Harry Harrison - Zima w Edenie

Здесь есть возможность читать онлайн «Harry Harrison - Zima w Edenie» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Gdańsk, Год выпуска: 1992, ISBN: 1992, Издательство: Phantom Press, Жанр: Альтернативная история, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Zima w Edenie: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Zima w Edenie»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Nadejście nowego lodowca zagraża istnieniu Ziemi i gatunkowi ludzkiemu. Stojąc w obliczu zagrożenia. dinozaury muszą wykorzystać swą znajomość biologii, aby zawładnąć terytorium ludzi i przetrwać.
Kerrick wraz ze swą żoną i synkiem wyrusza na pomoc ludzkości. Wśród jaszczurów żyje istota, której celem jest zniszczenie przeciwnej kultury. To właśnie knowania Vanite doprowadzają do nieustannych starć i tragedii. Kerrick zna jednak sposób na wymuszenie rozejmu.

Zima w Edenie — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Zima w Edenie», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Choroba morska niemal natychmiast opanowała Armun, leżała bezwładnie pod okryciami z futer. Kołysanie nie działało na Kerricka, pomagał przy linach, gdy tylko było to konieczne. Uśmiechał się, a nawet jak Paramutanin witał radośnie rozbryzgi zamarzające na włosach i brodzie. Kalaleq podzielał jego entuzjazm i tylko Armun zdawała się dostrzegać grożące im niebezpieczeństwo, ogrom szaleństwa tego rejsu. Było już jednak za późno na powrót, o wiele za późno.

Dobra pogoda, z umiarkowanymi wiatrami i czystym niebem, trwała jedynie dwa dni. Potem wróciły sztormy, słabsze jednak niż uprzednio. Żeglowali następne trzy dni, aż na takielunku narosło tyle lodu, że musieli przybić do brzegu, by go usunąć. Wciągnęli łódź daleko na piasek małej plaży, odłamywali lód, aż wszyscy się spocili i przemarzli, potem stłoczyli się przy rozpalonym przez Kerricka ognisku. Szczekając zębami starali się wysuszyć ubrania, które zaczęły parować i skwierczeć.

W czasie sztormu minęli bazę murgu, nie dostrzegli jej nawet, nie spodziewali się zresztą o tej porze roku zastać na zimnych, północnych morzach tych uwielbiających ciepło stworzeń. Z każdym jednak dniem pogoda się poprawiała. Sztromy słabły coraz bardziej, gdy ich stateczek powoli, lecz stale płynął na południe wzdłuż skalistego wybrzeża.

Ranki były mgliste, zalewał ich drobny deszcz, mocniej ziębiący niż mroźne, lecz suche wiatry północy. Kerrick tkwił na dziobie, przyglądał się brzegowi. Nad mgłą wznosiły się skały, zbliżali się ku nim szybko gnani przez wiatr. Kerrick przenosił wzrok z mapy na ląd, przygryzając nerwowo usta. To musi być tu, nie miał wątpliwości. Odwrócił się szybko i zawołał do Kalaleqa:

— Skręć, kieruj się, jak można najbardziej na zachód. Jestem pewny, że bliżamy się do Genaglè, jest tu mocny prąd spychający na pełne morze.

— Jesteśmy tu? To wspaniale! — zawołał głośno Kalaleq, ze śmiechem przesunął rumpel, umocował go i skoczył przestawiać żagiel.

— Och, zobaczę to, cały nowy świat, pełen murgu. Czy murgu mogą być teraz na morzu?

— Wątpię, nie o tej porze roku. Ale gdy miniemy ujście Gengalè, znajdziemy się obok wielkiego kontynentu Entoban*, gdzie zawsze jest ciepło. Tam będziemy musieli być ostrożni.

Murgu, Yilanè, te dwa słowa mieszały mu się w umyśle. Wkrótce dopłyną do wyspy. Muszą tam zaatakować, tak jak one zaatakowały Tanu po drugiej stronie morza. Jak atakują ich na pewno teraz.

— Nie walczą — powiedział Herilak z pianą wściekłości na ustach.

— Nie atakują nas, a napadane kryją się za trującymi zaporami, gdzie nie możemy ich dosięgnąć.

— To murgu, a od murgu nie można wymagać, by walczyły jak Tanu czy Sasku — odparł Sanone. Pogrzebał kijem w ognisku, aż iskry wzbiły się wysoko i uleciały w zimnym wietrze. Zimą noce były chłodne w tej osłoniętej dolinie, a on był stary, nie grzała go już młoda krew. Otulił się ciaśniej grubą szatą i rozejrzał po śpiącej dolinie. Czuwał tylko on i Herilak; wszyscy inni spali.

— Uczą się, te murgu się uczą — powiedział gorzko Herilak. — Początkowo mogliśmy zakłuwać je nocami, zarzynać i zabijać. Teraz są dla nas niedostępne. Podobnie w dzień. Pozostają za osłoną i czekają, póki nie odejdziemy. Wtedy ruszają i wolno, lecz stale zbliżają się do nas.

— Jak blisko są teraz? — spytał Sanone.

— Otaczają nas ze wszystkich stron. Nie widać ich jeszcze, ale są tam, odległe o cztery dni marszu w każdym kierunku. Krąg nie jest pełen, tworzą oddzielone obozy, ale mimo to są niedostępne. Atakowane, pozostają w środku i nie wychodzą, lecz w tym czasie zbliżają się inne. Któregoś dnia znajdą się tu wszystkie, otoczą dolinę i wtedy koniec.

