Stanisław Lem - Głos Pana

Здесь есть возможность читать онлайн «Stanisław Lem - Głos Pana» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Głos Pana: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Głos Pana»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Uczeni odkrywają przypadkiem, że na Ziemię dociera z Kosmosu sygnał, który mógłby być komunikatem od rozumnych istot. Jak jednak odczytać to przesłanie, nie wiedząc nic o nadawcach – nawet: czy istnieją? Głos Pana jest książką nietypową: brak w niej awanturniczej akcji, ale zmagania z tajemnicą poruszają i przykuwają uwagę mocniej niż w niejednej powieści przygodowej, zwłaszcza że dotknięcie Nieznanego prowokuje do zadania elementarnych pytań o istotę świata, naturę człowieka i źródła defektów Bytu.

Głos Pana — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Głos Pana», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Dostaliśmy się, jako cywilizacja, w technologiczną pułapkę, i o losach naszych miało już decydować to tylko, jak są urządzone pewne, nam nie znane jeszcze związki poziomów energii i materii. Gdy mówiłem takie rzeczy, nazywano mnie zazwyczaj defetystą zwłaszcza w kręgach uczonych, którzy oddali swe sumienia w arendę departamentowi stanu. Ludzkość wzajemnie wczepiona we włosy i w gardła, dopóki przesiadała się z wielbłądów i mułów na rydwany, bryki, kocze, do samochodów, maszyn parowych, czołgów, mogła jeszcze liczyć na przetrwanie – poprzez rozerwanie okowów tego wyścigu. W połowie wieku totalna groza sparaliżowała politykę, lecz jej nie odmieniła, strategia pozostała ta sama, dni stawiano, przed miesiącami, lata nad wiekami, a należało postępować odwrotnie, pojęcie interesu gatunku wypisać na sztandarach, okiełznać technologiczny wzlot, żeby się nie stał upadkiem.

Tymczasem powiększał się materialny rozziew pomiędzy Wielkimi a Trzecim Światem, zwany przez ekonomistów „rozciągającą się harmonią” – odpowiedzialne osobistości, trzymające w ręku los innych, mówiły, że rozumieją to, że taki stan nie może się bezgranicznie przedłużać, lecz nie robiły nic, jakby w oczekiwaniu cudu. Należało koordynować postęp, ale mu nie ufać jako automatyzmowi, w jego coraz to szybszej samoczynności, przecież szaleństwem była wiara, że robić wszystko, co tylko technicznie możliwe, jest tym samym, co działać mądrze i bezpiecznie, przecież nie mogliśmy liczyć na cudowną przychylność Natury, której coraz to więcej części, obracanych w pokarm ciał i maszyn, wpuszczaliśmy do wnętrza cywilizacji. Ależ to mógł być koń trojański, słodki jad, trujący nie dlatego, że świat źle nam życzył, ale dlatego, że działaliśmy na oślep.

Nie mogłem pomijać tego tła w mojej pracy. Musiałem myśleć o nim, kiedy zastanawiałem się nad dwustronnością przesłania. Dyplomaci, w niewzruszonych frakach, z przyjemnym drżeniem kolan oczekiwali już Momentu, kiedy zakończymy wreszcie naszą nieoficjalną, mniej ważną, wstępną robotę, a oni, cali w orderowych gwiazdach, polecą do gwiazd składać papiery akredytujące i porozumiewać się protokolarnie notami z miliardoletnią cywilizacją. Myśmy mieli im tylko zbudować most. Oni – przeciąć jego wstęgę.

Lecz jak to wyglądało naprawdę? W jakimś zakątku Galaktyki pojawiły się kiedyś istoty, które, pojąwszy fenomenalną rzadkość życia, postanowiły wmieszać się do Kosmogonii – i skorygować ją. Potomstwo starej cywilizacji dysponowało molochem wiedzy niewyobrażalnym dla nas; jeśli mogło tak starannie połączyć – życiosprawczy impuls z najwyższą nieingerencją w każdy lokalny przebieg ewolucyjny. Sygnał sprawczy nie był słowem, co się w ciało obraca, ponieważ brakło mu wszelkich określeń tego, co ma powstać. Zabieg był w zasadzie swojej prosty, tyle że powtarzany przez czas podobny do wieczności, stanowiąc rodzaj trwałych brzegów szeroko rozpostartych, między którymi o własnych już siłach ruszyć miał proces specjacji. Wsparcie było najostrożniejsze z możliwych. Żadnych uszczegółowień, żadnych konkretnych dyrektyw, żadnych instrukcji natury fizycznej czy chemicznej – nic, oprócz wzmocnienia stanów termodynamicznie nieprawdopodobnych.

Wzmacniacz probabilistyczny był niewymownie słaby i działał jedynie przez to, że, wszechobecny, każdą przeszkodę penetrował, ogarniając niewiadomą część Galaktyki (może całą? – nie wiedzieliśmy, ile podobnych promieni niewidzialnych wysyłają). Nie był to akt jednorazowy, lecz obecność, która trwałością swoją współzawodniczyła z gwiezdną, ale zarazem ustawała, ledwo pożądany proces ruszał. A ustawała, ponieważ wpływ promieniowania na ukształtowane organizmy równał się praktycznie zeru.

