John Crowley - Małe, duże

Здесь есть возможность читать онлайн «John Crowley - Małe, duże» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Stawiguda, Год выпуска: 2008, ISBN: 2008, Издательство: Solaris, Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Małe, duże: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Małe, duże»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Wielopokoleniowa saga rodziny Drinkwaterów i ich kuzynów, mieszkających w Edgewood i okolicach. Wszyscy wierzą, że obok naszego, realnego świata, istnieje drugi, w którym magia jest możliwa, ryby mówią ludzkim głosem, a las zamieszkują wróżki, gnomy i inne stworzenia. Drinkwaterowie są z tym światem nierozerwalnie związani i chronieni, jednak z czasem – wskutek upływu czasu i zapomnienia – ta więź słabnie i na rodzinę spadają kolejne nieszczęścia. Również świat ogarnia powoli szaleństwo.
Aby przywrócić równowagę światu bohaterowie powieści podejmują próbę ponownego zawiązania tej więzi.

Małe, duże — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Małe, duże», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Poza tym oświetlony dom można było z łatwością odszukać. Gdyby ktoś, kto zabłądził lub odszedł, powracał w bezksiężycową noc, bez trudu odnalazłby w ciemnościach dom.

Odwrócił ciężką stronicę.

To tutaj właśnie opisano ten straszny pomysł jakiegoś mściwego spirytualisty. Oczywiście, po śmierci nie ma żadnego piekła, a tylko postęp ku coraz wyższym poziomom, nie ma wiecznych cierpień, chociaż może odbywać się trudna albo przynajmniej długotrwała reedukacja krnąbrnych lub głupich dusz. Co za wielkoduszność! Ale nie dość było tego, żeby skruszyć opory sceptyków, więc wymyślono ideę, że ci, którzy nie chcą dojrzeć światła w tym życiu, nie ujrzą go również w przyszłym, będą jak ślepcy. Będą snuć się samotnie w wiecznym mroku, podczas gdy wokół nich, pogrążonych w niewiedzy, rozkwitać będzie szczęśliwa wspólnota wszystkich świętych w otoczeniu kwiatów, fontann, wirujących planet i złaknionych dusz wielkich odłączonych.

Samotność.

Było dla niego jasne, że nie pójdzie tam, dokąd wezwano ich wszystkich, jeśli jego pragnienie nie będzie równie silne jak wiara. Ale jak mógłby pragnąć innego świata niż ten? Ciągle od nowa czytał opisy w Architekturze, ale nie znalazł niczego, co mogłoby go przekonać, że znajdzie Tam świat tak samo bogaty, tak samo dziwny, a jednak doskonale znany jak ten, w którym żył teraz.

Tam panuje wieczna wiosna, ale on pragnął również zimowych dni: szarych i deszczowych. Pragnął wszystkiego, nie chciał się niczego wyrzekać. Pragnął własnego ognia na kominku, pragnął zachować swoje wspomnienia i wszystko, co je wywoływało, nie chciał wyrzekać się małych wygód ani nawet kłopotów. Pragnął takiej śmierci, o jakiej często ostatnio rozmyślał, i chciał znaleźć miejsce obok tych, których już pochował.

Podniósł głowę. Pomiędzy lampami odbitymi w szybie lśnił księżyc, który już wzeszedł. Właściwie był to tylko kruchy i blady półksiężyc. Kiedy nadejdzie pełnia, w dzień świętego Jana, wszyscy wyruszą.

Raj. Inny świat.

Nie dbał o to, że opowiadano długą Opowieść, nawet już się nie oburzał, że został wykorzystany do jej celów. Chciał tylko, by ta Opowieść była kontynuowana nieprzerwanie. Obojętnie, jakie siły ją snuły, chciał, by robiły to bez końca. Pragnął zasypiać, słysząc coraz słabszy szmer wypowiadanych słów, niekończący się nawet wtedy, gdy będzie już w grobie. Nie życzył sobie, by Opowieść porywała go w ten sposób, by zaskakiwała go wielkimi, smutnymi i dręczącymi wydarzeniami, na które nie był przygotowany. Nie życzył sobie, aby zabierała mu żonę. Nie chciał znaleźć się w innym świecie, którego nie potrafił sobie nawet wyobrazić: w małym świecie, na pewno nie tak wielkim jak ten.

A jednak jest wielki — szepnął mu do ucha wietrzyk.

Tamten świat nie może zawierać pór roku w ich całej krasie, wszystkich radości i smutków. Nie może zawierać historii jego pięciu zmysłów i wszystkiego, co dzięki nim odczuwa i wie.

Ale zawiera — zaszumiał wietrzyk.

Nie ma tam tego wszystkiego, co tworzy jego świat i zarazem jest więcej.

Oj, więcej — szepnął wietrzyk — więcej, o wiele więcej.

Smoky uniósł wzrok. Firanki poruszyły się.

— Alice? — powiedział.

Wstał, zrzucając ciężką książkę na podłogę. Podszedł do wysokiego okna i wyjrzał na dwór. W ten mglisty wieczór ogród otoczony murami wyglądał jak ciemny westybul. Za otwartą bramą w murze rozpościerały się łąki oblane światłem księżyca.

Ona jest daleko, tam, tam — szepnął wietrzyk.

— Alice?

