— Na jakiej podstawie ocenialiście jego wytrzymałość? — zapytał Mówiący-do-Zwierząt.
— Analiza widma i inne dokładne pomiary pozwoliły nam ustalić różnice względnych prędkości. Pierścień obraca się wokół swego słońca z szybkością 770 mil na sekundę, dzięki temu wytwarza się siła przeciwdziałająca przyciąganiu gwiazdy, a także dodatkowe przyśpieszenie rzędu 9.94 metra na sekundę. To chyba oczywiste, że konstrukcja wytrzymująca tak olbrzymie naprężenia musi mieć wręcz niezwykłą wytrzymałość!
— Siła ciężkości — powiedział z zamyśleniem Louis.
— Nic innego.
— Nieznacznie mniejsza niż na Ziemi. Tam ktoś mieszka, na wewnętrznej powierzchni Hoooo… — ocknął się, czując, jak jeżą mu się włoski na plecach. Zapadła cisza, w której słychać było wyraźnie świst tnącego powietrze ogona Mówiącego-do-Zwierząt.
Nie po raz pierwszy ludzie natrafili na lepszych od siebie. Jak do tej pory, mieli szczęście…
Niespodziewanie Louis wstał z miejsca i podszedł do zajmującej połowę kopuły projekcji. Nic z tego. Pierścień oddalał się przed nim, aż wreszcie Louis dotknął gładkiej ściany. Ale zdołał dostrzec pewien szczegół, na który do tej pory nie zwrócił uwagi: błękitna wstążka była poszatkowana regularnie rozmieszczonymi, prostokątnymi plamami cienia.
— Możecie dać lepszy obraz?
— Możemy go powiększyć.
Gwiazda ruszyła prosto na Louisa, by minąć go po prawej stronie i zniknąć. Teraz widział już tylko oświetloną, wewnętrzną powierzchnię pierścienia. Chociaż obraz był bardzo niewyraźny, można się było domyśleć, że jasne, prawie białe obszary to chmury, ciemnoniebieskie to ląd, a jasnoniebieskie — oceany.
I cienie; długi pasek błękitu, krótki pasek cienia, długi pasek błękitu… i od nowa. Kropki i kreski.
— Te cienie nie biorą się znikąd — mruknął. — Coś na orbicie?
— Zgadza się. Dwadzieścia obiektów w kształcie prostokąta ustawionych na bliskiej orbicie w rozetę Kemplerera. jeszcze nie znamy ich przeznaczenia.
— I nie poznacie. Zbyt długo jesteście bez swojego słońca. Dzięki tym prostokątom na pierścieniu występuje cykl dzień-noc. Inaczej cały czas byłoby południe.
— Sam widzisz, dlaczego jest nam niezbędna wasza pomoc. Patrzycie na wszystko z innego punktu.
— Uhm. Jak duży jest pierścień? Dokładnie go zbadaliście? Wysyłaliście jakieś sondy?
— Badaliśmy go najdokładniej, jak to było możliwe bez zmniejszania naszej prędkości i bez zwracania na siebie uwagi. Rzecz jasna, nie wysyłaliśmy żadnych sond.
Musiałyby być sterowane hiperfalą, a to mogłoby zdradzić nasze położenie.
— Przecież wyśledzenie źródła fali nadprzestrzennej jest nawet teoretycznie niemożliwe!
— Ci, którzy zbudowali pierścień mogą mieć na ten temat inną teorię.
— Hm.
— Badaliśmy pierścień przy użyciu wszystkich dostępnych instrumentów.
— Obraz zaczął się zmieniać, rozbłyskując najróżniejszymi barwami. — Robiliśmy zdjęcia i hologramy we wszystkich zakresach fal elektromagnetycznych. Jeśli cię to interesuje…
— Niewiele na nich widać.
— Rzeczywiście. Zbyt wielkie ugięcie światła w polach grawitacyjnych, do tego dochodzi jeszcze wiatr słoneczny i obłoki pyłu… Nasze teleskopy nie zdołały dostrzec nic więcej.
— Więc w sumie niewiele udało się wam dowiedzieć.
— Powiedziałbym, że raczej sporo. W tym czegoś bardzo dziwnego: pierścień zatrzymuje niemal dokładnie 40 procent neutrinów.
Twarz Teeli wyrażała zwykłe zdziwienie, ale Mówiący-do-Zwierząt aż prychnął ze zdumienia, Louis zaś przeciągle zagwizdał.
To było rzeczywiście coś .
