Mirosław Jabłoński - Czas wodnika
Здесь есть возможность читать онлайн «Mirosław Jabłoński - Czas wodnika» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Czas wodnika
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Czas wodnika: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Czas wodnika»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Czas wodnika — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Czas wodnika», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Było to zrozumiałe zważywszy, że jego norma wynosiła pięć wizyt dziennie. Tak było przez okrągły rok, przez trzysta osiemdziesiąt dni w roku. Pozostałe dwadzieścia to był jego urlop, wypoczynek, podczas którego był pilnowany jak przez pozostałe dni w roku. Chwilami marzył, by chociaż jak dawniej miał on tylko trzysta sześćdziesiąt pięć dni. Nie więcej. Ale przez tę cholerną wojnę wszystko się poplątało, nawet czas. Zmieniła się orbita Ziemi i czas jej obrotu wokół osi. Nic już nie było jak przedtem.
Dawniej miał marzenie: czekał na chwilę, kiedy pierwsi jego synowie osiągną wiek, w którym ustawowo staną się zdolni do prokreacji. Wtedy on, Johnny, odejdzie na emeryturę. Do przejścia w stan spoczynku brakowało mu jeszcze prawie roku, dopiero bowiem piętnastoletni chłopcy mogli zapładniać zdrowe kobiety starszego pokolenia oraz swoje rówieśniczki.
– Gotowe, Johnny. Możesz się ubierać.
Ocknął się z zamyślenia. Umyty, uczesany, natarty jakimś świństwem mającym podtrzymać dawno nie istniejącą elastyczność skóry, podkolorowany, wyretuszowany, polakierowany niemal i skropiony jakimiś pachnidłami wyglądał o całe niebo lepiej niż zaraz po przebudzeniu. Przedtem wyglądał jak trup, a teraz jak żywy trup. I takie też mniej więcej było jego samopoczucie.
– Frankenstein ci się kłania – powiedział do lustra i wyszczerzył zęby.
Poczekał chwilę, czy nie padnie nieśmiertelny kawał o tym, jak bardzo mimo wszystko jest pożądany, ale nie usłyszał go. Doktor Conrad wyznawał widocznie zasadę, że co za dużo to niezdrowo i ten sam dowcip opowiadał tylko raz na dwa dni.
Westchnął i począł się ubierać. Po chwili był gotów. W asyście czterech mężczyzn – dwóch lekarzy i dwóch sanitariuszy do specjalnych poruczeń – wyszedł przed dom. Willa, którą mu przydzielono czternaście lat temu, leżała na uboczu. Nie wiedział, czy działo się to samoistnie, czy też administracyjnie zakazano osiedlania się w jego sąsiedztwie. Prezydentowi zależało na tym, aby Procreatorzy pozostawali w zasadzie nie znani.
Oczywiście, tysiące ludzi, przede wszystkim kobiet, widziało ich, ale niewielu tylko wiedziało, gdzie mieszkają i jak żyją. Miało to uchronić Johnny'ego przed ewentualnym zamachem. Taka możliwość istniała. Ustawa Ciążowa bowiem mówiła, iż każda zdrowa, zdolna do rodzenia dzieci kobieta musi je mieć, a nie że może. Istniały nieliczne wyjątki, istoty lub pary zwyrodniałe, aspołeczne, pozbawione instynktu rozmnażania się, które przedkładały własną intymność ponad obywatelski obowiązek i dobro państwa. I gdy komisja, po'nadesłaniu przez lekarza urzędowego raportu o najkorzystniejszym momencie do zapłodnienia, wysyłała do nich Procreatora, ekipa zastawała drzwi zamknięte i zabarykadowane, a nierzadko małżonkowie popełniali samobójstwo lub też witali nieproszonych gości z bronią w ręku. Sam Johnny pamiętał takie przypadki, gdy zmuszony był pełnić swą powinność wobec kobiety dzierżonej krzepko przez kilku drabów i w obecności jej męża trzymanego pod luft) automatu.
Johnny słyszał też o próbach ucieczki przez Mur, ale nie wiedział, czy były udane. Wszystko, co dotyczyło Muru, okryte było tajemnicą, a zdania na temat celowości jego istnienia były podzielone.
Ustawa Ciążowa mówiła także o tym. co czeka kobietę pragnącą się pozbyć płodu. Jej los, jak łatwo się domyślić, nie był godny pozazdroszczenia. Kara, jaka ją spotykała, była zrozumiała, jeśli zważyć, ile innych kobiet pragnących z całej duszy dziecka latami czekało na spełnienie marzeń i zaspokojenie biologicznego instynktu.
