Urth Nowego Słońca: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Urth Nowego Słońca»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Naprawdę mam na imię Severian. Przyjaciele, których nigdy nie miałem zbyt wielu, nazwali mnie Severianem Kulawym. Żołnierze, których niegdyś miałem mnóstwo, choć nie aż tak wielu, jakbym chciał, nazywali mnie Severianem Wielkim. Nieprzyjaciele, którzy mnożyli się jak muchy na bitewnych polach zasłanych trupami, nazywali mnie Severianem Oprawcą. Byłem ostatnim Autarchą Wspólnoty, a tym samym jedynym prawowitym władcą planety znanej podówczas jako Urth.

Urth Nowego Słońca — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Urth Nowego Słońca», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

W pierwszej chwili pomyślałem, że to zwykły akt wandalizmu, że ktoś, kto mnie nienawidzi (na Urth wielu było takich), po prostu dał upust swej wściekłości, nie zastawszy mnie śpiącego w łóżku. Jednak po chwili zastanowienia doszedłem do wniosku, iż mam przed sobą efekt metodycznej, starannej pracy. Ktoś wtargnął do kajuty niemal zaraz po tym, jak z niej wyszedłem. Hierodule, dla których czas biegnie w przeciwną stronę, wiedzieli o tym zdarzeniu i przysłali stewarda głównie po to, by uchronić mnie przed spotkaniem z nieproszonym gościem; gość ów, stwierdziwszy, że nie ma mnie w kabinie, zajął się poszukiwaniami przedmiotu tak małego, że można by go ukryć nawet w kołnierzyku koszuli.

Czegokolwiek szukał, posiadałem tylko jeden skarb: list napisany przez mistrza Malrubiusa, zaświadczający, iż jestem prawowitym Au-tarchą Urth. Ponieważ nie spodziewałem się żadnej napaści, nie uznałem za stosowne go ukryć, tylko wrzuciłem do jednej z szuflad razem z innymi papierami. Rzecz jasna, nie zostało po nim ani śladu.

Opuszczając kabinę włamywacz natknął się na stewarda, który zapewne zatrzymał go i zapytał, co tu robi. W ten sposób wydal na siebie wyrok śmierci, gdyż później mógłby opowiedzieć mi, jak wygląda ów człowiek. Napastnik dobył noża, steward sięgnął po swój, ale nawet nie zdążył go otworzyć. Rozmawiając z hierodulami usłyszałem krzyk nieszczęśnika, lecz Osipago zastąpił mi drogę, uniemożliwiając spotkanie z włamywaczem. Przynajmniej tyle było jasne.

Teraz jednak nadeszła pora na najbardziej tajemniczą część zagadki. Natrafiwszy na martwego stewarda próbowałem go ożywić, zamiast autentycznym Pazurem Łagodziciela posługując się zwykłym cierniem.

Naturalnie próba zakończyła się niepowodzeniem, ale przecież tak samo działo się już wcześniej za każdym razem, kiedy świadomie starałem się skorzystać z mocy, jaką — być może — dawał mi prawdziwy Pazur. (Po raz pierwszy uczyniłem to w lochach naszej konfraterni, dotykając nim czoła kobiety, która porywała dzieci i przybijała je do podłogi w charakterze mebli).

Tamte porażki były jednak zwyczajne i nie pociągały za sobą żadnych niezwykłych konsekwencji; ot, jakbym wypowiedział słowo, które miało być zaklęciem otwierającym drzwi, a wcale nim nie było, wiec drzwi pozostały zamknięte i tyle.

Teraz stało się inaczej: nie wiadomo czemu, straciłem nagle przytomność, a wraz z nią mnóstwo sił, których do tej pory nie udafo mi się jeszcze w pełni odzyskać. Może zabrzmi to głupio, ale właśnie dlatego poczułem przypływ nadziei; coś się jednak wydarzyło, chociaż niewiele brakowało, by owo coś kosztowało mnie życie.

Cokolwiek to było, pozbawiło mnie świadomości i ściągnęło na statek ciemność. Ośmielony nią, włamywacz powrócił, a usłyszawszy mój okrzyk (każdy człowiek zbliżający się w uczciwych zamiarach ani chybi odpowiedziałby na niego) rzucił się, by mnie zabić.

Wszystkie te myśli przemknęły mi przez głowę znacznie szybciej niż trwało ich zapisywanie. Wiatr się wzmaga, ziarnko po ziarnku usypując z piasku naszego nowego lądu nagrobek starej Wspólnoty, aleja jeszcze będę pisał przez jakiś czas, zanim udam się na spoczynek. A więc, wracając do rzeczy: przyszło mi do głowy, że ranny napastnik może wciąż jeszcze leżeć w korytarzu. Gdyby tak było, istniała szansa wydobycia od niego zeznań oraz ujawnienia jego motywów i wspólników, naturalnie jeżeli tacy istnieli. Zgasiłem świecę, otworzyłem drzwi najciszej, jak potrafiłem, po czym wymknąłem się na zewnątrz, przez chwilę stałem bez ruchu, uważnie nasłuchując, następnie zaś zaryzykowałem i zapaliłem ją ponownie.