— Musimy więc odejść, nim będzie za późno, nim znajdziemy się w pułapce.

— Dokąd? — Niepewność rozszerzała oczy Herilaka, w świetle ogniska błyszczały mu białka. — Czy jest jakieś bezpieczne miejsce przed nimi? Jesteś mandukto Sasku, przewodzisz swym łowcom i kobietom. Czy znasz miejsce, gdzie bylibyśmy bezpieczni?

Sanone poruszył się niespokojnie i powiedział:

— Za zachodnią pustynią.

Mówią, że jest tam woda i zielona trawa.

— Chcesz tam zaprowadzić swych Sasku? Ognisko trzaskało, płonął wielki kloc. Sanone odpowiedział dopiero po dłuższej chwili.

— Nie, nie chcę ich zabierać z tej doliny. Żyjemy tu od zawsze. Jeśli mamy gdzieś zginąć, to najlepiej tutaj.

— Nie chcę umierać, ale mam już dość uciekania. Podobnie moje sammady. Zabrałbym je stąd, gdyby tego chciały, ale są chyba tego samego zdania co my. Minął czas ucieczki. Prędzej czy później musimy się zatrzymać i stawić czoła murgu. Niech stanie się to jak najprędzej. Wszyscy jesteśmy zmęczeni.

Woda w rzece opadła bardziej niż zwykle. Niegdyś o tej porze deszcze w górach wypełniały ją po brzegi.

— Wezmę rano kilku łowców, zaprowadzę ich do wzgórz. Sądzisz, że to sprawka murgu?

— Nie wiem, ale boję się.

— Wszyscy się boimy, mandukto. Murgu spadają na nas jak śnieg zimy i są równie trudne do powstrzymania. Jedna kobieta widziała zielone pnącze spuszczające się ze szczytu urwiska. Nie mogła podejść bliżej, ale dojrzała trujące rośliny murgu.

— Urwiska są wysokie.

— Pnącza rosną długo. Śnią mi się pieśni śmierci. Czy wiesz, co to oznacza?

Uśmiech Sanone był zimny i ponury.

— Niepotrzebny ci mandukto, silny Herilaku, by odczytać ów sen. Też słyszę pieśń śmierci.

Herilak spojrzał ze smutkiem na gwiazdy.

— Zaczynamy umierać, gdy się rodzimy. Wiem, że któregoś dnia znajdzie się tam mój tharm. Bliskość tej chwili ziębi mnie bardziej niż wiatr. Czy nic nie możemy zrobić?.

— Kiedyś Kerrick prowadził nas przeciwko murgu, wiódł do zwycięstwa.

— Nie wymieniaj jego imienia. Odszedł i zostawił nas na pewną śmierć. Już nas nie poprowadzi.

— Zostawił was, czy ty zostawiłeś jego, silny Herilaku? — spytał cicho Sanone.

Herilaka opanowała złość i miał coś gniewnie odpowiedzieć, lecz zamilkł. Uniósł dłonie i zacisnął je w pięści, potem rozwarł.

— Gdyby zapytał mnie o to łowca, odezwał się w ten sposób, uderzyłbym go. Ale nie ciebie, Sanone, bo potrafisz zaglądać w głąb innych, czytać ich najbardziej skryte myśli. Od wyniszczenia mego sammadu tkwią we mnie dwie osoby. Jedna z nich zawsze wrze gniewem, pragnie zabijać, nie słucha żadnych rad, odrzuca przyjaźń. Ten Herilak odwrócił się od Kerricka, gdy potrzebował pomocy. To już się stało. Gdyby tu był, znalazłbym dla niego słowa. Odszedł jednak, zginął na północy. Teraz, gdy jesteśmy w dolinie otoczonej przez murgu, gniew mój słabnie, czuję się znowu jednym człowiekiem. Może trochę za późno.

— Nigdy nie jest za późno wejść na ścieżkę Kadaira.

— Nic nie wiem o Kadairze. Masz jednak sporo racji. Erman-padar rozdmuchał iskierkę, z której powstał mój tharm. Niedługo zapłonie on wśród gwiazd.

— W skale została wydeptana dla nas droga. Możemy iść jedynie nią.

Ognisko zagasło, pozostawiając rozpalone węgle, zaczął mocniej dmuchać wiatr z północy. Na czystym, nocnym niebie gwiazdy były jasne i wyraźne. Sanone spojrzał na spuszczoną głowę Herilaka i zastanowił się, kto w dolinie ujrzy pierwsze zielone kiełki wyłaniające się wiosną z ziemi.

ROZDZIAŁ XLII

Wybrzeże Entoban* na wschodnim horyzoncie było mrocznym paskiem ledwo widocznym w świetle. Gdy łódź wspinała się na fale, dostrzegali szczyty leżących w głębi lądu, pokrytych śniegiem, wysokich gór, nadal zalanych czerwonym blaskiem zachodzącego słońca. Wiart słabł, ledwo wydymał żagiel.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Zima w Edenie»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Zima w Edenie» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Zima w Edenie»

Обсуждение, отзывы о книге «Zima w Edenie» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x