Zwyczajna materia, nawet ta ściśnięta straszliwie w jądrze gwiazdy, nie jest w stanie zatrzymać właściwie żadnego neutrina. Warstwa ołowiu grubości kilku lat świetlnych zatrzymałaby może jedno.
Każdy przedmiot znajdujący się w polu statycznym Slavera odbijał wszystkie neutrina. Podobnie kadłub General Products.
Nic jednak nie zatrzymywało czterdziestu procent neutrinów przepuszczając resztę.
— To coś nowego — przyznał Louis. — Jak duży jest ten pierścień? Ile waży?
— Jego masa w gramach wynosi dwa razy dziesięć do trzydziestej, długość promienia w milach 0.95 razy dziesięć do ósmej, zaś szerokość niecałe dziesięć do szóstej.
Louis nie bardzo radził sobie z abstrakcyjnymi potęgami dziesięciu, więc postanowił przetłumaczyć je na liczby bardziej przemawiające do wyobraźni.
Jego skojarzenie z ustawioną na krawędzi kolorową wstążką okazało się jak najbardziej słuszne. Średnica pierścienia wynosiła ponad dziewięćdziesiąt milionów mil — długość jakieś sześćset milionów, obliczył szybko w pamięci — zaś jego szerokość od krawędzi do krawędzi niecały milion mil. Waży trochę więcej od Jowisza.
— To niezbyt dużo — zauważył na głos. — Coś tak ogromnego powinno chyba mieć masę sporego słońca.
— To tak, jakby kazać miliardom istot żyć na powierzchni nie grubszej od folii aluminiowej — dodał kzin.
— Jest niezupełnie tak, jak mówicie — odparł lalecznik. — Gdyby konstrukcja pierścienia była wykonana z takiego samego metalu, jak kadłuby naszych statków, miałby on pięćdziesiąt stóp grubości.
Pięćdziesiąt stóp? Trudno było w to uwierzyć.
Teela, z osami utkwionymi w suficie, poruszała szybko ustami.
— Zgadza się — powiedziała wreszcie. — Tylko… po co to wszystko? Na co komuś było potrzebne?
— Dla przestrzeni.
— Przestrzeni?
— Dla przestrzeni życiowej — powtórzył z naciskiem Louis.
Tylko o to chodziło, o nic więcej. Sześćset bilionów mil kwadratowych powierzchni to trzy miliony razy więcej niż wynosi powierzchnia Ziemi. To tak, jakby zrobić w skali 1:1 mapy trzech milionów planet i połączyć je krawędziami. Trzy miliony planet, do których można dojść na piechotę! To musi rozwiązać każdy problem ludnościowy.
A ten ich musiał być rzeczywiście nielichy! Nie robi się czegoś takiego z nudów ani dla przyjemności.
— Właśnie — wtrącił się kzin. — Chiron, czy przeszukaliście pobliskie systemy w poszukiwaniu podobnych pierścieni?
— Tak, ale…
— … nie znaleźliście żadnego. Tak myślałem. Gdyby mieli napęd nadprzestrzenny, zasiedliliby inne układy. Nie potrzebowaliby wtedy pierścienia. Dlatego właśnie jest tylko ten jeden.
— Zgadza się.
— No, to już lepiej. Więc przynajmniej pod jednym względem mamy nad nimi przewagę. — Kzin zerwał się ze swego miejsca. — Czy mamy zbadać powierzchnię pierścienia?
— Lądowanie może okazać się zadaniem zbyt ryzykownym… ,
— Nonsens. Musimy przecież wypróbować statek, który dla nas przygotowaliście. Czy jego systemy lądowania są wystarczająco uniwersalne? Kiedy możemy wyruszyć?
Z obydwu gardeł Chirona wydobył się nieskoordynowany, zdumiony gwizd.
— Jesteś chyba szalony! Zastanów się, jaką potęgą muszą dysponować ci, na których dzieło patrzysz!
Przy nich nawet moja rasa wygląda jak zbieranina barbarzyńców.
— Albo tchórzy.
— Jak sobie chcesz. Obejrzycie wasz statek, kiedy tylko wróci ten, którego nazywacie Nessusem. Przedtem musicie jeszcze dowiedzieć się wielu rzeczy.
— Nadużywasz mojej cierpliwości — powiedział kzin, ale usiadł na swoim miejscu.
Ty kłamco, pomyślał Louis. Świetnie to zagrałeś. Jestem z ciebie dumny: On sam czuł w żołądku nieprzyjemny ucisk. Błękitna wstążka wisiała między gwiazdami, a człowiek po raz kolejny spotkał lepszych od siebie.
Читать дальше