Johnny w duchu solidaryzował się z tymi, które go nie chciały, nie chciały do tego stopnia, że gotowe były nawet na śmierć, byle nie stać się zwierzęciem. W końcu i on podejmował wiele razy próby uwolnienia się od tego koszmaru i skończenia czy to ze sobą, czy ze swoją męskością. Nie mógł jednak nie przyznać, choć czynił to jedynie przed sobą, że właśnie posiadanie tych opornych sprawiało mu największą satysfakcję. Ale i ból.
Jeżeli je poniżał, to siebie w dwójnasób.
Sam wyprowadził z garażu samochód i,podjechał przed dom. Wsiedli. Wóz był duży i stary. Dwaj lekarze ulokowali się z przodu obok kierowcy, a Johnny siedział jak zawsze z tyłu, przytłoczony zwalistymi ciałami obu sanitariuszy.
– Jak się spało, Johnny? – zagadnął jak zwykle Sam. – Myślę. że wypocząłeś i nie przyniesiesz nam wstydu, hę? Sam wiesz, że Prezydentowa to nie przelewki. Musisz się postarać!
Johnny nie odpowiedział, zresztą kierowca nie liczył na to. Od wielu już lat ich wzajemne stosunki opierały się właśnie na tych kilku zdaniach wypowiadanych przez Sama co rano. Z wyjątkiem niedzieli, bo wtedy ' mówił: "Niech ci Bóg błogosławi, Johnny!"
Dawniej, na samym początku ich znajomości, kierowca usiłował wyciągnąć go na zwierzenia, prowokował do opowiadania i sam się wywnętrzał. Często dawał Johnny'emu rady, choć tak naprawdę uważał go za mistrza od spraw męsko-damskich i szczerze mu zazdrościł fachu. Szeroko rozwodził się o swych łóżkowych sukcesach, jakby chciał podnieść swą wartość w oczach "zawodowca". Widocznie mniemał w swym prymitywnym umyśle, iż dla Johnny'ego nie ma nic ciekawszego i bardziej wartego zachodu, jak to, co robi. Z początku Procreator próbował mu tłumaczyć, że tak nie jest, próbował przekonać go o beznadziejności swojego życia, jego jałowości, pustce, mówił o swoich załamaniach psychicznych, o tym, że jest automatem, maszyną, buhajem, ale na darmo.
Dla Sama właśnie to, od czego Procreator odżegnywał się tak gorąco, było kwintesencją męskości, szczytem marzeń i rzeczą ze wszech miar godną pożądania. Jeżeli do niego dotarło cokolwiek z duchowych rozterek Johnny'ego, który przecież również nie był tytanem intelektu, to musiał go w sumie uważać za mięczaka. Ale prawdopodobnie nic nie rozumiał i tylko się dziwił.
Z kierowcą przestał rozmawiać, gdy tamtemu urodziło się dziecko. Oczywiście jego dziecko, Johnny'ego, ale Sam z takim uniesieniem opowiadał o czekoladowym maleństwie (była to dziewczynka, Mulatka), że kiedyś nie wytrzymał, rzucił się na kierowcę podczas jazdy i zaczął go dusić. Dwóm gorylom, którzy stale go pilnowali, z trudem udało się oderwać jego ręce od szyi Sama i to wtedy, gdy ten na wpół uduszony wpakował auto na drzewo. Do dziś pozostał ślad tego wypadku na zderzaku samochodu… i na ich wzajemnym stosunku.
Jechali teraz niedaleko Muru, który widać było w prześwitach bocznych ulic. W jego pobliżu nie można się było poruszać, gdyż była to strefa strzeżona. Być może jemu pozwoliliby przyjrzeć się Murowi, ale, mówiąc szczerze, niewiele go on obchodził.
Byli co prawda tacy, którzy swoją fascynację kamiennym ogrodzeniem i tym, co jest poza nim, przypłacili życiem, ale Johnny miał inne -problemy na głowie. Wyznawał ogólnie rozpowszechnioną wersję, iż Mur ma na celu konsolidację ludności i zapobieżenie jej migracji do innych miast, co mogłoby utrudnić kontrolę zapłodnień i rejestrację ciąż. Wymknięcie się spod kontroli wszechwładnej Ustawy Ciążowej pozwoliłoby na unikanie ciąży czy spędzanie niechcianych płodów. Ta wiedza wystarczała mu, by sobie tym więcej głowy nie zaprzątać.
Prezydent przyjął ich w gabinecie. Przywitał się najpierw z Johnnym; długo potrząsał jego ręką i zaglądał mu poważnie w oczy, jakby chciał okazać swą wdzięczność i zapewnić sobie przychylność Procreatora. Ale Johnny widział przed sobą jedynie twarz myśliwego, który wie, że zdobycz i tak nie umknie mu spod lufy. Potem Prezydent uścisnął dłonie pozostałym i wszyscy usiedli.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Czas wodnika»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Czas wodnika» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Czas wodnika» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.