Jacek Dukaj - W Kraju Niewiernych
Здесь есть возможность читать онлайн «Jacek Dukaj - W Kraju Niewiernych» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:W Kraju Niewiernych
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
W Kraju Niewiernych: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «W Kraju Niewiernych»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
W Kraju Niewiernych — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «W Kraju Niewiernych», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
•
– Ta przeszła, a tę wyjąłem, o, kość nieuszkodzona. Z ręką gorzej, tu trzeba neurochirurga, bark, łokieć, promieniowa, drzazgi. Mnóstwo czyszczenia.
– Zakażenie?
– Boże drogi, widzisz przecież. Co mogę powiedzieć? Zrobiłem, co trzeba.
– Więc w sumie okay?
– He-he. Na razie żyje.
– To bardzo ważne.
– Dla niego? Nie sądzę. Spójrz na przykład tutaj: kilkanaście pokąsań. Widzisz, jaką ma gorączkę?
– Tylko godzinka. Niech pan go obudzi, doktorze. Powinien być przytomny.
– Jestem.
Uniósł powieki. Duchee wycierał ręce w błękitny ręcznik. Uśmiechał się kątem ust. Znajdujące się gdzieś poza polem widzenia owady brzęczały jednostajnie.
Nad Danielem pochyliła się Voestleven.
– Słyszysz mnie? Mam tu intrenaka. Sam mnie przeszkoliłeś. Mamy mało czasu. Za trzy godziny wstanie słońce.
I:
– Czy ty wierzysz w Boga, Danielu? – To de la Croix. Reding nie widział go; zapewne teolog stał za jego głową.
– Pić.
Dali mu chłodną wodę. Wypił przez rurkę. Chciał więcej.
– Wystarczy – powiedziała Jeani, czarna pielęgniarka doktora Duchee.
– Daniel…?
– Szczerze wątpię – mruknął, gapiąc się w sufit. – Właśnie popełniłem morderstwo. Co prawda w samoobronie…
– Są precedensy – szepnął de la Croix.
– Nie mieszczę się w statystykach.
– Na początku – na początku nie było żadnych statystyk.
– Jestem obywatelem Wielkiej Brytanii, nie wykręcicie się.
– Kurwa mać, Reding, nie zrobisz mi tego! – Yoestleven pochyliła się nad nim, wparta obiema rękami w krawędź stołu operacyjnego (bo to chyba był stół operacyjny). W ostrym świetle widział czarne szpileczki jej źrenic.
– Pięć milionów.
– Co? – żachnęła się.
– Pięć milionów funtów. Bez podatku. Znasz konto.
– Zdaję sobie sprawę, że masz gorączkę…
– Zadzwoń do Remustera. Na pewno masz jakiś specjalny, alarmowy numer.
Medjugorje
– Wybij to sobie z głowy!
– Zadzwoń – warknął de la Croix.
Voestleven wyprostowała się, obróciła. Tam, nad Danielem, musiał się właśnie odbywać prawdziwy pojedynek na spojrzenia. Voestleven miała w oczach laser, ale znowuż de la Croix był ze skały. Mógł się Daniel domyślać rozstrzygnięcia słysząc rzucone głosem Voestlven:
– Remuster siedem.
Podczas gdy ona negocjowała, on powoli usiadł i zsunął nogi ze stołu. Był nagi, choć ciasno obandażowany od pępka do obojczyków, z lewą ręką na szynie, wielkim opatrunkiem na lewym biodrze. Pocił się. Czemu nie otworzą okna? Drzwi też były zamknięte – przez cały czas stał pod nimi Wroński i w milczeniu przyglądał się scenie.
Telefon Daniela utonął w błocie gdzieś na drodze i kiedy teraz pożyczył aparat od de la Croix, jedyny numer, jaki zdołał sobie przypomnieć i wystukać drżącym palcem, to był numer Belli. Zapomniał, jak skończyła się ich poprzednia rozmowa i przez kilka dobrych minut musiał Bellę uspokajać; nie wchodził już w szczegóły aktualnego stanu swego zdrowia. W istocie okłamał ją. Wroński i de la Croix przyglądali się mu uważnie. (Duchee w międzyczasie wyszedł). Wiele mówi o człowieku sposób, w jaki on kłamie. Reding łgał teraz zupełnie inaczej – krótko, sucho, twardym głosem – i Bella mu uwierzyła. Poprosił ją, żeby równolegle połączyła się z jego bankiem i trzymała na linii dialogowy program zarządzający; turingówka powie, gdy przelew wpłynie na konto.
