Bohdan Petecki - Bal na pięciu księżycach

Здесь есть возможность читать онлайн «Bohdan Petecki - Bal na pięciu księżycach» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1988, Издательство: Nasza Księgarnia,, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Bal na pięciu księżycach: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Bal na pięciu księżycach»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

„Wtedy to do akcji niespodziewanie wkroczył Din. Błyskawicznie wyciągnął z kieszeni cudem uratowany aparat Irka, przyklęknął na jedno kolano i zawołał:
— Jeszcze krok, a strzelę! Mam miotacz!
Zbir stanął. Ale Din mimo to strzelił. Strzelił i trafił. Zdjęcie, które wtedy powstało, krążyło potem po bazach i osiedlach planetarnych, dostarczając wszystkim niezrównanej uciechy.”

Bal na pięciu księżycach — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Bal na pięciu księżycach», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Właściwie od nas wszystkich należą ci się gratulacje i podziękowania. Wprawdzie przez ciebie Irek miał ponoć chwilowe kłopoty z nosem, ale to tylko dlatego, że ten młody dryblas. Bob, źle nastawił zegarek w swoim diabelskim urządzeniu.

— Jestem szczęśliwy, że mogłem spełnić moje zadanie — odrzekł skromnie Truszek. Doktor Skiba zaśmiał się ciepło.

— Szczęśliwy? Powiedziałeś: szczęśliwy?

— Tak jest. Moje centrum informatyczne podsunęło mi to określenie jako najwłaściwsze.

— Och, nie tłumacz się! Jestem zachwycony tym określeniem, tylko nie bardzo rozumiem… Masz naturalnie możliwość doznawania pewnych emocji, jak każdy automat twojej generacji, ale jeśli chodzi o szczęście… Widzisz, szczęście to jest coś, czego nie da się sztucznie za programować. Ono składa się ze zbyt wielu subtelnych, nieuchwytnych elementów właściwych jedynie ludzkiej osobowości. A powiedz mi, Truszku, czy możesz sobie wyobrazić sytuację, w której musiałbyś wyznać, że jesteś nieszczęśliwy?

— Nie — odrzekł po krótkiej pauzie automat. — Chyba że człowiek byłby ze mnie niezadowolony. To znaczy, że postąpiłbym niezgodnie z zapisanym we mnie programem. Ale nie mogę tak postąpić.

— Nie możesz — zgodził się ojciec Irka, zerkając przelotnie na syna. — Nie możesz, ponieważ jesteś automatem. Nie gniewaj się.

— Nie gniewam się — odrzekł spokojnie Truszek. Zresztą muszę przyznać, że byłbym znacznie szczęśliwszy, gdybym miał naprawioną głowę…

W pokoju rozległ się głośny, serdeczny śmiech. Doktor Skiba spojrzał na rozradowaną twarz Irka, który jeszcze przed chwilą stanowił uosobienie smutku, po czym rozłożył ramiona, podbiegł do Truszka, jakby miał zamiar chwycić go w objęcia, i zawołał:

— Daję ci uroczyste słowo honoru, że za pół godziny będziesz miał głowę piękniejszą niż kiedykolwiek!

— Uff!… — jęknął Angelus Ranghi, kiedy muzyka na moment ucichła i Mamma opadła na fotel. — Uff… — powtórzył, ocierając pot z czoła. — Uciekałem po górach jak kozica, wpadałem do jaskiń, łykałem trujące pigułki, wreszcie zostałem zasypany przez skalną lawinę, ale, jak długo żyję, nigdy nie byłem tak bliski śmierci z wyczerpania. Nikt nie zmuszał mnie do nieustannego kręcenia się, podskakiwania i trzęsienia.

— Bo jesteś tłusty i zgnuśniały — zawyrokowała Mamma, przyglądając się z niekłamaną satysfakcją swojemu niedawnemu partnerowi. — Taniec to prawdziwe życie! Spójrz na mnie!

Rzeczywiście. Kolosalny pączek róży, bo Mamma pozostała przy swoim starym kostiumie, wyglądał świeżo i radośnie, jak po ciepłym wiosennym deszczu.

— Udał nam się ten pierwszy w sezonie bal, prawda? spytał, przechodząc obok, Adam Kozula.

— Drugi pierwszy bal — poprawiła Mamma.

— Drugi pierwszy bal — przytaknął posłusznie gospodarz gwiaździńca. — Pyszna zabawa!

Pan Kozula nie przesadził. W porównaniu z pierwszym pierwszym balem w drugim pierwszym uczestniczyło znacznie więcej gości. Gdzie spojrzeć, snuły się zastępy rycerzy, czarowników, monarchów, piratów, admirałów, postaci w fantazyjnych, barwnych strojach. Irek znowu miał na sobie kostium kosmity, jego ojciec pozostał Tiglatpilezarem Pierwszym, ale wielu uczestników balu zmieniło się nie do poznania. Któż na przykład odgadłby, że pod pierzastym przebraniem przedpotopowego afrykańskiego czarownika kryje się znakomity uczony, profesor Oleg Bodrin? Albo że smukły Artur Manners przywdzieje bufiastą szatę wielkiego wezyra z czasów Haruna arRaszyda? l dziś, jak dwa. dni temu, w niebo Ganimeda biły snopy barwnego światła, ale nikt nie musiał wyglądać przez okno, by ocenić piękno świątecznej iluminacji, ponieważ bal odbywał się tym razem w parku. Pomocnicze roboty ustawiły na ścieżkach bufety i fotele dla strudzonych tancerzy.