Trwałość emisji przerażała mnie. Zapewne, mogło być i tak, że Nadawcy nie znajdują się już wśród żywych, a proces, uruchomiony przez ich astroinżynierów w gwieździe lub w zespole gwiazd, będzie biegł póty, dopóki wystarczy energii słonecznych nadajników. Zakonspirowanie naszych prac wydawało mi się – w podobnym zestawieniu – zbrodnią. Nie szło przecież ani o odkrycie, ani o górę odkryć, lecz o otwarcie oczu na świat. Byliśmy dotąd ślepymi szczeniakami. W ciemności Galaktyki jaśniał rozum, który nie próbował narzucić nam swej obecności, lecz przeciwnie, najstaranniej ukrywał ją.

Niewymownie płaskimi wydawały mi się hipotezy dotychczasowe, do powstania Projektu popularne, obijające się między biegunami pesymizmu, który nazywał Silentium Universi stanem naturalnym, oraz tego optymizmu bezmyślnego, który oczekiwał wieści wyraźnie sylabizowanych, jakimi cywilizacje rozsypane wokół gwiazd miały się porozumiewać jak dzieci w przedszkolu. Jeszcze jeden mit rozpadł się, myślałem, jeszcze jedna prawda wzeszła nad nami – i, jak zwykle prawdom, tej także nie umieliśmy sprostać.

Pozostawała druga, znacząca strona sygnału. Dziecko może zrozumieć pojedyncze zdania wyjęte z dzieła filozoficznego, ale całości nie ogarnie. Nasza sytuacja była podobna. Dziecko może zostać olśnione treścią pojedynczych zdań i my też dziwiliśmy się drobnym fragmentom rozszyfrowanego. Ponieważ długo ślęczałem nad gwiazdowym tekstem, obcując z nim w powtarzanych od nowa próbach, zżyłem się z nim w osobliwy sposób i wielokrotnie, jakkolwiek czysto intuicyjnie tylko, z poczuciem, że przerasta mnie jak góra, dostrzegałem, wciąż we mgle, wspaniałość jego budowy, a więc wymieniałem niejako zmysł matematyczny na estetyczny – może zresztą dochodziło do zespolenia obojga.

Każde zdanie książki znaczy coś, także wyrwane z kontekstu, ale w jego obrębie zespala się ze znaczeniami innych zdań, tych, co je poprzedziły, i tych, co nastąpią. Z takiego przesiąkania, narastania i kumulowania ogniskowego wynika w końcu owa znieruchomiała w czasie myśl, jaką jest dzieło. W gwiazdowym kodzie nie tyle szło o znaczenie elementów, „niby zdań”, ile o ich przeznaczenie, do którego nie mogłem dotrzeć. Lecz miał on harmonię wewnętrzną, czysto matematyczną już, taką, jaka w wielkiej katedrze objawia się także patrzącemu, który ani nie pojmuje jej przeznaczenia, ani nie zna praw statyki i kanonów budownictwa, ani stylów wreszcie, wcielonych, zaprzęgniętych w kształty. Ja byłem takim patrzącym i zapatrzonym. Tekst był niezwykły przez to, że nie miał żadnych własności „czysto lokalnych”. Zworniki bez łuków i obciążenia nie są zwornikami; oto nielokalność architektury. Syntezę Żabiego Skrzeku poprzedziło wyszarpnięcie z kodu jego elementów, którym przypisano atomowe i stereochemiczne „znaczenia”.

Było w tym coś z wandalizmu, jakby na podstawie Moby Dicka brano się do zarzynania wielorybów i wytapiania z nich tłuszczu. Można tak postępować, rzeźnia wpisana jest w Moby Dicka, jakkolwiek w sposób najzupełniej odwrotny, diametralny, ale daje się to zlekceważyć, pociąć na kawałki, poprzestawiać dowolnie. A więc, mimo całej mądrości patronującej mu, kod był aż tak bardzo bezbronny. Niebawem miałem przekonać się, że może być gorzej, moje obawy dostały nową pożywkę, toteż nie wypieram się sentymentalizmu tych uwag.

Pewne partie kodu, jak wskazała częstościowa analiza, pozornie powtarzały się, tak jak słowa w zdaniach, ale odmienne sąsiedztwo wywoływało drobne różnice ukształtowania impulsów, które nie zostały uwzględnione przez naszą – dwójkową – wersję informacyjną. Zniecierpliwieni empirycy, którzy mogli się wszak powoływać na owe skarby zamknięte w „srebrnych podziemiach”, upierali się, że mogą to być tylko zniekształcenia wywołane wieloparsekową wędrówką potoków neutrinowych przez otchłanie, objawem i tak znikomej zresztą, w tym świetle, desynchronizacji sygnału, jego rozmazywania się. Postanowiłem to sprawdzić. Zażądałem dokonania nowej rejestracji sygnału – a przynajmniej jego znaczniejszego fragmentu – i zestawiłem otrzymany od astrofizyków nowy tekst z analogicznymi wycinkami pięciu kolejnych wyników niezależnych – dawniejszego odbioru.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Głos Pana»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Głos Pana» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Stanisław Lem - Podróż jedenasta
Stanisław Lem
Stanisław Lem - Podróż ósma
Stanisław Lem
Stanisław Lem - Ananke
Stanisław Lem
Stanisław Lem - Patrol
Stanisław Lem
libcat.ru: книга без обложки
Stanisław Lem
Stanisław Lem - Fiasko
Stanisław Lem
Stanisław Lem - Planeta Eden
Stanisław Lem
Stanisław Lem - Příběhy pilota Pirxe
Stanisław Lem
Отзывы о книге «Głos Pana»

Обсуждение, отзывы о книге «Głos Pana» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x