— Z nim już koniec, Leisho. A ty szybko się pozbierasz.
* * *
Alice zostawiła synka w Kalifornii, pod opieką mężczyzny, który od dwóch lat był jej mężem. Nazywał się Beck Watrous, prowadził firmę budowlaną. Poznali się, kiedy pracowała jako kelnerka w kurorcie na Sztucznych Wyspach. Beck zaadoptował Jordana, synka Alice.
— Zanim go poznałam, przeżyłam niezłe piekło — mówiła Alice tym swoim nieobecnym głosem. — Czy wiesz, że kiedy chodziłam w ciąży z Jordanem, marzyłam, że będzie Bezsenny? Tak jak ty. Śniłam o tym każdej nocy, a co rano budziłam się i dopadały mnie mdłości z powodu dziecka, które miało być tylko takim samym głupim nikim jak ja. Zamieszkałam z Edem — w Pensylwanii, pamiętasz? Raz mnie odwiedziłaś. Zostałam z nim jeszcze przez dwa lata. Czułam się szczęśliwa, kiedy mnie bił. Żałowałam, że tato tego nie widzi. Ed przynajmniej mnie dotykał.
Leisha jęknęła.
— Zostawiłam go w końcu, bo bałam się o Jordana. Pojechałam do Kalifornii i przez rok nic tylko się objadałam. Doszłam do osiemdziesięciu sześciu kilogramów. — Alice miała, jak oceniała Leisha, jakiś metr sześćdziesiąt dwa. — Potem wróciłam do domu, żeby zobaczyć się z matką.
— Nic mi nie powiedziałaś — odezwała się Leisha. — Wiedziałaś, że żyje i nic mi nie powiedziałaś.
— Większość życia spędza na odwyku — odrzekła Alice z brutalną szczerością. — Na pewno nie chciałaby się z tobą spotkać. Ale ze mną się spotkała. Rzuciła się mi na szyję i zaczęła obśliniać swoją „prawdziwą córkę”, aż w końcu porzygała mi się na sukienkę. Kiedy się od niej odsunęłam i przyjrzałam tej sukience, zrozumiałam, że należało na nią narzygać — taka była brzydka. Demonstracyjnie brzydka. A ona zaczęła wykrzykiwać, jak to tato zrujnował jej życie, zrujnował moje, a wszystko przez ciebie. I wiesz, co wtedy zrobiłam?
— Co? — spytała Leisha drżącym głosem.
— Poleciałam z powrotem do domu, spaliłam wszystkie moje ciuchy, znalazłam pracę, zapisałam się do szkoły i straciłam dwadzieścia pięć kilo.
Siostry siedziały przez chwilę w milczeniu. Za oknem rozciągało się pogrążone w ciemności jezioro, nie rozświetlone ani światłem księżyca, ani blaskiem gwiazd. Nagle Leisha wzdrygnęła się, a Alice poklepała ją po ramieniu.
— Powiedz mi… — zaczęła Leisha, ale jakoś nie przychodziło jej do głowy nic, o co mogłaby zapytać. Chciała jedynie słyszeć pośród ponurych ciemności głos Alice, ten głos, teraz tak łagodny i nieobecny, któremu nie mógł już zaszkodzić wysoce szkodliwy fakt istnienia Leishy. Jej istnienie jako źródło destrukcji… — Powiedz mi coś o Jordanie. Ma pięć lat, prawda? Jaki jest?
Alice odwróciła głowę, żeby spokojnie popatrzyć jej w oczy.
— Jest zwyczajnym, szczęśliwym chłopcem. Zupełnie zwyczajnym.
* * *
Camden zmarł tydzień później. Po pogrzebie Leisha próbowała zobaczyć się z matką, która przebywała w Centrum dla Nadużywających Alkoholu i Narkotyków w Brookfield. Powiedziano jej, że Elizabeth Camden nie widuje się z nikim oprócz swej jedynej córki, Alice Camden Watrous.
Susan Melling, w ciężkiej żałobie, odwiozła Leishę na lotnisko. Zręcznie i uparcie zadawała jej mnóstwo pytań o studia, o „Przegląd”, o Harvard. Leisha odpowiadała monosylabami, ale Susan nie dawała za wygraną i wymuszała odpowiedzi: kiedy Leisha podejdzie do końcowego egzaminu, czy prowadzi już jakieś rozmowy w sprawie pracy? Stopniowo Leisha zaczęła wydobywać się z odrętwienia, w jakie popadła, kiedy trumna ze zwłokami zjechała w głąb ziemi. Zdała sobie sprawę, że uporczywe wypytywanie wypływało z życzliwości i troski.
— Poświęcił wielu ludzi — odezwała się nagle.
