Jacek Dukaj - W Kraju Niewiernych
Здесь есть возможность читать онлайн «Jacek Dukaj - W Kraju Niewiernych» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:W Kraju Niewiernych
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
W Kraju Niewiernych: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «W Kraju Niewiernych»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
W Kraju Niewiernych — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «W Kraju Niewiernych», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
– Teraz IACTE pracuje zaledwie ułamkiem promila swej mocy, lecz i w tym stanie uśpienia zdołał zneutralizować „Arkę" oraz uczynić bezsilnymi kolejnych najeźdźców; bo to przecież był najazd, nic innego, drugi, a może nawet trzeci najazd człowieka na Guillnaque. Podążający za Cieniem włożył w poziomy słup światła ściskany w spoconych dłoniach ułamek niebursztynu.
– Ta rzecz…? Oni…
Próbował zrozumieć magię, ale jedyne, co zrozumiał, to to, iż Zjadacz Krwi jest dalece potężniejszym szamanem, daleko bardziej szalonym.
– Oni – przytaknął morderca nie doartykułowanemu pytaniu Cayugi. – Nie oczekuję, że pojmiesz tę logikę przyszłości. Ale wiem, iż zaakceptujesz prawdę. To nie są ludzie, widzisz, to w żadnym razie nie są istoty ludzkie. Uznaj je za demony obcych słońc, obcych planet. Wiesz, co to planeta?
Słowo.
– Żyją?
– Nie wiem. Tak ich zastałem, zatopionych w zimnej, organicznej lawie. Na powierzchni zaś ani śladu po nich, jak również po florze i faunie ich świata: IACTE, przybycie ludzi, czas… Tylko w Grotach. I rzadko w której widać ich tak na pierwszy rzut oka, zamrożonych na powierzchni kamienia. Więc istnieje jakiś związek pomiędzy nimi a kreatywnymi mocami Grot Marzeń; być może tak naprawdę to ich snem jesteś, Luis, być może oni wcale nie umarli. Chociaż lubię myśleć o Grotach jako o cmentarzach; ale to moje prywatne ksenonekrofilityczne zboczenie. Wtem ujrzał Podążający za Cieniem siebie samego z zewnątrz: rozmawiał ze Zjadaczem Krwi, prowadził z nim dialog; Zjadacz Krwi nagiął jego wolę, zbezczeszczona będzie śmierć. Źle się dzieje. Cisnął niebursztynem w wampirze słońce. Morderca westchnął.
– Nie wypieraj się mnie – szeptał szorstko. – To ja jestem twą zwierzyną. – Zamilknij.
– Myślisz, że dlaczego ci to wszystko mówię? Dlaczego się z tobą spotkałem? Polowałeś na mnie latami. Myślisz, że dlaczego posyłałem pod Piszczele moje sny, te skretyniałe potwory? Sądzisz, że chodziło o krew? Już powiedziałem: ważna jest ofiara. A ja mogę sobie wyśnić w Grotach dowolną liczbę ofiar.
– Dość!
– Chciałem ich rozeźlić, sprowokować; ale rozczarowali mnie. Tylko ty jeden mnie ścigałeś, ty jeden tropiłeś, ty jeden szedłeś po mych śladach, marzyłeś o mej śmierci; ty jeden prowadziłeś łowy.
– Moje życie trwa już tysiące lat. Nie było takiego czasu, w którym by na mnie nie polowano. Jestem zwierzyną. Ty jesteś łowcą. Rozumiesz, Podążający za Cieniem? Pojmujesz moje słowa?
– Nie!
– Ja ci darowuję wieczne życie. Wieczne życie, Luis. Będziesz mnie tropił. Będziesz mnie tropił przez Bagno. Słyszysz? Ja wierzę, wierzę, wierzę w ciebie.
Nieprawda. Kłamstwo. Niemożliwość.
– Nie umrzesz, Luis.
– Umrę!
– Nie umrzesz. Nie umrzesz. Spójrz na mnie. Złagodził blask swego słońca i skierował jego promienie również na siebie.
– Morderco – wysyczał Podążający za Cieniem.
– Co?
– Widzę krew niewinnej na twojej twarzy.
Zjadacz Krwi długo milczał.
– Ale to już się stało – rzekł wreszcie cicho, acz stanowczo. – Już się dokonało i należy do przeszłości. A teraz jest inna chwila; i teraz daję ci szczęście. Szczęście w nieskończoności chwil przyszłych. Potrafisz to zaakceptować; wiem. W gruncie rzeczy pochodzimy z tego samego świata. Zjadacz Krwi przemówił tymi słowy do najpierwotniejszej logiki szamana; i zgodnie z tą logiką miał rację. Lecz popełnił błąd, rozszerzając promień światła swego ręcznego słońca i tym samym wyjmując z mroku ciało Ojaliki Już nie byli sami w tej chwili.
