Kiedy Brucco podszedł, aby opatrzyć rany Mety, nikt mu nie przeszkadzał. Jason łapał ustami powietrze jak powracające życie. Baczne oko kamery przekazywało całą tę scenę wszystkim mieszkańcom miasta.
— Dzięki ci, Meto… że zrozumiałaś… i uratowałaś mnie… — wydyszał z trudem Jason.
— Skop był w błędzie, a ty miałeś rację, Jasonie — powiedziała. Jej głos drgnął nieco, gdy Brucco ułamał pierzasty koniec strzały i wyjął grot z jej ramienia. — Nie mogę pozostać w mieście. Tylko ludzie, którzy czują tak samo jak Skop, będą mogli tu zostać. Obawiam się, że też nie zdobędę się na zamieszkanie w lesie… sam widziałeś, ile miałam szczęścia z żądłopiórem. Jeśli pozwolisz, pojadę z tobą. Bardzo bym chciała z tobą pojechać.
Ból nie pozwolił Jasonowi odpowiedzieć, więc tylko się uśmiechnął, ale Mecie to wystarczyło.
Kerk patrzył z żalem na ciało zabitego.
— Był w błędzie — rzekł — ale wiem, co czuł. Nie mogę opuścić miasta… na razie. Ktoś musi to wszystko trzymać w garści, gdy będą następowały zmiany. Ten pomysł ze statkiem jest świetny, Jasonie. Nie będziesz narzekał na brak ochotników. Wątpię jednak, czy wśród nich znajdzie się Brucco.
— Na pewno nie — odparł Brucco nie podnosząc wzroku znad opatrunku uciskowego, który zakładał Mecie. — Znajdę dla siebie dość pracy tutaj, na Pyrrusie. Życie zwierzęce tej planety wymaga nie lada badań. Niedługo zjadą się tu wszyscy ekolodzy z całej galaktyki. Ale ja będę pierwszy.
Kerk podszedł powoli do ekranu ukazującego panoramę miasta. Nikt nie próbował go zatrzymać. Pyrrusanin patrzył na budynki, dymy unoszące się znad linii obwodu i bezkresną zieloność dżungli w dali.
— Zmieniłeś to wszystko, Jasonie — rzekł. — Jeszcze tego nie widać, lecz Pyrrus już nigdy nie będzie taki jak przed twoim przybyciem. Na lepsze czy gorsze.
— Na lepsze, na pewno na lepsze — zaskrzeczał Jason i potarł bolącą krtań: — A teraz weźcie się do roboty i skończcie tę wojnę, żeby ludzie mogli w to uwierzyć.
Rhes odwrócił się i po krótkim wahaniu wyciągnął dłoń do Kerka. Siwowłosy Pyrrusanin musiał pokonać podobną niechęć — do karczownika, wywołaną wiekową odrazą.
Ale uścisnęli sobie dłonie, ponieważ byli to mocni ludzie.
KONIEC