Nie mogłam temu zaprzeczyć. Wbiłam w Lewisa długie, wyzywające spojrzenie, na co on trochę gorzko się uśmiechnął.
– Nie przychodzisz prosić, co? – stwierdził. – Jesteś głodna?
Przez chwilę sądziłam, że ma na myśli ludzkie jedzenie, lecz szybko się zorientowałam, co mi proponuje. Nie popatrzyłam na Joanne czy Davida. I wytrzymałam jego spojrzenie.
– Bardzo – odpowiedziałam rzeczowym tonem.
– Chcesz spróbować?
Lewis wyciągnął do mnie rękę. Wstałam i zerknęłam na niego z góry, próbując rozszyfrować wyraz jego twarzy. Był to na pewno jakiś test, ale jaki – nie umiałam powiedzieć.
Powoli wyciągnęłam rękę i ujęłam jego dłoń, zupełne jakbyśmy się po ludzku witali. Ogarnęła mnie fala sprzecznych emocji. Na początku, co było najdziwniejsze – strach. Dopiero potem głód. Tęsknota. I niemal nieopanowane pragnienie, by czerpać, czerpać, czerpać…
Pozwoliłam sobie ledwie tknąć jego mocy, wciągając w siebie cienką jej nić. Wpłynęła w moje żyły niczym złoto i mimo wszystko nie umiałam powściągnąć powolnego, drżącego westchnienia.
A potem go puściłam, odstąpiłam od niego i usiadłam z powrotem na krześle.
Lewis położył rękę na kolanie. W wyrazie jego twarzy nie zaszła żadna zmiana, ale nagle wiedziałam już, co myśli i czuje. Moc, którą od niego wzięłam, otworzyła to przede mną, a ta intymność była trochę zatrważająca, gdyż tak się różniła od tego, czego doświadczyłam wcześniej z Joanne. Zupełnie jakbym przez moment stała się Lewisem. Ujrzałam całą jego przeszłość… jego tęsknotę za Joanne, nigdy tak naprawdę niezaspokojoną. Jego samotne życie. Niepokój z powodu odpowiedzialności, jaką go teraz obarczono. Jego głębokie, trwałe pragnienie, aby po prostu być.
– Powinieneś być dżinnem – powiedziałam, zaskakując tym samą siebie.
Lewis zamrugał.
– Pewnie tak – przyznał, – Ale jest, jak jest. A więc najwyraźniej masz kontrolę nad tym, co robisz. Wiem, że mogłaś zaczerpnąć tyle mocy, ile zdołałabyś wchłonąć, a jednak tak nie postąpiłaś. Dlaczego?
Bo to był rodzaj testu. Wiedzieliśmy o tym oboje, ale nie chodziło tylko o próbę.
– Nie jestem potworem – stwierdziłam. – Potrafię zapanować nad swoimi pragnieniami, podobnie jak ty.
Nie spojrzałam w kierunku Joanne, wyczułam jednak, jak przeszyła go iskra, drobny dreszcz, który oznaczał, że Lewis dobrze zrozumiał, co mam na myśli.
Jak mógłbym się o tym przekonać? – zapytał, nieco ostrzejszym tonem. Nie spodobało mu się, że ktoś obcy poznał jego sekrety.
– Masz moje słowo – złożyłam obietnicę. – Nigdy nie wezmę więcej, niż będę potrzebowała, i nigdy świadomie nie skrzywdzę ani nie osłabię przy tym żadnego Strażnika, chyba że sam spróbuje mi zaszkodzić. – Wcześniej miałam do czynienia z Joanne, ale wtedy byłam jeszcze zielona i pełna obaw. Teraz rozumiałam wszystko lepiej.
– I poprosisz najpierw o pozwolenie – uzupełnił Lewis.
– Tak. Poproszę, chyba że sprawa będzie gardłowa.
– Zdajesz sobie sprawę, że to oficjalna obietnica – powiedział Lewis. – Jesteś pewna, że jej dotrzymasz?
– To nic poważniejszego od obietnic, jakie składają sobie ludzie, zapewniając, że będą razem żyli w zgodzie.
– Ludzie łamią je bez przerwy – odezwała się cicho Joanne.
Wiedziałam o tym dużo lepiej od niej.
– Z pewnością tak postępują, kiedy coś im zagraża. Złożyłam takie samo przyrzeczenie, z takim samym zastrzeżeniem. Jeśli nic mi nie zagrozi, będę żyła z wami w pokoju. Ale nie dam się po cichu załatwić. – Nie próbowałam się tłumaczyć ani nalegać. Po prostu czekałam. Mogli mi zaufać lub nie; nie byłam w stanie uczynić nic, by ich przekonać. Lewis zerknął na Davida, a potem na Joanne. Nie dostrzegłam, by dawali sobie jakieś oczywiste znaki, jednak coś do niego dotarło i z ukłuciem zazdrości zdałam sobie sprawę, że porozumiewali się na poziomie, jakiego sama nigdy już ponownie nie osiągnę.
