Jacek Dukaj - W Kraju Niewiernych
Здесь есть возможность читать онлайн «Jacek Dukaj - W Kraju Niewiernych» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:W Kraju Niewiernych
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
W Kraju Niewiernych: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «W Kraju Niewiernych»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
W Kraju Niewiernych — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «W Kraju Niewiernych», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
W Londynie, tylko dwie godziny na zachód, był już wieczór i Daniel słyszał przebijające się przez głos Belli pokrzykiwania dziewczynek przy kolacji. – Ile znowu? – pytała Bella. – Nie wiem – powtarzał Daniel – to zależy. Tam teraz jest wojna, mieliśmy wizy, ale nam cofnęli, tkwimy tutaj, czekając na ukonstytuowanie się jakiegoś w miarę prawomocnego rządu. Druga ewentualność jest taka, że bez żadnych wiz skoczymy helikopterem przez Bujumburę, i tak nikt się nie zorientuje, tu granice najbardziej sztuczne na świecie. – Bardzo mnie uspokoiłeś. – Cieszę się. – Może powinniśmy byli się pobrać, zostałabym młodą wdową, zawsze to lepiej brzmi. – I tak wszystko ci zapisałem. – Nie rób mi złudnych nadziei, ciebie nawet katar omija. – No wiesz, zabłąkana kula… – Ale jakie potem kłopoty z postępowaniem spadkowym, strefa wojny, nie ma ciała, odczekiwać ileś lat, chyba że świadkowie. – Wrócę i skonam ci w ramionach. – O, to już lepiej. Byle nic zakaźnego. – Nie bój się, coś wymyślę, mam czas. Pa.
W głównej kabinie Leara de la Croix leczył kaca. Jak wszystko, co dotyczyło de la Croix, był to kac potwór, kac monument. Przygniatał teologa ciężką dłonią, z drobną pomocą grawitacji wciskając wielkie cielsko Helwety w standardowych rozmiarów fotel; że ono zaś nie mogło się tam żadną miarą pomieścić, przelewało się na zewnątrz wszelkimi sposobami – nogi wyciągnięte w poprzek przejścia, ręce opuszczone po bokach do samej podłogi, brzuch kipiący ponad oparciami, głowa już-już odrywająca się od karku i spadająca do podstawionego kubła z lodem.
– Mówiłem, żeby nie pić nad Iranem, Allah nie wybacza – mruknął Daniel.
– Cierpię na chorobę powietrzną! – zagrzmiał de la Croix i skrzywił się na dźwięk własnego głosu.
Daniel przeszedł do bagażowej, która zajmowała ponad połowę samolotu. Voestleven zajadała się właśnie jakimiś owocami z puszki, na widok Daniela otarła usta przedramieniem.
– No więc to musi być podczas wojny – stwierdziła. -I prawdopodobnie ta ręka to będzie świeża rana, powinniśmy zabrać jakiegoś lekarza.
– Może Wroński będzie kogoś miał – podsunął Daniel usiadłszy na pace ze sprzętem. Voestleven miną wyraziła powątpiewanie.
– Wroński będzie miał swoich ludożerców, nikogo więcej mu nie trzeba. Co prawda w pliku od Kilmoutha jest coś o miejscowej służbie zdrowia, ale ta służba to może być wszystko.
Daniel wyszarpnął z zabezpieczającej obejmy pomarańczowy kontener, oparł ciężki ładunek na kolanach, odkręcił płytkę klucza i przycisnął kciuk. Szczęknęły zamki, odchyliła się pokrywa. Wnętrze wypełnione było srebrnej barwy mazią o konsystencji rtęci. Daniel zanurzył w niej rękę. Po wyjęciu była tak samo sucha, jak wydobyty spod zwierciadlanej powierzchni przedmiot: z wyglądu sądząc, skrzyżowanie średniowiecznego pucharu z pistoletem do wstrzeliwania kołków, okropnie nieporęczne.
– Przypomniałem sobie tych chińskich celników – powiedział. – Może lepiej położę gdzieś na wierzchu, pod jakąś brudną szmatą…
Usłyszeli szybkie kroki, najpierw na schodkach, potem wewnątrz kabiny. De la Croix coś zamruczał. W drzwiach pokazał się Blumen, białą koszulę pilota miał doszczętnie przepoconą, zwierciadlane okulary zjechały mu na sam koniec nosa, spoglądał spod przekrzywionej czapki z melancholijnym wyrzutem.
Wyjąwszy z ust papierosa, odetchnął, po czym wyrzucił z siebie na jednym oddechu:
– Będą rekwirować. Dzwonił Haku z ministerstwa. Mamy pół godziny. Fredżyści przekroczyli granicę, idą z południa. Ponoć CNN daje na żywo masowe egzekucje nad rzeką. Każdy samolot na wagę złota.
Voestleven poskrobała łyżką po dnie puszki.
