Кшиштоф Борунь - Kosmicni bracia
Здесь есть возможность читать онлайн «Кшиштоф Борунь - Kosmicni bracia» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1987, Издательство: Iskry, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Kosmicni bracia
- Автор:
- Издательство:Iskry
- Жанр:
- Год:1987
- Город:Warszawa
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Kosmicni bracia: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Kosmicni bracia»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Заключительный роман "Космической трилогии".
Kosmicni bracia — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Kosmicni bracia», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Otóż naczelny prorok ofiarników, niejaki Stirns, głosi, że w różnych epokach cyklicznie Bóg zsyła plagi na ludzi. Poprzednim razem doświadczył nas plagami egipskimi. W obecnej wielkiej próbie zesłał antychrysta w przebraniu Silihomida, którego można pokonać tylko ofiarą niewinnej krwi. Bóg sam rozporządzi, jaki ma być rozmiar tej ofiary. Dlatego uciekanie przed zagładą to zuchwały sprzeciw woli bożej. On sam pokieruje przebiegiem hekatomby, a skoro wymagana przezeń liczba ofiar się wypełni (przy czym najwyższą cenę ma śmierć dzieci), Antychrysta-Silihomida na powrót strąci do piekieł, a Ziemię zwróci ludziom.
— Jakie praktyczne cele osłonięte takim mistycznym parawanem?
— Jeszcze nie wiadomo, czy ruch ten jest przedmiotem jakiejś zewnętrznej manipulacji. Wygląda na to, że są to działania spontaniczne, niejako bezinteresowne; swoista forma rozładowywania strachu nagromadzonego w ludziach o mniejszej odporności psychicznej.
— Czy potwierdzisz sugestie, że maczało jednak w tym palce Towarzystwo Obrońców Przyrody Wenus? Chodzi głównie o dwuznaczną rolę profesora Bandorego.
— Towarzystwo to liczy miliony członków. Nie brak wśród nich wartogłowów, którym mogą się udzielać tak dziś rozpowszechnione egzaltacje religijne. Trudno wykluczyć, że niektórzy łączą je z ratowaniem naturalnego środowiska Wenus. Bandore nie ma z tym nic wspólnego. Przeciwny wenusjańskiemu osadnictwu, z wielkim zacięciem pragnie je przerwać na rzecz kolonizacji Marsa. Także usiłował zapobiec zniszczeniu Wyspy Einsteina, jeśli nie stwierdzimy tam silikoków. Działa jawnie, uczciwie i nie przyzywa na pomoc sił nadprzyrodzonych.
— A teraz ogólniejszy problem: W czym dostrzegasz powód wybuchu na całym świecie psychoz religijnych, które zdumiały i zaskoczyły nas wszystkich?
— Pozwól, że sprostuję: mnie wcale nie zaskoczyły. Może dlatego, iż — niezwykłym zrządzeniem losu — doświadczyłem tych spraw na własnej skórze: sam hołdowałem niegdyś takim nastrojom.
— Celestia?
— Właśnie. Będąc najstarszym z bardzo już nielicznych Celestian pamiętam tamte wypadki, bo kiedy niespodziewanie rozstrzygała się szczęśliwie przyszłość tego świata mknącego poprzez pustkę na zatracenie, miałem trzynaście lat. Ufnie wierzyłem, jak prawie wszyscy jego mieszkańcy, że za osiemnaście tysięcy lat Pan Kosmosu doprowadzi naszych potomków na Juventę, gdzie spotkają się z nami, cudownie przeniesionymi po śmierci do tej krainy wiecznej światłości i wesela.
— Z twoich sądów o mistycznych egzaltacjach zawsze tchnie takt i umiar. W jakich okolicznościach sam byłbyś skłonny je aprobować?
— Nigdy, za nic w świecie! Co wcale nie znaczy, że nie dostrzegam, iż w pewnych trudnych chwilach, a zwłaszcza w tak zwanych sytuacjach ostatecznych, mogą być one niektórym ludziom wielce pomocne.
DZIECI ZIEMI
Wśród dzieci urodzonych w ostatnim roku mutacje występowały coraz częściej. Podczas gdy dawniej jedna zdarzała się przeciętnie na milion urodzeń, w niektórych miejscowościach liczba ta wzrosła dwadzieścia tysięcy razy. Jeśli doliczyć drugie tyle poronień wywołanych mutacjami, dwudziesta piąta część nadchodzącego pokolenia urodziła się z daleko posuniętymi zniekształceniami fizycznymi i psychicznymi. Wśród ludzi z niektórych okręgów, zwłaszcza afrykańskich, te proporcje przedstawiały się jeszcze gorzej.
