Nancy Kress - Żebracy na koniach

Здесь есть возможность читать онлайн «Nancy Kress - Żebracy na koniach» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1998, ISBN: 1998, Издательство: Prószyński i S-ka, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Żebracy na koniach: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Żebracy na koniach»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Nancy Kress, jedna z czołowych współczesnych pisarek science fiction, stworzyła jak dotąd cały szereg prowokujących i nagradzanych opowiadań oraz powieści. Na wyżyny sukcesu wspięła się dzięki trylogii
. Pierwsza jej część, nagrodzona Hugo i Nebulą to
. Ich kontynuacją jest książka
. Obie części przyjęto z entuzjazmem i obsypywano pochwałami.
pisał: „…radość czytania dzieła SF, które emanuje oryginalnością”. A także: „Znakomitym osiągnięciem Kress jest to, że postęp naukowy i ludzki idealizm, które są od zawsze siłą napędową najlepszych dzieł SF, pozostają w ścisłym związku z pełnym namiętności bałaganem, jakim jest życie…” Trylogię kończy powieść
. Autorka zajmuje się w niej problemami sił napędowych ewolucji, inżynierią genetyczną, konfliktami społecznymi i klasowymi oraz przedstawia nam problemy, z którymi ludzkość będzie borykać się w tym i w przyszłym stuleciu.

Żebracy na koniach — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Żebracy na koniach», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

I najwyraźniej Jackson w końcu zadzwonił, bo Vicki gdzieś zniknęła. Czy jest we wspaniałym domu Jacksona we Wschodnim Manhattanie? Czy w Kelvin-Castner w Bostonie? Lizzie nie miała pojęcia.

Ale najgorszy był Dirk.

— Patrz Dirk, wiewiórka!

Tego popołudnia wzięła go na chwilę, ubranego w ciepły zimowy kombinezonik, do jeszcze bezlistnego, kwietniowego lasu. Spod jasnoczerwonego kołnierzyka wymykały się na czoło ciemne kędziorki grzywki. Przez cały króciutki spacer Dirk chował głowę na ramieniu Lizzie i nie chciał za nic podnieść oczu.

— Popatrz na wiewiórkę. Kić, kić!

Małe stworzonko przycupnęło dwadzieścia metrów od nich, popatrzyło na nich badawczo, potem przysiadło na tylnych nogach, zawijając z tyłu puszysty ogonek. Podniosło z ziemi orzeszek i zaczęło go ogryzać: niewielka główka podskakiwała zabawnie nad wzniesionymi łapkami. Dirk spojrzał i rozwrzeszczał się z przerażenia.

— Przestań! Przestań, do cholery! — krzyknęła z kolei Lizzie, ale zaraz zreflektowała się i przestraszyła. Co ona wyprawia? Przecież Dirk nic na to nie poradzi! Przytuliła go mocno i pobiegła z powrotem do budynku. Annie podniosła wzrok znad swojej makatki.

— Lizzie! Gdzieś ty wlokła to dziecko, co?

— Na pieprzony spacer! — Znów była wściekła, bo Dirk, w znanym sobie otoczeniu, zaraz się uspokoił. Na podłodze zobaczył klocki, które zrobił dla niego Billy — te same klocki, którymi zawsze bawił się o tej porze po południu — więc zaczął wierzgać, żeby Lizzie położyła go na ziemi.

— Ty mi się tu nie wyrażaj — skarciła ją Annie. — No, chodź do babci, Dirk, czas na klocki, co? Chodź do babci.

Dziecko zupełnie ucichło. Zadowolone, zaczęło układać klocki, jedne na drugich. Annie uśmiechnęła do niego. Lizzie ogarnęła rozpacz.

— Gdzie ty znowu idziesz, dziecko? — zapytała Annie. — Usiądźże i porozmawiaj ze mną trochę.

— Idę na dwór.

Ciemne oczy Annie wypełnił niepokój.

— Nie, lepiej zostań. Lizzie, siądź sobie tutaj ze mną i z Dirkiem…

Lizzie wypadła pędem za drzwi.

Zza szarych chmur zaczęło wyglądać słońce. Zaczęła iść bez celu przed siebie — dokądkolwiek, byle dalej od tej spokojnej, bezpiecznej rutyny, którą zostawiła za sobą. Która będzie się tak ciągnęła dzień za dniem, aż wszyscy wymrą.

Maszerując ścieżką na szczyt góry, kopała od czasu do czasu gałązki postrącane z drzew przez zimowe wiatry. Czy ta ścieżka będzie coraz rzadziej uczęszczana, jeśli nie weszła w skład czyichś codziennych rytuałów? Czy ten neurofarmaceutyk będzie się rozprzestrzeniał? Może i ona, Lizzie, zarazi się któregoś dnia, jeśli nadejdzie druga fala. I nawet nie będzie jej to przeszkadzać — to właśnie jest w tym wszystkim najgorsze. Będzie taka jak Annie — wdzięczna, że jest bezpiecznie i spokojnie.

Lizzie przystanęła i trzasnęła z całej siły w młodą brzózkę. Nie. Ma osiemnaście lat i nie może tak po prostu się poddać. Nigdy dotąd się nie poddała, przez całe swoje życie. Musi być coś, czym mogłaby się zająć. Po prostu musi.

Ale co?

