Aleksander Kroger - Ekspedycja Mikro

Здесь есть возможность читать онлайн «Aleksander Kroger - Ekspedycja Mikro» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Ekspedycja Mikro: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Ekspedycja Mikro»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Ekspedycja Mikro — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Ekspedycja Mikro», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Obraz zmienił się. Znowu ulice. Przed domami mrowie ludzi. Na transportowe taksówki powietrzne wrzucano różne przedmioty. Meble, paczki. Kamera ukazywała płacząca dzieci, zdenerwowane matki, zabieganych mężczyzn. Pomiędzy nimi grupy mundurowych. Powszechna panika i chaos.

Teraz ukazały się długie kolumny pojazdów. Otulone kłębami kurzu jechały na lotnisko, przeciążone taksówki powietrzne wzbijały się ku niebu. Przed obiektywem migały niespokojne i zapłakane twarze ludzi.

Kolejna scena: policja porządkowa wepchnęła żywo gestykulującą starszą kobietę do pojazdu. Znowu cięcie i zupełnie inny obraz. Nie, to było to samo miasto, ale całkowicie wyludnione. Zdjęcia, wykonywane w jaskrawym słońcu, wprost raziły złowieszczą ciszą. Śmigłowiec filmujący zatrzymał się na dłuższą chwilę w miejscu. Kamera ukazywała podstawę wieżowca, chyba trzydziestopiętrowego. Przed domem był trawnik, obok chodnik.

Obiektyw przesunął się na chodnik. Ale tam nie było już płyt, jedynie kotłująca się bladoszara masa.

Teraz ukazał się fragment pomalowanej ściany: kolor zmienił się, gładka niegdyś powierzchnia stała się porowata, skurczyła się, proces obejmował stopniowo całą ścianę, jak gdyby w bibułę wsiąkała szara woda. Tumany pyłu stawały się coraz gęstsze, podstawa ściany zniknęła w chmurze.

Obraz zmniejszył się. Śmigłowiec oddalił się nieco. Po krótkiej chwili olbrzymi wieżowiec zapadł się przy akompaniamencie głuchego łoskotu, brzęku zrywających się zbrojeń stalowych i pękającego szkła…

Ogólny widok upiornie zapadających się domów. Niektóre z nich przewracały się. Narastający pył litościwym całunem okrywał coraz powszechniejszą śmierć miasta.

Nagle zupełnie inne ujecie: ludzie w kombinezonach ochronnych na cysternach i maszynach wznoszą tamy i rozpryskują pianę. Pracują spiesznie, ale nie chaotycznie, bez paniki.

W polu widzenia ukazał się inny śmigłowiec, który wisiał na wysokości około sześciu metrów, nieco na uboczu. Znajdował się w nim jakiś człowiek z mikrofonem, odziany również w kombinezon ochronny. Obraz nagle urwał się.

– To byłam ja – powiedziała Res.

– Okropne – odezwała się Ewa. Twarz miała zaczerwienioną, wzrok zdradzał przerażenie.

– Tak – odparła lakonicznie Res. – Straszne i przytłaczające!

Ewa milczała przez chwilę, potem zapytała: A drugie miasto, które znajduje się na trasie ich marszu, Noua…?

– Nouakchott – podpowiedziała Res. Wzruszyła l nieznacznie ramionami. – Na wszelki wypadek trzeba je będzie chyba również ewakuować, ale bardziej planowo niż pierwsze. Próbujemy wznieść tamy bakteriologiczne i chemiczne dla ochrony większych dzielnic. Niestety te stare miasta mają za dużo betonu, musimy więc zbudować masywne, kilkumetrowe pasmo ochronne.

– Ale co potem? Co potem?

– Według mojej tezy, należy zbadać drugi aspekt ich pochodzenia.

– Jak to: drugi? – nie zrozumiała Ewa.

– Nie wierzą w naturalne powstanie tych mikrobów, przypadkowe, musi być jakiś sprawca, rozumiesz? A to, oczywiście, nie odpowiada Mexerowi. – W spojrzeniu Res malowała się teraz ironia i spryt. – No i ostatnio przestało się mówić o tych wydarzeniach, żeby nie wywołać paniki. A więc sprawa pochodzenia bakterii. Mam tu na myśli program, którym one się kierują. Musimy go odszyfrować, wtedy my będziemy mogli wydawać rozkazy. Co wydarzy się do tego momentu, nie wiadomo. Aktualnie pracujemy zgodnie z metodą “Ułuda pochodu”: za wszelką cenę prowadzić pochód w kółko. Mexer zgodził się z tym. Przed bakteriami trzeba stale usypywać jako pożywienie pasmo betonu, z którego nie zejdą. To również pomysł mojego kolektywu.

– I w ten sposób odwrócić ich uwagę od miasta? – zapytała Ewa z powątpiewaniem.

– Z ekonomicznego punktu widzenia jest to oczywiście na dłużej nie do przyjęcia. Żeby ratować miasto zrobiliśmy bardzo dużo, wiele budynków wyburzyliśmy. Śródmieście i tak wymagało odbudowy. W ostatecznym rozrachunku taniej będzie zrezygnować teraz z całych dzielnic, a potem odbudować je nowocześnie. Jak to dawniej mówiono? Z konieczności uczynić cnotę. I pod tym względem ich pochód okaże się przydatny, jeżeli tylko odpowiednio nim pokierujemy. To wszystko jest skalkulowane.