Dwie trzecie ludzkiej populacji nadal przebywało na Ziemi. Wskutek ewakuowania ludzi z rozległych obszarów zagęszczenie innych wzrosło kilkadziesiąt razy. Jednak nawet na tych okropnie przeludnionych terenach, choć uprzywilejowanych dlatego, że były najczystsze, skażenie promieniotwórcze wcale nie było małe. Zapomniano już o normach radiacji uznawanych za dopuszczalne. Nawet z dala od skałoburczych działań silikoków powietrze było skażone do tego stopnia, że w normalnych czasach nikomu by się nie śniło przebywać w tak niebezpiecznym środowisku.
Rozwlekane wiatrami śmiercionośne pyły z kipiących lawą pustaci opadały to tu, to tam, często w przerażającym stężeniu, każąc całe regiony pospiesznie ewakuować. Ostatnio takie były właśnie skutki burzy piaskowej, która, świecąc złowieszczo w mroku, przez Kanał Mozambicki uderzyła na Madagaskar i zmusiła do błyskawicznej ewakuacji Ta-nanariwy oraz sąsiednich miast.
Zagrożenia mieszkańców Ziemi napromieniowaniem wcale nie zmniejszyły ostatnie sukcesy zdławienia ognisk silikoków na znacznych obszarach. W całkiem zmienionych warunkach termicznych planety bardzo utrudnione było panowanie nad cyrkulacją prądów atmosferycznych. Nadto dawano pierwszeństwo wszystkiemu, co służyło bezpośredniej walce z kosmicznym najazdem. W tej sytuacji uchwalono przesiedlenie na Wenus całą ludzkość w nieprzekraczalnym terminie czterech miesięcy. Pozostać miały tylko ochotnicze załqgi uczestników walki o Ziemię — jak zaczęto nazywać generalną rozprawę z krzemowcami, która w związku z budową Pamięci Wieczystej na Księżycu wkraczała w fazę rozstrzygającą.
W dyskusjach nad sposobem przeprowadzenia tej emigracji na skalę, jakiej nikt sobie dotąd nawet nie wyobrażał, Towarzystwo Obrońców Przyrody Wenus stanowczo oparło się planom zabudowy ocalałych resztek wysp. Mimo założeń bowiem utrzymania jakichś skrawków w charakterze rezerwatów oznaczałoby to ograniczenie biosfery lądowej do nielicznych, wyrywkowo uratowanych gatunków, z których później nie udałoby się sklecić ani jednej naturalnej, prężnej, samowystarczalnej biocenozy z niezbędnym dla jej rozkwitu zamkniętym obiegiem wszystkich przynależnych łańcuchów pokarmowych.
W tym czasie już skrystalizował się pogląd, że — bez względu na rozwój wydarzeń — Wenus nie zostanie przystosowana do zasiedlenia pod gołym niebem. W razie klęski ludzkość miała się przenieść na Marsa. Dlatego już teraz przystąpiono do rozbiórki niektórych wenusjańskie!! miast w celu zrekultywowania terenu, jak to się czyniło z hałdami na Ziemi. Już wcześniej specjalną uchwałą wyłączono spod dalszej zabudowy Ziemię Joersena — pasjonujący biologów jedyny lilipuci ląd wodnej planety.
Te formy ratowania wenusjańskiej biosfery nie kolidowały z ustaleniami dotyczącymi całkowitej emigracji z Ziemi. Początkowy plan skonstruowania olbrzymich promów w postaci sztucznych wysp dla miliardów ludzi okazał się niezbyt praktyczny, a zwłaszcza trudny do spełnienia w sztywno wytyczonym terminie czterech miesięcy. Kilka mniejszych takich jednostek pływających rozganiał już wiatr po wszechoceanie Białej Planety. Dalsze były w budowie. Całkowite jednak rozwiązanie problemu uchodźców z Ziemi miała przynieść pospieszna budowa miasta poruszającego się na orbicie wokół Wenus. Był to pusty wewnątrz dysk o średnicy czterystu kilometrów, podzielony na poziome kondygnacje.
Dwudziestego września dwa tysiące pięćset sześćdziesiątego szóstego roku w godzinach rannych nadszedł meldunek z Astrobolidu lecącego już przez rubieże Układu Słonecznego. Daisy Brown donosiła między innymi:
„Wasze ostatnie wiadomości o progresywnym wzroście mutacji wśród dzieci urodzonych począwszy od wiosny bieżącego roku wywarły na nas okropne wrażenie; tym bardziej że mamy żywo w pamięci sprawę samego Lu, jak również jego chęci poddania nas wszystkich zabiegowi syntezy chromosomalnej.
Niewątpliwie mutacje tworzone przez ślepy przypadek są znacznie groźniejsze, gdyż prowadzą do wielokierunkowej degeneracji gatunku ludzkiego. Wczoraj przedyskutowaliśmy tę sprawę z A-Cisem, który, korzystając z pomocy dublomózgu, oświadczył nam, że nie jest to wcale beznadziejne. Przypuszcza on, iż uda się dokonać korekcji chromosomalnej w skali całej ludzkości, co położy kres temu dramatowi.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Kosmicni bracia»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Kosmicni bracia» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Kosmicni bracia» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.