Nagle zawyła syrena alarmowa. Wszyscy znieruchomieli.

— Znowu będziemy uciekać? — spytał Angelus Ranghi, spoglądając na stojącego za Mammą Don Kichota, patrzącego spod tekturowej przyłbicy niebieskimi oczami byłego szczęśnikapigufarza.

— Sam uciekaj — odparował błędny rycerz. — Inaczej Mamma znowu cię zmusi do tańca.

— A pewnie, pewnie — potwierdził ochoczo Pączek Róży.

Ogłoszenie alarmu przyjęto nie tylko ze spokojem, lecz wręcz wesoło. Syrena brzmiała bowiem zupełnie inaczej niż wówczas, gdy o jakimś niebezpieczeństwie uprzedza ludzi czujny komputer. l nic dziwnego. Komputer nie ma bowiem zwyczaju trąbić przez zwinięty w rulonik ogrodowy kapelusz.

— Tu — tu — tu — tuuuuu! — Pan Kozula oderwał od ust zaimprowizowaną tubę i zawołał: — Alarm! Alarm! Jest nas więcej, niż powinno być! Może wkradli się obcy?! Proszę natychmiast zdjąć maski!

— Dobrze, że tym razem nie chodzi o nas — mruknął Don Kichot.

Rozległy się śmiechy. Ci spośród uczestników zabawy, którzy uzbroili się w karnawałowe maseczki, odkrywali rozradowane twarze.

Stojąca na wprost Irka Szeherezada wdzięcznym ruchem odrzuciła powiewną zasłonę, zza której do tej pory ukazywała tylko wielkie piwne oczy. Chłopiec przez chwilę stał jak skamieniały, a następnie rzucił się wprost w objęcia bajkowej piękności.

— Mama! Mama! Przyleciałaś?! Olga Skiba wycałowała syna, po czym odsunęła go od siebie i przyjrzała mu się badawczo.

— Zmizerniałeś — stwierdziła oskarżycielskim tonem. — Poza tym masz spuchnięty nos. Irek nachmurzył się, ale zaraz poweselał.

— Nieprawda! — zawołał z triumfem. — Automaty medyczne już mi go naprawi… to znaczy, wyleczyły mnie! O tym nosie tylko ci opowiadano i dlatego teraz udajesz, że coś zauważyłaś!

Mama zaśmiała się cicho. Chciała jeszcze coś powiedzieć, ale zanim zdążyła otworzyć usta, przestrzeń pomiędzy pawilonami przeszył bojowy okrzyk:

— Rodandandron! Rodandandron!!!

Towarzyszący Szeherezadzie paź zrzucił purpurową pelerynkę oraz strojną czapeczkę i w zwykłym czarnym kostiumie lotokota, ozdobionym tylko złotym pasem, szybko jak strzała pobiegł przez ogród w stronę wielkiej kuli przedstawiającej Ziemię. Odbił się lekko od ścieżki i wylądował dokładnie na biegunie północnym.

— Rodandandron! My, lotokoty, jesteśmy wszędzie, wszystko widzimy i słyszymy. Dotarły do nas wieści, że tu, na Ganimedzie, ktoś z rozbitym nosem potrzebuje pomocy!

— Danek! — wrzasnął stosownie do okoliczności Irek. Stosownie do okoliczności, ponieważ w gruncie rzeczy wcale się nie zezłościł.

— Czy nie zechciałbyś łaskawie przywitać się także ze mną? — obok Szeherezady stanął ktoś, kto zapewne pragnął uchodzić za okrutnego, leśnego rozbójnika z dawnych wieków i komu nawet by się to udało, gdyby kiedykolwiek mógł istnieć okrutny zbójca o przepoczciwej twarzy dziadka Wiktora.

— Olga! Tato! Danek! — z barwnego tłumu wypadł doktor Skiba.

— Wyruszyliśmy już dzisiaj — mówiła mama, po zakończeniu ceremonii powitalnych — bo jutro będzie tu zbyt duży tłok. Tylko z Marsa przyleci dziesięć statków. Naukowcy, reporterzy, speleolodzy i licho wie, kto jeszcze. Ale nam pozwolili wystartować wcześniej. Pan Kozula zachował nasz przyjazd w tajemnicy, bo chciał wam zrobić niespodziankę. Zresztą rozumiem go doskonale. Matka bohatera i odkrywcy, o którym mówi cały świat, może być z pewnością główną atrakcją nawet najwspanialszego balu! — obrzuciła słuchaczy dumnym spojrzeniem, po czym, nie mogąc się powstrzymać, parsknęła śmiechem.

— Pewnie, że tak! — krzyknął rozochocony gospodarz gwiaździńca. — Ale na tym nie koniec atrakcji! Zapraszam na seans pod tytułem: „Kosmiczne dyski i ganimedzka galeria malarstwa jaskiniowego”.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Bal na pięciu księżycach»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Bal na pięciu księżycach» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


libcat.ru: книга без обложки
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Prosto w gwiazdy
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - W połowie drogi
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Tylko cisza
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Pierwszy Ziemianin
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Operacja Wieczność
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Messier 13
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Królowa Kosmosu
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Strefy zerowe
Bohdan Petecki
Отзывы о книге «Bal na pięciu księżycach»

Обсуждение, отзывы о книге «Bal na pięciu księżycach» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x