– No i szlus – westchnęła. Czy tyczyło to ostatecznego rozprawienia się z owocami, czy losów tutejszej rewolucji, czy też samej ekspedycji – jednaka bezsilność malowała się na twarzy kobiety.
Daniel się zirytował.
– Co oni tu mają, MIGi-17? Muzeum wojny. Blumenowi okulary spadły z nosa.
– Jezus Maria – charknął, z przerażeniem spoglądając na Daniela.
– Mają stingery – warknęła Voestleven, chowając puszkę do worka na śmieci, nagle znów pełna zaraźliwej energii.
– No to co? Z piętnastu tysięcy gówno złapią.
– Jezus Maria – powtórzył Blumen, podnosząc okulary.
– Co, już? – zagrzmiał de la Croix.
– Śpij! – krzyknęła nań Voestleven. – A ty to schowaj – dodała wskazując brodą urządzenie, które Daniel z ponurą miną wycelował w Blumena. Pilot stukał się w czoło pod jego adresem.
Voestleven odkręciła butelkę coli, pociągnęła tęgi łyk, charakterystycznym gestem otarła usta, odetchnęła, odstawiła butelkę i przybrawszy zamyśloną minę, pochyliła się ku Danielowi, opierając łokcie o kolana.
– No więc tak – zaczęła i tu ją zatchnęło.
– No więc jak? – burknął Daniel.
– Moment. Jaki jest termin? Siedemnastego. Dzisiaj trzynasty. Wroński trzyma wiochę. Mamy trzy dni na przeskoczenie tych sześciuset kilometrów.
– I paru granic – dodał Blumen.
– I paru granic. Scenariusz numer jeden: lądem. Już chyba widać, że bezsensowny. Scenariusz numer dwa: skokami na wizach. Nie do przewidzenia opóźnienie. Scenariusz numer trzy: na wizach od Bujumbury. Ale tak czy owak jakoś do tego Burundi trzeba się dostać. Rzeczywisty problem polega na tym, że w Mutawasze nie ma gdzie posadzić Leara. Prawda, panie kapitanie?
– Posadzić go posadzę – parsknął Blumen – ale już potem na pewno nie podniosę, a i wątpię, czy ujdziemy z tego lądowania z życiem. Po chuja żeśmy tu tankowali, ta burza przeszła bokiem, mogłem dociągnąć na…
– Tu zatem wyłania się kwestia helikoptera – przerwała mu Voestleven. – Mamy zabukowanego tego Sikorsky'ego w Bujumburze. Konieczna przesiadka. Siadamy
Learem nad Tanganiką i wpadamy w wielotygodniową kołomyję konsularną, pewne jak w banku.
– Więc? – westchnął Blumen, wachlując się czapką, też już przepoconą.
– Więc otwórz sobie, Rupert, satelitarną i znajdź jakąś nierozmytą szosę na bezludziu w stosownej odległości między Bujumburą a Mutawahą. Potem złap tych od Sikorsky'ego i podaj im koordynaty; niech zabiorą dodatkowe zbiorniki paliwa, ile się da. W Burundi zejdziesz poniżej radarowej. Przesiadamy się, ty pusty skręcasz do Kigali. Wszystko jasne? Więc odpalaj, zaraz tu mogą się zjawić rekwiranci Haku.
– A jak oni rzeczywiście mają stingery?
– Fredżyści mają je na pewno, stingery, strieły czy insze ustrojstwo.
– Chryste Panie, Kilmouth powinien mi płacić poczwórnie za narażanie życia…
– Wszystkim nam powinien.
– Bozia nam wynagrodzi – mruknął Daniel, głaszcząc rękojeść metalowo-plastikowego konstruktu.
Ten Sikorsky to była wojskowa maszyna, nawet jeszcze nie usunięto gniazd karabinów maszynowych i wielolufowych działek burtowych. Zarówno Blumen, jak i pilot śmigłowca – niejaki Neumann – pomagali przenosić bagaże z maszyny do maszyny, ale i tak zabrało im to ponad godzinę. De la Croix wskazywał wyciągniętym ramieniem wzdłuż szosy tnącej żółtoseledynowe pustkowie sawanny i prorokował gromko kolumnę TIR-ów, szalonego rajdowca, stado bawołów. Nic takiego nie nadeszło. Przeładowali sprzęt i rozlecieli się w przeciwne strony.
Mknęli tuż nad ziemią, nad falami traw, wierzchołkami drzew – kilka metrów powyżej. Wszyscy musieli się przypiąć pasami, nagłe zrywy, poderwania i upadki Sikorsky'ego wywracały im żołądki na nice. Daniel wyglądał przez małe okienko. Raz zobaczył stadko antylop skaczące przez trawy, byle dalej od źródła hałasu; raz – wielki szkielet słonia. W pewnym momencie Voestleven pochyliła się i krzyknęła mu do ucha:
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «W Kraju Niewiernych»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «W Kraju Niewiernych» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «W Kraju Niewiernych» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.