Jerzy Żuławski - Na srebrnym globie
Здесь есть возможность читать онлайн «Jerzy Żuławski - Na srebrnym globie» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Na srebrnym globie
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:4 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 80
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Na srebrnym globie: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Na srebrnym globie»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Na srebrnym globie — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Na srebrnym globie», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Po co ona żyje? co ją tu trzyma? jak ona może jeszcze żyć, jeśli kochała tamtego człowieka i jeśli naprawdę on dla niej był wszystkim, i z nim wszystko się dla niej skończyło? My jesteśmy podli, ale i ona jest podła! Pies, suka nierozumna — okazała więcej przywiązania, bo nie przeżyła śmierci pana, który ją wykarmił! A wszakże ta suka nie odebrała ani setnej części tych pieszczot, nie doznała ani tysiącznej części tej miłości, którą on okazywał kobiecie! Ale kobieta żyje… I kto wie, kto wie, może z tych oczu, na pozór w boleści zastygłych i zagasłych, rzuca już na nas ukradkowe spojrzenia, może w jej mózgu, pełnym jeszcze obrazu tamtego, zmarłego, rodzi się już cicha myśl, którego z tych dwóch żywych wybrać, aby pełnić odwieczne dzieło kobiety?…
Może, może jest w tym wszystkim jakaś pierwotna, żywiołowa, przez naturę w istoty nasze włożona, a więc święta, żądza istnienia i stwarzania, która nie ogląda się na nic, nie liczy się z przeszłością ani o przyszłości myśli — ale dla mnie w tej chwili jest to tak wstrętne, takie ohydne i potworne!
A! czemu ta kobieta żyje!
A jednak — czuję — że jej śmierci nie przeniósłbym.
Na Mare Frigoris , 0°30′ wsch. dł., 61° pn. szer. księż., czwarta doba, 172 godziny po północy.
Marta miała słuszność, mówiąc Tomaszowi: „Ty będziesz żył!”. Ach! że ja od razu wówczas tego nie zrozumiałem!
Upłynęło już było trzy czwarte nocy, gdy spostrzegłem, siedząc przy sterze, że Piotr kręci się wciąż koło mnie z takim wyrazem twarzy, jakby chciał zacząć rozmowę. Do tego czasu ograniczaliśmy się do zamiany słów koniecznych tylko, zdziwiło mnie to więc, ale i ucieszyło zarazem. Czułem, że czas nareszcie zrzucić z siebie tę nieznośną, gniotącą zmorę i wyjaśnić nasz wzajemny stosunek.
Zapytałem go tedy, jak mogłem najuprzejmiej:
— Czy życzysz sobie czego ode mnie?
— Owszem, owszem — podchwycił skwapliwie, siadając obok — chciałem z tobą pomówić…
Zauważyłem, że zmuszał się do uśmiechu, ale twarz drgała mu kurczowo. Mimo woli spojrzałem mu na ręce. On, jakby zrozumiał moje przelotne spojrzenie, zarumienił się i wyjąwszy dłonie z kieszeni, oparł je próżne na kolanach. Po chwili zaczął, jąkając się nieco:
— Tak, tak, widzisz, chciałem z tobą… Bo zdaje mi się, że tej nocy zatrzymać się nie potrzebujemy, gdyż nie ma wielkiego mrozu, a droga równa i dość jasno, choć Ziemia nisko stoi nad widnokręgiem; zresztą przyznasz, należy się spieszyć, a więc…
Nie spuszczałem zeń oka, a on mieszał się coraz bardziej.
Nagle zmieniając ton, krzyknął porywczo:
— Do kroćset! jedziemy bez przerwy ku północy, nieprawdaż?
— Tak… — przyświadczyłem, siląc się na spokój.
Znowu nastała chwila kłopotliwego milczenia. Varadol zerwał się i zaczął chodzić niespokojnie. Zdawałem sobie jasno sprawę z tego, co się z nim dzieje, wiedziałem, o czym chciał ze mną mówić, i że dlatego plótł rzeczy obojętne, bo nie mógł wykrztusić słowa stawiającego nas twarzą w twarz wobec rzeczy, którą nareszcie wcześniej czy później należało rozstrzygnąć. Przez chwilę uczuwałem złośliwą radość z powodu jego męki, a potem, ale to tak zupełnie nagle, żal mi się go zrobiło. Było jedno mgnienie oka, kiedy gotów byłem rzucić się mu na szyję i — bo ja wiem, co? — zakląć go na naszą dawną przyjaźń, ustąpić mu tej kobiety albo prosić go, aby się zgodził na jej śmierć — nie wiem. Ale opanowałem się natychmiast; to nie prowadziło do niczego zgoła. Uczułem natomiast, że niepodobna odwlekać stanowczej rozmowy.
— Czy to mi tylko chciałeś powiedzieć? — zagadnąłem go znienacka.
