Adam Wiśniewski - Według Łotra

Здесь есть возможность читать онлайн «Adam Wiśniewski - Według Łotra» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Według Łotra: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Według Łotra»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Klasyczna powieść jednego z najbardziej intrygujących polskich pisarzy science-fiction.
Główny bohater, Carlos, budzi się pewnego dnia i niespodziewanie odkrywa, że wszystko wokół jest sztuczne – ludzie to manekiny wypowiadające słowa pozbawione sensu, domy to teatralne dekoracje, jedzenie – plastikowe atrapy. Wkrótce orientuje się, iż świat jest planem wielkiego filmu, w którym on sam ma do odegrania ważną rolę. Powieść Snerga to nie tylko pełna szalonych pomysłów dystopia a la Philip Dick, to także poruszający zapis wyobcowania w tłumie, obraz naszego świata, zamieszkanego nie przez żywych ludzi, ale kukły. Świata, który zatracił swoje ludzkie oblicze.

Według Łotra — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Według Łotra», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Szanuję was wszystkich, którzy pozostajecie w cieniu – powiedział uroczyście.

Była to jedna ze wstępnych odżywek Płowego Jacka. Wypowiadał te słowa na powitanie i po nich nawet ślepcy w barach rozpoznawali go z łatwością.

– Miło nam, że wpadłeś – rzekł Tom.

– Strasznie się cieszymy z twojej wizyty. – Dolly wskazała wolny taboret. – Siadaj, włóczykiju jeden!

– Nie spocznę, dopóki słońce zachodzi wieczorem za Uggioforte i rankiem wschodzi spoza Aiwa Paz.

Dolly zastanowiła się głęboko.

– Czyli że nie spoczniesz nigdy. A może śpisz tylko w dzień?

– Ten Dzień nie powstał jeszcze z ciemności. Ale on blisko jest.

Wiedzieliśmy o tym od dawna, że miedzy pytaniami stawianymi Płowemu Jackowi a jego natychmiastowymi odpowiedziami zachodził najczęściej dość luźny związek.

– To ja już się ulatniam – powiedziałem roztrzęsionym głosem.

Bałem się pytań Płowego Jacka. Wstając, niechcący spojrzałem mu w twarz: spomiędzy prostych i długich, bardzo jasnych włosów, kiedy je usunął z czoła szybkim ruchem ręki, wyjrzały na mnie smutne, przenikliwe oczy, z których przemawiała głęboka życzliwość i coś dziwnego jeszcze, co wszystkim – przy pierwszym z nim spotkaniu – zaraz nasuwało myśl, że jest on nienormalny.

– Och, Carlos! – zaprotestowała Dolly. – Posiedziałbyś troszkę. Mógłbyś znowu przenocować. Źle ci tu?

– Przecież mieliśmy oglądać slajdy – przypomniał Tom.

Dolly zaskrzypiała swoim legowiskiem.

– Zostaniesz, prawda?

Znowu poczułem się mordercą.

– Niech odejdzie – rzekł Płowy Jack.

Powiedział to tak niespodziewanie, że zwrócił na siebie uwagę wszystkich. Jak zawsze ubrany był dziwacznie: miał na sobie stary worek z otworem na głowę i kawał zardzewiałego łańcucha, którym ten luźny worek przewiązywał w biodrach. Lecz najbardziej zastanawiające było to, że wcale nie zainteresował się moim niezwykłym wyglądem. Po raz ostatni spotkaliśmy się przed dwoma dniami, kiedy jeszcze byłem manekinem. Teraz, widząc zmiany w budowie mego ciała – jako żywy człowiek – musiał też zauważyć pozorne siniaki i fałszywą krew na koszuli.

– Nie zwlekaj – powtórzył z naciskiem. – Wyjdź na ulice Kroywenu i szukaj tam prawdy. Ona cię wyswobodzi. Już policzone są godziny nasze.

– Skąd to wiesz? – spytałem niespokojnie.

Dotąd wszystkie proroctwa Jacka puszczałem lekko.

– Nie ma źdźbła na polu, kropli w wodach ani prochu w prądzie powietrza, które by ukryły się przed Jego wzrokiem – odparł powoli, lecz bez chwili namysłu.

A gdy on to jeszcze mówił, powiedziałem:

– Chce mi się pić.

Z okna spadła papierowa zasłona, kiedy Płowy Jack kończył myśl o Jego wzroku.

– Jestem spragniony – powtórzyłem ciszej. – Jeśli wie, gdzie jest woda, niech mi wskaże.

– Pójdziesz Czterdziestą Drugą Ulicą w kierunku Vota Nufo. Wszystko, czego ci potrzeba, jest za pierwszym rogiem.

– Głuptasie! – Dolly szamotała się jak ptak w stalowym potrzasku. – Wszystko, czego ci potrzeba, znajdziesz tuż obok, za pierwszymi drzwiczkami naszej lodówki!

Opuściłem mieszkanie Yorenów przy akompaniamencie jej donośnego krzyku.

