Skuter lalecznika był już kilka stóp od niego. Nessus powiedział coś głośno w języku, w którym mówił ogolony dyrygent chóru: w świętym języku Inżynierów.
Dziewczyna nie odpowiedziała, ale… No, trudno to było nazwać uśmiechem, w każdym razie kąciki jej ust uniosły się lekko ku górze, zaś w oczach pojawiła się iskierka ożywienia.
Nessus zaczął od małej mocy. Od bardzo małej mocy.
Odezwał się ponownie i tym razem uzyskał odpowiedź. Jej głos był chłodny i melodyjny, zaś jeśli dla Louisa brzmiał zimno i władczo, to nie stanowiło to dla niego zaskoczenia, bo właśnie czegoś takiego się spodziewał.
Głos lalecznika momentalnie upodobnił się do głosu dziewczyny.
Po czym nastąpiła lekcja języka.
Nie było szans, żeby dla Louisa, balansującego niepewnie nad koszmarną przepaścią, ta lekcja nie była po prostu nudna. Od czasu do czasu wychwytywał jakieś słowo, nie mając oczywiście pojęcia, co może oznaczać. W pewnej chwili dziewczyna rzuciła Nessusowi pomarańczowy owoc; ustalili, że nazywa się „thrumb”. Nessus zatrzymał go. Nagle jego rozmówczyni wstała i wyszła.
— I co? — zapytał Lotus.
— Pewnie znudziło jej się — powiedział Nessus. — W każdym razie, nic na ten temat nie powiedziała.
— Umieram z pragnienia. Czy mókłbym skosztować tego thrumba?
— „Thrumb” oznacza tylko kolor lego skóry, Louis.
Lalecznik skierował swój pojazd z powrotem do Louisa i wręczył mu owoc.
Louis odważył się na oswobodzenie tylko jednej ręki. Oznaczało to, że grubą skórę będzie musiał odedrzeć niemal wyłącznie przy użyciu zębów. Zrobił to, a potem wgryzł się w soczysty miąższ. Była to najsmaczniejsza rzecz, jaką od dwustu lat miał w ustach.
— Wróci? — zapytał, kiedy już prawie skończył.
— Miejmy nadzieję. Działałem taspem bardzo delikatnie, żeby uwarunkować ją na poziomie podświadomości. Będzie jej tego brakowało. Uzależnienie będzie się pogłębiało za każdym razem, kiedy mnie zobaczy. Louis, czy nie powinniśmy raczej skierować jej uczuć na ciebie.
— Nie ma nawet mowy. Ona myśli, że jestem tubylcem, dzikusem. Przy okazji nasuwa się pytanie, kim jest ONA?
— Nie wiem. Nie starała się tego ukryć, ale też nic na ten temat nie mówiła. Zresztą, jeszcze za słabo znam język. Przynajmniej na razie.
Nessus wylądował, żeby zbadać dolną część pomieszczenia. Odcięty od interkomu Louis próbował zerkać w dół i zobaczyć, co robi lalecznik, ale po pewnym czasie zrezygnował.
Dużo później usłyszał kroki. Tym razem bez dzwoneczków.
— Nessus! — krzyknął, przyłożywszy do ust złożone dłonie.
Dźwięk odbił się kilkakrotnie od ścian, żeby skoncentrować się w dnie lejowatej studni. Lalecznik podskoczył, jednym susem zajął miejsce w swoim skuterze i wystartował, a właściwie poleciał w górę niczym bańka powietrza. Widocznie zostawił pracujący silnik, żeby przeciwstawić się działaniu pola, a teraz po prostu go wyłączył.
Kiedy kroki zatrzymały się nad nimi, unosił się, jakby nigdy nic, wśród metalowego śmiecia.
— Nieżas! Co ona robi? — wyszeptał Louis.
— Cierpliwości. Trudno, żeby uzależniła się całkowicie od jednego razu.
— Niechże wreszcie dojdzie do tych twoich pustych, bezmózgich głów, że nie dam rady utrzymywać równowagi w nieskończoność!
— Musisz. Jak mogę ci pomóc?
— Wody. — Louis nie był pewien, czy ma jeszcze w ustach język, czy raczej dwujardowy, zwinięty pas flaneli.
— Chce ci się pić? Ale jak mam ci podać wodę? Jeżeli odwrócisz głowę, możesz stracić równowagę.
— Wiem. Nie musisz mi przypominać. — Ciałem Louisa wstrząsnął dreszcz. To śmieszne, żeby stary wyga kosmiczny tak bardzo bał się wysokości. — Co z Mówiącym?