Mój przeciwnik zniknął, lecz poza tym nic się nie zmieniło. Martwy steward nadal leżał bez życia, nieruchomy jak jego nóż o schowanym ostrzu. Na odcinku, który pełgający blask świecy wydobył z ciemności, korytarz był zupełnie pusty.

Obawiając się, że wyczerpię zapas energii zamkniętej w świecy albo że jej płomień zdradzi miejsce mego pobytu, zgasiłem ją po raz drugi. Gdyby doszło do walki wręcz, myśliwski nóż znaleziony przez Gunnie w ładowni z pewnością okazałby się bardziej przydatny od pistoletu; wydobyłem go z pochwy, ścisnąłem rękojeść w prawej ręce i dotykając lewą ściany ruszyłem powoli korytarzem w poszukiwaniu kajuty hieroduli.

Tdąc tam w towarzystwie Osipago, Famulimusa i Barbatusa nie zwracałem uwagi ani na to, którędy mnie prowadzą, ani jak dużą odległość trzeba byto pokonać, ale zapamiętałem każde mijane drzwi i niemal każdy swój krok, więc choć zajęło mi to sporo czasu, zdołałem (przynajmniej tak mi się zdawało) trafić we właściwe miejsce.

Zastukałem do drzwi, ale nie uzyskałem odpowiedzi. Przyłożyłem do nich ucho, lecz z wnętrza nie dobiegały żadne dźwięki. Zastukałem ponownie, znacznie mocniej, a kiedy i to nie dało rezultatu, załomotałem gałką wieńczącą rękojeść noża.

Wciąż nie zrażony, przeszedłem po omacku do sąsiednich drzwi i powtórzyłem całą operację, potem zaś uczyniłem to samo przy drzwiach pomieszczenia sąsiadującego z kajutą z drugiej strony. Tam także nikt mi nie otworzył.

Powrót do kabiny mógł równać się samobójstwu; na szczęście dysponowałem zapasowym lokum. Pogratulowałem sobie w duchu przezorności, ale zaraz potem uświadomiłem sobie, że po to, by dotrzeć do kwater załogi, muszę minąć drzwi mojej kabiny. Analizując historię poprzedników oraz szperając we wspomnieniach osób, które stały się częścią mnie, z zaskoczeniem stwierdziłem, iż wiele z nich straciło życie w chwili, gdy skuszone powodzeniem, usiłowały po raz kolejny powtórzyć jakiś zuchwały wyczyn — na przykład poprowadzić oddział do jeszcze jednego ataku albo odwiedzić kochankę mieszkającą w odległej dzielnicy. Postanowiłem nie powtarzać ich błędów; prześledziwszy w pamięci trasę, którą przebyłem, a także odwoławszy się do skromnej wiedzy na temat rozkładu pomieszczeń statku, doszedłem do wniosku, iż chyba uda mi się dotrzeć do mojej drugiej kajuty inną, okrężną drogą: pójdę prosto korytarzem, przy pierwszej sposobności skręcę w boczne odgałęzienie, a potem jeszcze raz i będę już u celu.

Pominę milczeniem moją długą wędrówkę; wystarczy powiedzieć, że była dla mnie niezmiernie męcząca, nie widzę więc powodu, żebym miał nużyć jej opisem także ciebie, mój hipotetyczny czytelniku. Powiem tylko tyle, że znalazłem schody prowadzące na niższy poziom oraz korytarz, który zdawał się biec dokładnie pod tym, w którym rozegrały się niedawne wydarzenia. Wkrótce jednak dotarłem do kolejnych schodów stanowiących początek istnego labiryntu korytarzy, drabin oraz wąskich, pogrążonych w całkowitej ciemności zaułków, gdzie podłoga poruszała się pod moimi stopami, powietrze zaś stawało się coraz cieplejsze i wilgotniejsze.

W pewnej chwili poczułem intensywny, jakby znajomy zapach. Ruszyłem za nim z zadartą głową, węsząc niczym pies myśliwski ja, który tak często chełpię się moją nadzwyczajną pamięcią. Niewiele brakowało, bym zaczął skamleć ze szczęścia, że po tak długiej wędrówce wśród pustki, milczenia i ciemności wreszcie trafiłem w jakieś znajome miejsce.

Nagle z mego gardła istotnie wyrwało się coś w rodzaju skowytu, ponieważ hen, daleko przede mną zabłysło jakieś światełko. Moje oczy tak bardzo przywykły do ciemności, że nawet ten przyćmiony blask przeszył ich źrenice jak błyskawica, docierając aż do mózgu, gdzie wywołał eksplozję krótkotrwałego bólu. Spoglądając na nierówną powierzchię pod stopami i na wilgotne, porośnięte mchem ściany, widziałem na ich tle rozjarzoną intensywną czerwienią, pajęczą sieć naczyń krwionośnych. Schowałem nóż do pochwy i popędziłem przed siebie tak szybko, jak tylko pozwalała mi moja niesprawna noga.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Urth Nowego Słońca»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Urth Nowego Słońca» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Urth Nowego Słońca»

Обсуждение, отзывы о книге «Urth Nowego Słońca» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x