Ona jest blisko, tutaj, tutaj — zaszumiał wietrzyk. Ale cokolwiek zbliżało się ku Smoky’emu z mglistej ciemności, nie rozpoznał tego. Stał przez długi czas nieruchomo, wpatrując się w noc jak w ludzką twarz, jak gdyby mogła z nim porozmawiać i wyjaśnić wiele spraw. Myślał, że to możliwe, ale słyszał tylko, jak noc wypowiada jedno jedyne imię. A może to on sam je wypowiadał.

Księżyc skrył się za domem. Smoky ruszył powoli na górę do sypialni. Gdy księżyc zaszedł, a blade smugi wskazywały miejsce, gdzie wkrótce miało wzejść śpiące jeszcze słońce, Smoky przebudził się z dziwnym wrażeniem, które często odnoszą ludzie cierpiący na bezsenność, że nie spał ani chwili. Włożył stary, postrzępiony szlafrok z ozdobnymi lamówkami wokół mankietów i kieszeni, po czym wdrapał się na strych, zaświecając po drodze kinkiety w holu, które jakaś bezmyślna osoba zostawiła niezapalone.

Uśpiona maszyna, oświetlona blaskiem planet i świtu, zdawała się pogrążona w bezruchu, tak samo jak poranna gwiazda za okrągłym okienkiem. A jednak się poruszała. Smoky obserwował mechanizm, myśląc o nocy, kiedy przy lampie naftowej odczytał z Efemeryd dokładny czas i miejsce wschodzenia gwiazd. Gdy już ustalił czas wzejścia ostatniego księżyca Jowisza, poczuł nieskończenie małe, pierwsze drgnienie maszyny. I usłyszał, jak pierwsza piłeczka krykietowa wpadła bez niczyjej pomocy do ustawionej miseczki na ramieniu absurdalnego koła. Ocalenie. Pamiętał, co wtedy odczuwał.

Położył dłoń na czarnej skrzynce koła, czując tykanie mocniejsze i bardziej regularne niż bicie własnego serca. Otworzył okienko w dachu, przez które wpłynął do środka radosny śpiew ptaków, i wyjrzał na dwór. Następny ładny dzień. A to taka rzadkość. Zauważył, że z tej wysokości można sięgnąć wzrokiem daleko na południe: widział wieżę w Meadowbrook i dachy Plainfield. Zieleniejące kępki lasów, rozrzuconych pomiędzy miastami, otulała mgiełka. Na obrzeżach miast lasy gęstniały, tworząc Dziki Las, na skraju którego leżało Edgewood. Dalej na południu, tam gdzie wzrok już nie sięgał, lasy stawały się jeszcze gęstsze i rozleglejsze.

Tylko odważni

Doszli do serca lasu, ale było to opuszczone królestwo. Nie zbliżyli się do żadnego parlamentu ani do tej, której Auberon poszukiwał, lecz której imię wyleciało mu z pamięci.

— Jak długo można wchodzić w głąb lasu? — spytał Fred.

Auberon znał odpowiedź.

— Tylko przez połowę drogi — odparł. — Potem znowu zaczyna się wychodzić.

— Ale nie z tych lasów — powiedział Fred i zwolnił. Z każdym krokiem wyrywał mech i unosił ciepłą ziemię. Postawił nogę.

— Którędy? — zapytał Auberon. Ale z tego miejsca wszystkie drogi wydawały się jednakowe.

Widział ją. Widział ją parę razy. Widział ją w oddali, jak szła szybko przez ciemny las pełen niebezpieczeństw, najwyraźniej czuła się tu jak w domu. Pewnego razu stała samotnie w cętkowanym cieniu, zadumana (był pewny, prawie pewny, że to była ona), kiedy indziej spieszyła się dokądś, a chmary małych stworzeń kręciły się u jej stóp. Nie spojrzała za siebie i nie widziała go, ale dostrzegło go jedno ze stworzeń o spiczastych uszach, żółtych oczach i pozbawionym wyrazu uśmiechu. Wiecznie się spieszyła, jakby zmierzała w konkretne miejsce. A kiedy ruszał jej śladem, zawsze gubił trop.

Zawołałby ją, gdyby był w stanie przypomnieć sobie jej imię.

Powtarzał kolejne litery alfabetu, żeby pobudzić pamięć, ale wszystko zamieniało się w zeschłe liście, w skorupy ślimaków, w ślady stóp faunów. Wszystkie litery zdawały się pasować, ale żadna nie przywodziła na myśl jej imienia. I wtedy uciekała, nie zauważywszy go, a on znajdował się w jeszcze głębszym lesie niż przedtem.

Teraz był w samym centrum i tutaj też jej nie było, jakkolwiek miała na imię.

Brązowe piersi? Coś brązowego. Wawrzyn albo pajęczyna, coś w tym rodzaju, jeżyna, coś, co zaczyna się na „b” albo na „c”.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Małe, duże»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Małe, duże» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


John Lescroart - Wyścig z czasem
John Lescroart
John Lescroart
Doris Lessing - Piąte dziecko
Doris Lessing
Doris Lessing
Anne-Lise Boge - Księżycowa noc
Anne-Lise Boge
Anne-Lise Boge
John Crowley - Little, Big
John Crowley
John Crowley
Sarah Waters - Niebanalna więź
Sarah Waters
Sarah Waters
Dorota Terakowska - Tam, gdzie spadają anioły
Dorota Terakowska
Dorota Terakowska
Отзывы о книге «Małe, duże»

Обсуждение, отзывы о книге «Małe, duże» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x