Tema, 9 grudnia 2536
W jednym z zawalonych korytarzy Miasta Temian Ast dokonała przedwczoraj odkrycia, które może mieć przełomowe znaczenie. Chodzi o nieźle zachowany szkielet istoty wzrostu gibbona, nawet trochę przypominającej pokrojem tę małpę człekokształtną. Osobnik odbiega budową od wszelkich poznanych wyższych przedstawicieli tutejszej fauny (ziemskiej także): posiada mocny ogon, opatrzony na końcu „palcami” chwytnymi, chociaż mógł on pełnić również rolę trzeciej nogi. Przednie kończyny bowiem trzeba uznać za czteropalczaste ręce. Renę przypuszcza, że osobnik ten poruszał się chodem trójnożnym w postawie wyprostowanej.
Niestety, szkielet jest bez głowy. Przypuszczamy, że właśnie tam mieścił się mózg, bo w tułowiu brak odpowiedniej kostnej obudowy, mogącej dobrze chronić ten fundamentalny narząd. Jaskrawo odbiega to od linii rozwojowej całej fauny temiańskiej. Czyżby to właśnie był okrutny przybysz z innych światów, reprezentant najeźdźców bezlitośnie mordujących Temidów?
Nokta, 5 stycznia 2537
Znów przybyłam wraz z Deanem na Noktę. Mary wysunęła hipotezę, że utratę tutejszej atmosfery wywołał wąski strumień fal elektromagnetycznych. Jeśli takie międzyplanetarne działo laserowe umieszczono na planecie X — co jest najprawdopodobniejsze — to musiało wyemitować olbrzymią energię, by odparować zestalone gazy, i to z odległości półtora miliarda kilometrów(?).
Nokta, 30 stycznia 2537
Igor ukończył prace na planetoidach. Wyniki badań, z pewnością skrupulatnych, ostudzają nasz zapał w ferowaniu wniosków — są bowiem sprzeczne. Z jednej strony okazuje się, że na planecie X istniało życie dość bogato zróżnicowane. Równocześnie jednak pobrane z przestrzeni kosmicznej powierzchniowe odłamki tego globu, w postaci meteorytów, świadczą, że nigdy nie otaczała go atmosfera. Jedno kłóci się z drugim.
Może prace na Urpie posuną naprzód te rozważania lub ostatecznie rozwiążą zagadkę. Badania te rozpoczną się w przyszłym miesiącu. Jaro, wrócił już z Temy i wspólnie z Ziną buduje Dżdżownicę — załogowy statek podziemny do podróżowania wewnątrz skalnego płaszcza planety. Pozwoli on wniknąć na kilkanaście kilometrów w głąb. Igor i Suzy przygotowują się do tej pasjonującej przygody.Wstępne sondaże przeprowadzone na Urpie dowiodły, że również tam istniało życie.
Wszystko zaczyna się gmatwać od nowa.
Urpa, 18 marca 2537
Daisy!
Już drugi tydzień mija od dnia, w którym wylądowałam na Urpie, Wciąż jeszcze nie mogę przyzwyczaić się do tego zamarłego świata i spotykanych tu na każdym kroku niezwykłych zjawisk przyrody. Ale tym razem nie będę Ci opisywała mych przygód na powierzchni i w głębinach morza ciekłego powietrza ani wypraw poprzez lodowe pustynie czy obszary wiecznej zmarzłosci. Teraz, w ostatnim dniu przed startem Dżdżownicy, chcę Ci napisać o odkryciu, które, jak nam się wydaje, może mieć niezwykle doniosłe znaczenie dla postępu prac badawczych na Urpie. Chodzi tu o zagadkę tzw. Ciemnej Plamy.
Otóż na zdjęciach rozkładu pola magnetycznego dokonanych przeze mnie z powietrza jeszcze w ubiegłym tygodniu Igor zauważył w miejscu odległym zaledwie o 35 kilometrów od naszej bazy bardzo charakterystyczną anomalię. Wskazywała ona na obecność dużych złóż rud magnetycznych. Zainteresowało go to jako geologa. W czasie, gdy ja kończyłam swe prace na Morzu Centralnym, a J aro i Zina przygotowywali Dżdżownicę do drogi, Igor tam poleciał, zabierając ze sobą kilka sond iglicowych i inne przyrządy.