— Niepokoję się o niego. Już od dawna jest nieprzytomny.
— Nieżas…
Kroki.
Chyba cierpi na manię przebierania się, pomyślał Louis. Tym razem miała na sobie jakąś bogato pofałdowaną szatę w zielone i pomarańczowe plamy. Podobnie jak jej poprzednie stroje, tak i ten nie pozwalał nawet domyśleć się kształtu jej ciała.
Uklękła na skraju platformy obserwacyjnej, przyglądając się im z chłodną uwagą. Louis bez najmniejszego poruszenia czekał na dalszy rozwój wypadków.
Jej twarz złagodniała, oczy rozmarzyły się, a kąciki ust powędrowały do góry.
Nessus odezwał się jako pierwszy.
Zdawała się zastanawiać. Potem powiedziała coś, co można było uznać za odpowiedź.
Po czym wyszła.
— I co?
— Musimy zaczekać.
— Mam już dosyć tego czekania.
Niespodziewanie skuter lalecznika ruszył do przodu i w górę, żeby po chwili stuknąć w krawędź platformy obserwacyjnej niczym przybijająca do nabrzeża łódka.
Nessus zgrabnie zeskoczył na brzeg.
Dziewczyna wyszła mu na spotkanie. To, co trzymała w lewej dłoni musiało być bronią, ale drugą ręką dotknęła jedne, z jego głów i po chwili wahania pogładziła go delikatnie po karku.
Nessus wydał odgłos rozkoszy i zachwytu.
Odwróciła się i zaczęła wchodzić po schodach. Nie spojrzała za siebie ani razu. Przyjęła pewnie, że Nessus ruszy za nią jak pies. Tak też uczynił.
Dobrze, pomyślał Louis. Bądź przymilny. Bądź grzeczny. Zdobądź jej zaufanie.
Kiedy odgłosy ich nieskoordynowanych stąpnięć znikły w oddali, w komorze więziennej zrobiło się cicho jak w opustoszałym grobowcu.
Skuter Mówiącego unosił się w odległości jakichś trzydziestu stóp. Spod zielonych balonów wyglądała zabandażowana dłoń i pomarańczowa twarz o zamkniętych oczach. Louis nie miał żadnej możliwości, żeby się do niego zbliżyć. Kzin mógł już od dawna nie żyć.
Wśród zalegających podłogę kości znajdował się przynajmniej tuzin czaszek. Kości, niemal namacalna starość, przerdzewiały metal i cisza. Louis trzymał się kurczowo swego skutera, czekając, kiedy opuszczą go siły.
Był pogrążony w płytkie, drzemce, kiedy poczuł, że coś się dzieje. Skuter zakołysał się…
Życie Louisa zależało od tego, czy uda mu się zachować równowagę. Jej chwilowe zachwianie wywołało u niego panikę. Rozejrzał się w popłochu dookoła, poruszając tylko oczami.
Nieruchome wraki otaczały go nadal ze wszystkich stron. Coś się jednak poruszało…
Jakiś pojazd zakołysał się, zajęczał i poleciał w górę.
Hę?
Nie. Wylądował na dachu jednej z cel. Jeden po drugim czyniły to kolejne wraki.
Skuter Louisa przekręcił się w jakimś zawirowaniu pola elektromagnetycznego i ciężko uderzył bokiem w twardą powierzchnię. Lotus momentalnie zwolnił uchwyt zaciśniętych dłoni i odtoczył się o kilka stóp.
Próbował wstać na nogi, ale nie mógł. Nie potrafił zachować równowagi . Jego ręce były wykręconymi przez ból, bezużytecznymi szponami. Dysząc ciężko leżał na boku, myśląc, że i tak jest już pewnie za późno. Skuter kzina musiał przy lądowaniu zmiażdżyć wiszącego pod nim Mówiącego.
Leżał nawet niedaleko od niego, przewrócony na bok.
Dopełznięcie do niego zajęło Louisowi sporo czasu. Kzin oddychał, ale był nieprzytomny. Ciężar skutera nie złamał mu karku, prawdopodobnie dlatego, że Mówiący nie miał niczego w tym rodzaju.
Louis z trudem wyciągnął zza paska laser i przekłuł więżące kzina balony.
I co teraz?
Przypomniał sobie, że umiera z pragnienia.
Jednocześnie jakby przestało mu się kręcić w głowie. Wstał i na glinianych nogach ruszył w poszukiwaniu jedynego pewnego źródła wody, jakie przychodziło mu w tej chwili na myśl.
Читать дальше