On się zatrzymał, uderzony snadź życzliwym tonem mego głosu, i spojrzał mi badawczo w oczy. Potem uśmiechnął się z dziwnym smutkiem i powiódł dłonią po czole. Widziałem, że ręka drżała mu jak w febrze.
— Tak istotnie, chciałem nadto…
Urwał nagle i spojrzał na Martę. Wahał się jeszcze chwilę, aż wreszcie zmarszczył brwi i urywanym, suchym głosem wyrzekł po niemiecku, aby go Marta nie mogła zrozumieć:
— Co my zrobimy z tą kobietą?
Spodziewałem się tych słów, a mimo to podziałały tak na mnie, jak uderzenie młota w głowę. Zahamowałem gwałtownie wóz, bo krew mi uderzyła do mózgu i przysłoniła ciemną falą oczy. Serce biło mi w piersi, w ustach uczułem nieprzyjemną suchość. Chwila stanowcza nadeszła.
Spojrzałem na Varadola. Stał przede mną blady jak trup i patrzył mi uparcie w oczy. Tego wzroku nie zapomnę do śmierci! Był w nim niepokój i podłe, psie niemal błaganie, i groźba zarazem jakaś straszliwa.
Bez słowa odpowiedzi odsunąłem go odruchowo na bok i nie zdając sobie wprost sprawy z tego, co robię, podszedłem ku Marcie, która siedziała nad jakimś szyciem. On poszedł za mną.
— Czemu ty żyjesz, kobieto? — zapytałem z nagła z niesłychanie, jak teraz myślę, śmiesznym tragizmem, choć wówczas, Bóg świadkiem, nie miałem wcale do śmiechu ochoty!
Marta spojrzała na nas zdziwiona, a potem, oblawszy się krwawym rumieńcem, wyrzekła powoli, głosem z lekka drżącym, jakby się usprawiedliwiając:
— Czekam na powrót Tomasza…
Mnie porwała wściekła złość.
— Dość tych głupich bajań! — krzyknąłem, wyrywając jej równocześnie z rąk robotę, nad którą była pochylona.
Nie wiem, co by się było stało, ale w tej chwili rzuciłem okiem na ten kawałek płótna: była to koszulka dziecięca.
Zrozumiałem nagle wszystko. Niezdolny słowa przemówić, wyciągnąłem tylko rękę, pokazując tę rzecz Piotrowi. Krzyknął z lekka i odszedł szybko ku sterowi wozu.
Więc dlatego mówiła ona do umierającego Tomasza z takim przekonaniem: „ Ty będziesz żył!” — dlatego nie poszła za nim!
Wszak według wierzeń jej ludu w dziecię urodzone po śmierci ojca przechodzi dusza zmarłego. Więc ona czeka, pewna, że Tomasz w dziecięciu do niej powróci okrążywszy wprzód duchem Ziemię, za którą tak tęsknił przy zgonie? Musiała mu powiedzieć tę „wesołą nowinę” i to, że tak czekać nań będzie — może wówczas gdy mówiła do niego przed śmiercią coś po malabarsku?
Wszystko to błyskawicą przez myśl mi przebiegło.
Spojrzałem na nią: płakała teraz cicho z twarzą ukrytą w tej małej koszulce, wykrojonej z bielizny zmarłego.
I nagle stało się ze mną coś dziwnego. Doznałem takiego wrażenia, jakby mi w sercu coś pękło, wrzód jakiś nieznośny, a równocześnie opadła z mych oczu łuska. Marta wydała mi się zupełnie inną istotą. Patrzyłem na nią ze zdziwieniem, jakbym ją po raz pierwszy zobaczył. To nie była już kobieta, o której posiadanie byłem niemal gotów przed chwilą walczyć z moim przyjacielem i jedynym współtowarzyszem na tym świecie; to była matka nowego pokolenia, zwyciężająca śmierć przez wielką tajemnicę życia i miłości.
Niewypowiedziana wdzięczność zalała mi duszę, wdzięczność za to, że zasłoniła się tym nimbem macierzyństwa przed nami, którzyśmy — ślepi! — widzieli w niej tylko cenny spadek po zmarłym. Schyliłem się bezwiednie i pocałowałem ją w rękę.
Drgnęła, ale snadź zrozumiała mój pocałunek, bo w tej chwili wzniosła twarz zapłakaną jeszcze, ale już dumną nowym i uznanym dostojeństwem.
Dziwna jest natura ludzka! Przecież to wszystko nie rozwiązuje sprawy, lecz odsuwa ją tylko na czas jakiś, a mimo to jesteśmy obaj tacy spokojni teraz, jak gdyby cała rzecz była już załatwiona. Mamy to przeświadczenie, że ta kobieta nie należy do żadnego z nas żyjących, lecz do tego, co umarł, i szanujemy ją, nie zastanawiając się — że przyjdzie może znowu czas, kiedy…
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Na srebrnym globie»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Na srebrnym globie» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Na srebrnym globie» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.