Wrócił dopiero po pięciu godzinach, niezwykle podniecony. Okazało się, że w — miejscu tym widzi się już z samolotu ciemną plamę. Obejmuje ona obszar około jednego hektara i jak wykazały pierwsze badania, ciemny kolor lodu spowodowany jest domieszką jakiejś brunatnej metalicznej substancji. Miejsce to wykazywało bardzo poważną anomalię magnetyczną, choć badanie pyłów dowiodło, że jest to jakiś złożony stop, bynajmniej nie posiadający właściwości magnetycznych.
Igor zapuścił więc automatyczne sondy geologiczne. Ta, która nastawiona była tylko na dotarcie do poziomu gleby, powróciła przywożąc próbki lodu zanieczyszczone nie tylko pyłami metalicznymi, ale również- innego rodzaju substancją, której ilość rosła wraz z głębokością. Przeprowadzona w bazie analiza chemiczna tych pyłów ujawniła, ze są to drobne okruchy jakiejś masy plastycznej.
Na próżno jednak^czekaliśmy. do wieczora na powrót choćby jednej spośród sześciu innych, zapuszczonych głębiej sond. Żadna nie wróciła. Postanowiliśmy więc odroczyć wyprawę podziemną na kilka dni.
Rano Igor uruchomił w okolicach Ciemnej Plamy najpierw 12 sond, z których wróciły trzy, i to tylko wysiane na głębokość mniejszą niż 80 metrów. Wysłaliśmy wówczas jeszcze cztery sondy, nastawiając je na zatrzymanie się i powrót z chwilą, gdyby ostrza ich natrafiły na próżnię lub ciecz.
Wróciły wszystkie. Przywiozły próbki owej tajemniczej substancji plastycznej, tworzącej niezwykłej grubości skorupę. Zdaje się nie ulegać wątpliwości, że mniej więcej na. głębokości 85. metrów (ok. 15 metrów pod powierzchnią, gleby) istnieje skorupa (skała?) z plastyku, a pod nią puste przestrzenie, prawdopodobnie groty. Igor twierdzi, że plastyk mógł powstać w wyniku jakichś nie znanych nam jeszcze naturalnych procesów chemicznych, ale nie wyklucza również, że wytworzyły go jakieś rośliny czy zwierzęta. Może nawet jest on dziełem istot rozumnych.
Postanowiliśmy jednak wyruszyć w drogę podziemną. Badania Ciemnej Plamy z powierzchni lodowca zajęłyby zbyt wiele cennego czasu na konstruowanie specjalnych przyrządów lub budowę szybu. Znacznie prościej i szybciej będzie zbadać Ciemną Plamę niejako od spodu za pomocą naszego statku podziemnego.
Igor opracowuje przez cały dzisiejszy dzień nowy plan wyprawy, zmieniając trasę w ten sposób, aby objąć nią również i Ciemną Plamę. Kończę, bo i ja mam jeszcze sporo roboty przed startem.
Suzy
Lodowa pustynia tonęła w mroku. Tylko na wschodnim niebie, nad dalekimi wzgórzami, unosiła się bladoczerwona poświata zorzy polarnej. Na jej tle błyszczała — jako jutrzenka — promienna Tema, zbliżająca się w tych dniach do apastronu. [23] Apastron — punkt orbity planety położony najdalej gwiazdy macierzystej.
Pierwsze, słabe jeszcze światła poranku mieszały się z blaskiem lamp zawieszonych nad baza.
W odległości kilkudziesięciu metrów od hali montażowej, po rozległym polu lodowym posuwał się wolno długi stwór, podobny do gigantycznej gąsienicy. Wydawał się szary w porównaniu z olśniewającą białością lodu. Tylko niektóre płyty segmentów, znikające kolejno w tylnej części statku, błyskały srebrzyście w blasku reflektorów.
Suzy wsunęła walizeczkę do stojących w bramie sań motorowych i piechotą ruszyła ku Dżdżownicy.
Dopiero teraz spostrzegła ciemną sylwetkę w skafandrze, która postępowała krok w krok za oddalającym się od hali statkiem.
— Jak tam, Jaro? Czy wszystko w porządku?
Jarosław Brabec zatrzymał się i skierował obiektyw kamery w stronę Suzy.
— Świetnie! Świetnie działa. Chodź tu, zobacz sama!
Suzy dopiero pierwszy raz widziała Dżdżownicę przy pracy na wolnym powietrzu. Dotychczas zapoznawała się z konstrukcją i zasadami pilotowania statku w hali montażowej. Ale choć nie był dla niej tajemnicą żaden szczegół złożonego mechanizmu, dopiero teraz mogła w pełni ocenić jego sprawne działanie.
Читать дальше