Nie mogła zacząć szukać antidotum — tym zajmowali się już Jackson, Vicki i Thurmond Rogers. Nie może zorganizować następnych wyborów — kiedy wszyscy są tacy, nie ma szans, żeby przekonać ludzi, że władzę trzeba oddać w ręce Amatorów. To wszystko jakoś dobrze się złożyło dla kandydata Wołów!

Czy to właśnie dlatego tak się zdarzyło? Czy to Donald Serrano zorganizował ten nowy farmaceutyk — „przede wszystkim bezpiecznie” — żeby Woły mogły wygrać wybory? Ale przecież Jackson mówił, że to jakiś zupełnie nowy neurofarmaceutyk, którego nie może wyeliminować nawet czyściciel komórek, bo sprawia, że organizm zmienia na stałe zestaw protein, które sam wytwarza. Nikt nie chciałby marnować czegoś takiego na mało istotne wybory nadzorcy okręgowego w Willoughby.

Chyba że go po prostu testują. Chyba że kto go na razie testuje?!

To rozumowanie prowadzi donikąd! Jest za głupia, żeby móc się czegoś domyślić. Co ona sobie wyobraża: że jest Mirandą Sharifi?

Jest Lizzie Francy, i tyle. Najlepszym szperaczem komputerowym w kraju. A może nawet na całym tym cholernym świecie!

Dobra, dobra — szydziła sama z siebie — skoro jest takim wystrzałowym szperaczem, to czemu nie szpera? Po co sterczy tu, w tym kwietniowym lesie, i obija malutkie drzewka, kiedy powinna zająć się tą jedną cholerną rzeczą, którą naprawdę potrafi? Najpierw powinna chronić się przed wchłonięciem neurofarmaceutyku — a to znaczy, że musi znaleźć sobie jakieś mieszkanie poza obozem. W górach jest pełno porzuconych chat. Inne plemiona tu nie wrócą, dopóki nie zrobi się cieplej, co nastąpi za parę miesięcy. Będzie wystarczająco bezpieczna. Może wziąć zapasowy stożek Y i swój terminal, a potem siedzieć przy nim przez osiemnaście godzin na dobę, szukając odpowiedzi w sieci.

Bez Dirka?

Stanowczy krok Lizzie na chwilę zgubił rytm. Nie może go zabrać. Inaczej przez cały czas będzie płakał ze strachu przed nowym otoczeniem. A ona przez cały czas będzie musiała się nim zajmować. Nikt jej nie powiedział, kiedy z taką radością zaszła w ciążę, ile dziecko zabiera człowiekowi czasu. Zwłaszcza takie, które raczkuje i wszystko wkłada do buzi. Nie może wziąć Dirka. Będzie musiała zostawić go z Annie i resztą plemienia, tam gdzie jego miejsce, dopóki nie uda jej się znaleźć czegoś, dzięki czemu dowie się, co ma robić, żeby go wyleczyć.

A ona już na pewno to znajdzie. W końcu jest Lizzie Francy. A oni — kimkolwiek są! — nigdy nie dadzą jej rady!

I popędziła przed siebie, z powrotem do obozu.

Znalazła chatę z pianki budowlanej jakieś trzy kilometry od obozu. Wyglądała, jakby zamieszkiwała ją kiedyś rodzina Amatorów — z rodzaju tych upartych, co przed Wojnami o Przemianę woleli mieszkać samotnie na górskim zboczu niż w utrzymywanych przez rząd miastach. Zanim stąd odeszli, większość rzeczy spalili w ogniskach, a resztę zabrali ze sobą. Nie było mebli ani kanalizacji. Lizzie jednak niczego nie potrzebowała. Drzwi nadal szczelnie się zamykały, a plastikowe szyby były nienaruszone. W lesie płynął potok.

Najpierw wygnała z kątów zwierzęta: szopa, węża, świeżo wyklute pająki. Potem przyniosła stożek Y, swoje posłanie i plastikowy dzban na wodę. Następnie usiadła po turecku na posłaniu, oparła się z plecami o gołą ścianę i zaczęła rozmawiać ze swym terminalem.

Zaczęła — bo przecież musiała od czegoś zacząć — od Donalda Serrano. Nowy nadzorca okręgowy sprawował swój urząd mniej więcej tak samo jak świętej pamięci Harold Winthrop Wayland. Staranne badania Lizzie nie potwierdziły powiązań Serrano — osobistych lub finansowych — z jakąkolwiek firmą farmaceutyczną. Jeśli takie powiązania rzeczywiście istniały, Serrano umiał ukryć je lepiej, niż Lizzie potrafiła szperać. A to raczej mało prawdopodobne.

Następnie sprawdziła główne kompanie biotechniczne. To było znacznie trudniejsze. Nie chciała, żeby ktoś znalazł ją po śladach. Złamanie wszystkich kodów zabezpieczających i dobranie się do banków danych zabrało jej całe tygodnie mozolnej pracy. Korzystała z fantomowych badaczy, których konstruowała w przypadkowo wybranych systemach innych ludzi. Badacze ci z kolei sami konstruowali skomplikowane programy z klonów, penetratorów, szyfrów i ślepych uliczek. Lizzie chowała zrabowane w ten sposób pliki w jeszcze innych, znów przypadkowo wybranych systemach, do których dostęp miała tylko przez fantomy. Zachowywała najwyższą ostrożność.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Żebracy na koniach»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Żebracy na koniach» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Żebracy na koniach»

Обсуждение, отзывы о книге «Żebracy na koniach» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x