7

Zarówno komisariat karabinierów, jak i dom Yorenów stały już poza konturem głowy dostrzeżonej z dachu Temalu “ośmiornicy", której brzeg – co pamiętałem – otaczał autentyczną część miasta. Poszedłem w kierunku wskazanym mi przez Płowego Jacka. Dookoła roztaczała się zabudowana wielkimi makietami domów, przesycona wyziewami nagrzanych mas plastycznych oraz ostrą wonią dykty ociekającej żywicą i klejem – rozpalona w słońcu bezludna pustynia. Wychodząc z mieszkania Yorenów na słoneczny żar, zamieniłem piekło psychiczne na fizyczne: słaniałem się na nogach jak alkoholik ozdobiony pamiątkami po pijackiej bójce i może dlatego atrapy ludzi – spacerujące chodnikami w celu wywołania ulicznego ruchu – odsuwały się ode mnie z odrazą. Koszuli zalanej farbą nie wyrzuciłem nigdzie po drodze, ponieważ czerwona plama na piersiach wyglądałaby jeszcze bardziej podejrzanie.

Minąłem pierwsze skrzyżowanie ulic. Za rogiem – według wskazówki Jacka – mogłem znaleźć wszystko, czego potrzebowałem. Istotnie: sklep spożywczy mieścił się w przegrodzie poza efektowną fasadą z jednej strony wysokiej dekoracji, a okazały zewnętrznie salon odzieżowy – z drugiej.

Wszedłem najpierw za reklamową tarczę sklepu spożywczego, który – na nieszczęście – nie był sklepem samoobsługowym. Zamiast prawdziwych artykułów spożywczych widziałem wszędzie dookoła siebie ich atrapy wykonane z gipsu lub malowanego drewna. Bogactwo zaopatrzenia sklepu pozorowały też szklane i kartonowe opakowania, zgromadzone tu w wielobarwnych rzędach i stosach. Nie miałem pewności, czy wszystkie są puste. Rozglądałem się za jakimś napojem i dostrzegłem trzy butelki napełnione lemoniadą. Stały za kontuarem na najwyższej półce, między innymi pustymi butelkami.

W kolejce do sztucznej ekspedientki czekały cztery plastykowe kukły. Miałem w portmonetce pieniądze prawdziwe i fałszywe. Ekspedientka szybko uwijała się za ladą: wydawała kukłom atrapy towarów w zamian za bezwartościowe krążki i papierki.

– Trzy butelki lemoniady – powiedziałem ochrypłym głosem, gdy nadeszła moje kolej.

Położyłem na ladzie prawdziwą monetę. Z najbliższej skrzyni ekspedientka wyciągnęła trzy puste butelki i postawiła je obok monety.

– Ale ja proszę o tamte butelki – wskazałem palcem na najwyższą półkę.

– Pan chciał lemoniadę?

– Tak.

– Wiec proszę.

Podała mi puste butelki i zabrała się do wydawania reszty. Trąciłem ją w ramię.

– Proszę mi dać lemoniadę, która stoi na tamtej półce.

– Ta panu nie odpowiada?

– Nie.

– Czyżby tamta była lepsza?

– Tak sądzę.

– Myli się pan.

– Jednak proszę o tamtą.

– Lecz ta jest świeża i chłodzona, a tamta od kilku miesięcy stoi na półce i grzeje się w słońcu.

– Chcę ją.

Ogarnęła mnie krytycznym spojrzeniem. Widocznie nie zrobiłem na niej korzystnego wrażenia, bo nagle zmieniła ton:

– Więc pan sobie wyobraża, że dla jakiegoś głupiego kaprysu będę dźwigała drabinę, by zdjąć z półki sklepową dekorację?

Dekoracja! – pomyślałem. I to ona powiedziała! Może w innych okolicznościach wyszedłbym rozweselony. Blokowałem dalej miejsce przy ladzie, aż w sklepie utworzyła się kilkunastoosobowa kolejka.

– Aby pani nie robić kłopotu, sam tam wejdę – zaproponowałem i szybko pobiegłem po drabinę.

Wyciągając ją z kąta, potrąciłem niechcący ułożone w stosie puste pudełka i rozsypałem je.

– Panie! – podniosła głos.

– Przepraszam najmocniej. Zdejmę tamte butelki i zrobię porządek.

– Dość tego! – Wyszła spoza lady. – Proszę opuścić sklep. Tutaj nie ma miejsca dla awanturników i pijaków.

– Długo jeszcze będzie tu marudził ten zamroczony alkoholem brudas? – spytał ostro sztywny typ z końca kolejki.

– Nie wyjdę, aż dostanę tamte butelki.

Miałem nadzieję, że ustąpią mi dla świętego spokoju. Ale pomyliłem się: sztywny typ podszedł i wskazał drzwi.

– Jazda stąd!

Pozostałem w sklepie. Gdzie indziej musiałbym zaczynać wszystko od początku. Energiczny manekin sam wyszedł na ulicę i zaraz wrócił z kukłą ubraną w fioletowy mundur.

Głupia sprawa – pomyślałem.

Głos fałszywego policjanta naśladował zdartą płytę:

– Co tu… tu co tu… cotutu?

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Według Łotra»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Według Łotra» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Według Łotra»

Обсуждение, отзывы о книге «Według Łotra» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x