— Nie mnie — odrzekła Susan. — Co najwyżej wtedy, kiedy zrezygnowałam z badań, żeby mu pomóc. Roger nie darzył zbytnim szacunkiem tych, co się poświęcają.
— Czy bardzo się mylił? — Pytanie zabrzmiało bardziej rozpaczliwie niż mogła się spodziewać.
— Nie, nie mylił się. — Susan uśmiechnęła się smutno. — Nie powinnam była rzucać pracy. Potem przez długi czas nie mogłam dojść do siebie.
To on tak niszczy ludzi, zakołatało w głowie Leishy. Czy to Susan? A może Alice. W tej chwili nie potrafiła sobie przypomnieć. Znów widziała ojca w oranżerii; przesadzał uwielbiane egzotyczne kwiaty.
Była zmęczona. Zwykłe postresowe zmęczenie mięśni — wiedziała, że dwudziestominutowy relaks postawi ją na nogi. Oczy, nieprzywykłe, piekły od łez. Oparła głowę o zagłówek fotela i przymknęła powieki.
— Mam ci coś do powiedzenia, Leisho.
Leisha otworzyła oczy.
— Chodzi o testament?
Susan uśmiechnęła się kwaśno.
— Nie. Ty chyba nie masz żadnych wątpliwości co do celowości takiego rozdziału majątku, prawda? Tobie taki podział wydaje się pewnie uzasadniony. Ale nie o to chodzi. Zespół badawczy Instytutu i Akademii Medycznej z Chicago zakończył już analizę mózgu Berniego Kuhna.
Leisha odwróciła się, żeby spojrzeć w oczy Susan. Zaskoczyła ją wielość uczuć malujących się na jej twarzy. Determinacja, satysfakcja, złość i jeszcze coś, czego Leisha nie była w stanie nazwać.
— Mamy zamiar opublikować wyniki w „New England Journal of Medicine”. Zachowaliśmy szczególną ostrożność — nie było żadnych przecieków do prasy. Ale chciałam ci osobiście powiedzieć o tym, co odkryliśmy, więc się przygotuj.
— Mów — rzuciła Leisha. Czuła dziwny ucisk w piersiach.
— Pamiętasz, jak kiedyś wzięliście interleukin-1, żeby zobaczyć, jak to jest, kiedy się śpi? Mieliście wtedy po szesnaście lat.
— Skąd o tym wiesz?
— Byliście obserwowani znacznie baczniej niż się wam wydaje. Pamiętasz, że bolała cię wtedy głowa?
— Tak. — Ją i Richarda, Tony’ego i Carol, Brada i Jeanine… Jeanine porzuciła łyżwiarstwo, kiedy została zdyskwalifikowana przez narodowy Komitet Olimpijski. Była teraz przedszkolanką w Butte w Montanie.
— Chciałam z tobą pomówić właśnie o interleukinie-1. A przynajmniej między innymi. Należy on do sporej grupy substancji, które pobudzają system immunologiczny. Stymulują produkcję przeciwciał, zwiększają aktywność białych ciałek krwi i innych substancji wzmacniających odporność. Zwykli ludzie otrzymują dawki IL-1 podczas snu wolnofalowego. To oznacza, że ich… że nasz… że podczas snu nasz system immunologiczny odbiera dodatkowe bodźce pobudzające. Jedno z pytań, jakie my, lekarze, zadawaliśmy sobie od samego początku, brzmiało: czy dzieci, które nigdy nie śpią i nie otrzymują dawek IL-1, będą częściej chorować.
— Nigdy nie chorowałam — wtrąciła Leisha.
— Owszem, chorowałaś. Przeszłaś wietrzną ospę i kilka drobnych przeziębień pod koniec czwartego roku życia — wyliczyła precyzyjnie Susan. — Ale ogólnie rzecz biorąc, byliście dosyć zdrową gromadką. Tak więc nam, naukowcom, pozostała teoria alternatywna: że wzmożona aktywność immunologiczna wywołała zwiększającą się w czasie snu podatność na infekcje. Prawdopodobnie wiąże się ona w jakiś sposób z fluktuacją temperatury ciała w czasie snu paradoksalnego. Innymi słowy, sen wywołuje wzmożoną podatność na infekcje, której muszą przeciwdziałać takie endogeniczne pyrogeny jak IL-1. Skoro sen stanowił problem, to jego rozwiązaniem były substancje pobudzające system immunologiczny. Gdyby nie sen, taki problem w ogóle by nie zaistniał. Rozumiesz, o czym mówię?
— Tak.
— Oczywiście, że rozumiesz. Głupie pytanie. — Susan odgarnęła włosy z twarzy. Przy skroniach zaczynały siwieć. Za uchem miała drobniutką plamkę przebarwienia.
Читать дальше