– Morderco – powtórzył Podążający za Cieniem, rozciągając usta w okrutnym, dzikim uśmiechu, i Zjadacz Krwi pojął, iż przegrał batalię o obłęd Cayugi.
Ponieważ jednak nigdy nie przegrywał zupełnie i do końca, rzekł mu w odpowiedzi, podnosząc się i wyprostowując:
– A zatem pochwyć mnie i zemścij się. Mnie naprawdę można zabić.
– Dobrze.
Chwila ostatnia: śmierć
Podążający za Cieniem krzyknął w mrok i mrok krzyknął Potworem. Potwór skoczył na Zjadacza Krwi i przegryzł mu gardło. Zjadacz Krwi zwalił się na kamienną posadzkę jak mokra skórzana kukła. Słońce wypadło mu z dłoni, potoczyło się po skale. Potwór przyniósł je w pysku i położył przed Podążającym za Cieniem: była to kula wściekle fosforyzującego roślinnego miąższu w plastikowej obejmie, identyczna z tą, którą oświetlał był Grotę jego narodzin Biały Diabeł. Szaman podniósł ją, wstał i podszedł do rzężącego Zjadacza Krwi. Wciąż widział Ojalikę.
– Dlaczego? – spytał modlitewnym głosem. – Dlaczego ją zabiłeś?
Zjadacz Krwi łapał się rozdygotanymi dłońmi za poszarpane szczękami Potwora gardło, ciemna ciecz bulgotała mu pomiędzy palcami, wytrzeszczał oczy na Cayugę, usta w bladej twarzy miał jak drugą krwawą ranę.
– Jaaa… – zacharczał -jestem… waaampirr…
Podążający za Cieniem zrozumiał; pochodzili z tego samego świata.
– Aaaachchleee… dlaczrr… czcz… tyyyy…
Cayuga w milczeniu wskazał jej ciało.
– Była w ciąąąą… ciążyyyy… cz-czy to dlatekkkoo…?
– Wiedziałeś.
– Ocz-czywiiiśśśśśśchrr… piłeeeem jej krw…
– Umrzyj już.
Długo to trwało. Podążający za Cieniem przysiadł na piętach przy głowie konającego; głaskał w zamyśleniu brudną sierść Potwora, Potwora rozsuwającego się w miękki mrok, na powrót w mgłę niebytu, z którego został wymarzony. Podążający za Cieniem był bardzo spokojny. Myślał teraz o śmierci i o Człowieku z Obrzynem.
Już nie biła krew z szyi jej Zjadacza; nie powinien żyć.
– Nie, to nie dlatego – odezwał się nagle w zimną przestrzeń jaskini szaman.
Konający tchnął coś w ciszę; jakieś pytanie. Zbliżywszy swe wargi do ucha martwego Saint-Pierce'a, Podążający za Cieniem szepnął mu konfidencjonalnie:
– Była najpiękniejszą istotą, jaką kiedykolwiek spotkałem. – A ponad Zjadaczem Krwi widział ohydne zwłoki Ojaliki Otak. Potem sprawdził puls i oddech zwierzyny, odciął jej głowę i rozbił na miazgę. Ciało kobiety pozostawił nietknięte. Wspiął się razem z Potworem po spiralnych schodach; wyszli z tunelu w gwieździstą noc nad Bagnem. Potwór był już tylko bladym powidokiem samego siebie. Indianin usiadł na stoku. Orzeźwiający, chłodny wiatr wiał mu w twarz znad niepuszczy. Księżyce seledyniły się na czarnym nieboskłonie, ścigała się z nimi szybka, bo bliska gwiazda „Arki". Potwór, coraz mniej i mniej realny, wył do nich niemo. Podążający za Cieniem uśmiechał się do siebie z jakimś sennym samozadowoleniem. Wyjął swój zapomnianą nocą wyrzezany z niedrewna flet i zaczai na nim cicho grać w ciepłą ciemność. Był teraz szczęśliwy.
sierpień 1994-czerwiec 1995
III. Irrehaare
Coś złego dzieje się z moimi oczami; niby widzę, ale jakoś tak dziwnie.
A oni stoją nade mną i kłócą się. Ten z bronią kopie mnie co chwila.
– A co, ja chciałem się w to pakować? Ja?
– Nie jazgocz, nie jazgocz. Może niedługo trzeba będzie zamknąć cały pion. I zrobisz to, bo ktoś to musi robić. I będziesz bardziej szanował swoich ludzi. Rozumiesz?
– Co mi tu, kurwa…
– Alex! Ilu zginęło, a? Ilu?
– Siedmiu…
– Z pełnego dwudziestoosobowego stanu grupy; sami weterani z Oz. Już i tak są lekko szajbnięci. Chcesz dowodzić bandą świrów?
– Znalazł się taktyk, dowódca wielki; sam nas w to wpakowałeś, Allah by cię… A, do diabła.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «W Kraju Niewiernych»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «W Kraju Niewiernych» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «W Kraju Niewiernych» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.