Tak więc czekali. W Remuster Ltd. bez przerwy wypytywano o coś Voestleven, odpowiadała monosylabami. Duchee wrócił z wysoką kulą, śrubokrętem dopasował długość podpory do wzrostu Daniela. Reding stanął na nogi, złapał się kuli; mało się nie przewrócił, pielęgniarka musiała go podtrzymać. Upuścił telefon – stary doktor złapał go w locie, wszyscy wytrzeszczyli oczy. Daniel pokuśtykał o kuli tam i z powrotem. Sala kołysała się na boki, huczało mu w uszach – już za chwilę jednak był lekki jak balon i każde dotknięcie skóry czuł niczym przypalenie pogrzebaczem. Duchee bez wątpienia podał mu jakiś środek znieczulający. Ciekawe, jak długo będzie działał.
– Nie ma pan tam nic innego do roboty, doktorze? Na pewno mają mnóstwo rannych. Duchee skrzywił się.
– Zabitych, to tak. A swoimi rannymi zajmują się sami. Już pędzę ogłaszać się wszem i wobec wielbicielem wojska…!
– To rządowi? Skąd oni się tu wzięli?
Okazało się, że wyszli Armii Wyzwoleńczej naprzeciw i rozbili ją kilkadziesiąt kilometrów od granicy; w każdym razie – rozproszyli. Niedobitki, maruderzy, dezerterzy – ci charakterystyczni dla Afryki zbrojni włóczędzy -uciekali we wszystkie strony. Rządowi polowali na nich, głównie z powietrza, wykorzystując przeważnie latający złom produkcji ZSRR, jaki pozostał w armijnych magazynach z czasów ancien regime'u. Mutawaha stała się tymczasowym punktem wypadowym szwadronu kawalerii powietrznej – tu przynajmniej siadła maszyna dowództwa i tu gromadzono zwłoki M'Atowców. Jak wyjaśniał Duchee, był to jedyny pewny sposób ustalenia faktycznej liczby wyeliminowanych rewolucjonistów – bo gdy spytać tubylca, ilu załatwił, zawsze skonfabuluje.
Czy Daniel mógł był przewidzieć tę operację? Nie; nie miał żadnych danych po temu. Więc? Pech? Klątwa? Wiktymologia zna inne terminy.
Wrócił także de la Croix z trzema egzemplarzami standardowej umowy dla teofantów, przygotowanej przez prawników Remustera (to znaczy Kilmoutha). Notabene dotychczas tylko dwa razy zdołali w ogóle doprowadzić do jej podpisania (nigdy zaś – realizacji). Daniel znał treść tych dokumentów dosyć szczegółowo, czytywał je, usiłując przewidzieć zakres swej odpowiedzialności jako wykonawcy.
De la Croix podał mu papiery i długopis. Przyniósł także sprany szlafrok z zapasów szpitala. Reding nałożył go z trudem, trzykroć podchodząc do lewej ręki.
Jeani wywołała doktora Duchee, stary odszedł, macając się po fartuchu za zapodzianą gdzieś piersiówką. Kilmouthowcy zostali sami.
De la Croix przypatrywał się Danielowi z deprymującą uwagą, prawie nie odwracając spojrzenia.
– No co? – warknął nań Reding. De la Croix tylko pokręcił głową.
– Niezbadane są wyroki boskie.
– Jest decyzja – odezwała się głośno Voestleven. – Forsa idzie. Podpisuj i kładź się, Reding.
– Moment. Bella?
– Jeszcze nie – odparła z Londynu Bella. – Czy ty zdajesz sobie sprawę, która tu jest godzina?
– Opłaci się.
– Ile tego ma być?
– Zobaczysz.
– Daniel…! Czekaj. – I po chwili: – No ładnie. Pięć mega. O to ci chodziło?
– Tak. Dzięki, Bella. Przelej to i idź spać. Dobranoc.
Podpisał się na umowach, kreśląc drżącą dłonią nieprawdopodobne kulfony. Wroński i de la Croix poświadczyli.
Voestleven schowała telefon i podniosła z szafki intrenaka. Daniel położył się na stole na brzuchu, mimo znieczulenia sycząc z bólu. Podszedł Wroński, żeby pomóc przytrzymać Redinga; na ten czas wyłączył swój radiotelefon, który do tej pory nieprzerwanie trzeszczał, kaszlał i mamrotał w pięciu językach. Wroński pachniał potem, ziemią i benzyną; de la Croix – tylko potem. Voestleven, gdy się pochyliła nad stołem z intrenakiem w uniesionej dłoni, roztoczyła woń środka przeciwko owadom. Danielowi wracały zmysły. Teraz czuł także smak tej wody, którą dali mu do wypicia – trochę mango, trochę cytryny, dużo nadmanganianu potasu.
Oparł czoło o stół i zacisnął zęby. Voestleven przycisnęła czaszę urządzenia do potylicy Redinga. Skóra mu ścierpła. Kobieta nacisnęła spust. Uderzenie odchyliło mu głowę, stłukł sobie boleśnie nos.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «W Kraju Niewiernych»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «W Kraju Niewiernych» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «W Kraju Niewiernych» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.