Ewa przytaknęła ruchem głowy. Potem zreasumowała:

– A więc trzymacie w garści ten żarłoczny potok mikrobów, sądzicie albo ty sądzisz, że jest on zaprogramowany, nie macie jednak zielonego pojęcia, skąd się te mikroby wzięły, na czym polega ich program i – co najważniejsze – kto je zaprogramował. To niewiele. A więc dopóki one pozwolą sobą kierować, nie widzicie żadnego niebezpieczeństwa. A kiedy nagle przesycą się betonem albo na deser zasmakuje im stal, zbudujecie im linię kolejową w ładnym kółeczku…

Res zaśmiała się.

– Przestań już! – powiedziała. – Alp właściwie masz rację. I to jest właśnie ta słaba, ryzykowna strona mojej teorii. Jak już mówiłam, tymi mikrobami powinien zająć się cały zespół. Może w ten sposób uda się zmienić ich program. Ale to może zająć mnóstwo czasu, a rezultat nie jest pewny. Nie każdy pójdzie na takie ryzyko, nikogo nie można też zmusić. Poza tym Mexer nigdy nie zatwierdzi projektu, żeby wykorzystać te mikroby do naszych celów. On chce je zniszczyć. Oczywiście ryzyko jest w tym wypadku mniejsze.

– Słuchaj, czy to by nie było coś dla Gwena i jego komisji? – zawołała nagle Ewa. Zachwycona zerwała się z miejsca, nie zwracając uwagi na fakt, że jej głowa zniknęła z ekranu.

– Przepraszam – powiedziała po chwili, siadając z powrotem. – Opowiedz mi coś więcej o swoich pomysłach. Już ja napuszczę Gwena.

I Res zaczęła opowiadać.

III

Kiedy Gela obudziła się, Chris spał jeszcze mocno. Nie wiedziała, jak to się stało, ale jej dłoń leżała pod jego twarzą. Czuła kłujący zarost.

Nagle przypomniało jej się pewne zdarzenie związane z Haroldem. Mieli gdzieś wyjść, ale on nie chciał się ogolić. Chris jest taki sam, pomyślała. Robi tylko to, na co ma ochotę.

Wygląda, jakby całował moją rękę! Powoli cofnęła ją. Palce miała zdrętwiałe.

Nagłe ogarnęło ją przerażenie. Dlaczego widzę to wszystko? Ktoś nie zgasił światła – na jak długo wystarczą jeszcze baterie? Ale w tym momencie zrozumiała, że nie jest to sztuczne światło: kabinę rozjaśniał brzask poranka.

– Halo! – zawołał ktoś cicho.

W fotelu pilota siedział Karl. Miał zadowoloną minę. Osłaniając dłońmi usta, szepnął: – Dzień dobry, panienko. Prześpisz cały poranek! – Wskazał kciukiem do góry.

Gela podeszła cicho do niego i wyjrzała przez szybę.

Wokół helikoptera piętrzyły się górujące nad nimi białe, wielkie pierścienie, a pomiędzy nimi Gela dojrzała płynące po niebie chmury, szare, postrzępione. Szare chmury nastrajały ją zazwyczaj melancholijnie, teraz jednak podziałały na nią jak najweselszy promień słońca.

– Jak to się stało? – szepnęła wreszcie.

– Nie wiem dokładnie – odparł tym samym tonem Karl. – Ale wydaje mi się, że istnienie tu tylu gatunków tych bestii to nasze szczęście; jedna pożera drugą. Prawdopodobnie obrały jaskółkę z wszystkiego, co nadawało się do jedzenia.

– Zgadza się – zawołał głośno Chris. – To były mrówki, widziałem je.

Charles i Carol zerwali się na równe nogi. Byli jeszcze zaspani, ale otrzeźwieli momentalnie, kiedy dowiedzieli się, co się stało.

– Ciekawe, ciekawe – powiedział Ennil, rozglądając się po nowym otoczeniu. – A więc znajdujemy się we wnętrzu szkieletu.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Ekspedycja Mikro»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Ekspedycja Mikro» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


libcat.ru: книга без обложки
Aleksander Filonow
Aleksander Świętochowski - Wesele satyra
Aleksander Świętochowski
Aleksander Świętochowski - Woły
Aleksander Świętochowski
Aleksander Świętochowski - Nad grobem
Aleksander Świętochowski
Aleksander Świętochowski - Na pogrzebie
Aleksander Świętochowski
Aleksander Świętochowski - Starzec i dziecię
Aleksander Świętochowski
Aleksander Świętochowski - Strachy Pentelikonu
Aleksander Świętochowski
Aleksander Świętochowski - Tragikomedya prawdy
Aleksander Świętochowski
Aleksander Świętochowski - Cholera w Neapolu
Aleksander Świętochowski
Aleksander Świętochowski - Dafne
Aleksander Świętochowski
Aleksander Świętochowski - Dwaj filozofowie
Aleksander Świętochowski
Отзывы о книге «Ekspedycja Mikro»

Обсуждение, отзывы о книге «Ekspedycja Mikro» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x