Komunikowali się bez słów, poprzez eter. Skupiłam uwagę na czwartej osobie w pokoju, milczku, który dotąd nie wziął udziału w rozmowie. Obserwował mnie, ale tak jak Lewis, starał się nie zdradzać niczego miną.
Po chwili Przywódca Strażników przekazał mi podjętą decyzję:
– W porządku. – I podniósł się z łóżka. Ja także wstałam, odruchowo robiąc krok w tył, zupełnie jakby było dokąd uciekać, gdyby Lewis postanowił się mnie pozbyć. – Zostajesz na okres próbny, ale chcę, żebyś trzymała się z daleka od tego miejsca: mamy tu aż za dużo kłopotów. Zajmie się tobą jeden ze Strażników. Będziesz mu pomagała w robocie, a w zamian on zapewni ci regularny dostęp do sfery eterycznej.
Milczący mężczyzna, który siedział na kanapie, podniósł się teraz. Lewis skinął głową w jego stronę.
– To Manny Rocha – przedstawił go. – Manny będzie twoim partnerem, przynajmniej przez kilka pierwszych miesięcy. Jeśli przebrniesz przez ten okres, zobaczymy, co dalej. Jeżeli Manny kiedykolwiek uzna, że trudno z tobą współpracować albo że nie wykonujesz zadań lub nie dotrzymujesz słowa, zostaniesz odcięta od eteru i więcej już ci nie pomożemy. Umowa stoi?
Nie znałam tego Strażnika, Manny'ego Rochy. Wydał mi się mdły i bez wyrazu – był niższy od Lewisa i Davida, szczupły, niczym się nie wyróżniał. Żaden znajomy dżinn nigdy nie wypowiedział jego imienia; ani go nie pochwalił, ani nie potępił.
– Nie – odparłam i dostrzegłam błysk zdumienia na twarzach wszystkich obecnych w pokoju. – Nie tak szybko. Żaden Strażnik nie służy za darmo. Otrzymujecie wynagrodzenie, prawda?
Lewis zorientował się pierwszy, w czym rzecz, i wybuchnął głośnym śmiechem.
– Co, do licha…? – zapytała Joanne chłodno.
– Ona domaga się posady – powiedział Lewis. – Co jasno świadczy o tym, że naprawdę stała się człowiekiem. Dobra, załatwione, dostaniesz pensję jak początkujący Strażnik. Sprawą zakwaterowania i całego innego szajsu zajmiemy się później. Zgoda?
Nie miałam pojęcia, czy taka umowa jest uczciwa, ale nie sądziłam, by Lewis chciał mnie oszukać. Wiedział, jak ważne są uczciwe układy z dżinnami. Skinęłam głową i wyciągnęłam rękę do Manny'ego Rochy. Zawahał się. Chyba wiedziałam dlaczego.
– Nie wezmę od ciebie mocy, jeśli się na to nie zgodzisz – przypomniałam. – I zawsze wcześniej poproszę, chyba że sprawa będzie pilna. – Po posileniu się ze źródła Lewisa, wcale nie kusiła mnie teraz moc Manny'ego Rochy. Wyglądał tak, jakby nieco mu ulżyło, i wymienił ze mną krótki, formalny uścisk dłoni. Było to tylko zetknięcie ciał, nic ponadto.
– Miło cię poznać. – To pierwsze słowa, jakie przy mnie wypowiedział. Miał neutralny głos, z lekkim obcym akcentem: spokojny i kojący. – Nie pokpij sprawy. Inaczej ucierpimy na tym nie tylko my dwoje. Chodzi o wszystkich ludzi, którym moglibyśmy pomóc.
Patrzyłam na niego przez dłuższą chwilę, ściągając brwi. Powiedział to szczerze. Altruistyczny Strażnik? Przypuszczałam, że czasem zdarzają się tacy, ale zaszokowało mnie, że Lewis zdołał tak szybko znaleźć kogoś takiego.
Oczywiście, najgorszych z nich odsiano w ciągu minionych kilku lat, za sprawą powstania dżinnów i innych rzeczy. Lewis osobiście rozpoczął czystkę, by pozbyć się łapowników. A więc może Manny był uczciwym gościem, na jakiego zresztą wyglądał.
To byłoby interesujące, pomyślałam.
Uniosłam brew.
– Ja niczego nie pokpię, jeśli i ty tego nie zrobisz – powiedziałam. – Czy jesteś pewien, że chcesz ze mną pracować?
Читать дальше