Harry Harrison - Stonehenge, Zagłada Atlantydy

Здесь есть возможность читать онлайн «Harry Harrison - Stonehenge, Zagłada Atlantydy» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Poznań, Год выпуска: 1997, ISBN: 1997, Издательство: Rebis, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Stonehenge, Zagłada Atlantydy: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Stonehenge, Zagłada Atlantydy»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Książę Ason z Myken, Egipcjanin Iteb i Aias z Byblos, uciakając z Atlantydy przed wybuchem wulkanu i przed Atlantydami, dostają się na wyspę Yerni, dzisiejszą Wielką Brytanię.
Niespodziewane pojawienie się ekspedycji Atlantydów sprawia, że uciekinierzy, zaprzyjaźnieni z tubylcami, postanawiają zjednoczyć plemiona Yerni, gdyż tylko wtedy mają one szansę w walce z najeźdźcami. Najlepszym na to sposobem wydaje się zbudowanie potężnego kamiennego symbolu nowych czasów…
Powieść jest efektem współpracy doskonałego pisarza i światowej sławy archeologa. Tak być nie musiało, ale mogło…

Stonehenge, Zagłada Atlantydy — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Stonehenge, Zagłada Atlantydy», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Zainteresowany sprawą Inteb pomógł dziewczynie obrócić łódkę. Była dość lekka, z pozszywanych skór naciągniętych na półkolisty szkielet spleciony z gałązek wierzby. Skóry zostały zaimpregnowane smołą. Obok leżał ładunek: węzełki, kosze i dzbany o szerokich wylotach. Naikeri otworzyła jeden i podała Asonowi. Ten wyciągnął ze środka kiełbasę długą jak jego ręka i niemal równie grubą.

— Mięso! — krzyknął i ugryzł kęs, reszta stłoczyła się obok. Smakowało jak wołowina, wędzona, tłusta wołowina. Delicje. Jedli łapczywie, aż sok ściekał im po brodach. Ledwie zauważyli, że Naikeri odeszła.

Przejrzeli resztę ładunku, popijając słonawą wodę ze skórzanych worków, próbując nawet lepkich kawałków zimnego kleiku owsianego i przecieru z orzechów i jagód. Wszystko smakowało im wyśmienicie. Ostatecznie Inteb i Aias wyciągnęli się na nagrzanym słońcem piasku śmiejąc się i pojękując, gdy nadspodziewanie obfity posiłek torował sobie drogę przez przewód pokarmowy. Ason stał i wpatrywał się w morze. Pierwsza radość już mu przeszła i myślał teraz o tym, co przyniesie najbliższa przyszłość. Więzienie wyspy nie pozwalało snuć planów, liczyło się tylko przetrwanie. Ale to już za nimi. Te dziwaczne łódki muszą być na tyle mocne, by dotrzeć do stałego lądu, bo inaczej Albi nigdy by się tu nie pojawili. Niedługo odpłyną. I Ason dotrzyma słowa, podejmie dzieło, które przysiągł doprowadzić do końca.

Gdy dotrą do tego niegościnnego, ledwie widocznego na horyzoncie brzegu, będzie musiał otworzyć na nowo szczególnie ważną dla Myken kopalnię i pomścić poległych Mykeńczyków.

A wszystko przyjdzie zrobić z jednym tylko Egipcjaninem u boku, który na dodatek nie wie nic o walce oraz z jednym pokrytym bliznami pięściarzem, który woli swe ręce od porządnego oręża. Ason pomacał rękojeść miecza. Ma jeszcze to. Z mieczem w dłoni nie lęka się nikogo. Gdyby Zeus pragnął jego śmierci, to teraz byłby już trupem, jak ci biedacy ze statku. Ale przecież wyszedł na brzeg, a niedługo dotrze do lądu za wodą, do wyspy Yern.

Z mieczem.

Już niedługo te dzikusy dowiedzą się, do czego zdolny jest nawet samotny Mykeńczyk.

4.

Od chwili wypłynięcia łódek na morze Inteba zaczęły męczyć mdłości. Niezgrabne twory z wikliny podskakiwały na falach, kręciły się w kółko, przeciekały. Ładowność miały niewielką, dwóch, góra trzech ludzi. Ason i Aias szybko nauczyli się panować nad łódkami, chociaż pierwsze próby wiosłowania doprowadziły jedynnie do obracania się w miejscu. Obaj zaśmiewali się do łez widząc, jak im kiepsko idzie. Inteb nawet nie dotknął krótkiego wiosła. Ledwie morze zafalowało, wychylił się za burtę i zwrócił cały posiłek. Resztę podróży spędził, leżąc w wodzie na dnie łodzi, jak bezwładny ładunek. Niekiedy służył wioślarzom za podnóżek. W głowie mu się kręciło, ostatecznie zaniknął więc oczy, by nie oglądać wirującego świata.

Pokonanie dystansu między Wyspą Umarłych a zachodnim przylądkiem wyspy Yern zabrało im większość dnia, chociaż wypłynęli wczesnym rankiem. Potem ruszyli powoli wzdłuż wybrzeża, kierując się na wschód. Dniami wiosłowali, o zmierzchu schodzili na ląd, by zjeść coś i przespać noc w obozowiskach służących wyprawom pogrzebowym już od wielu pokoleń. Większość takich miejsc urządzono na plażach u stóp wysokich klifów. Albi byli z natury ostrożni, nieco tajemniczy. Nie kierował nimi zabobonny lęk przed innymi plemionami, ale pragnienie zachowania odrębności. Woleli żyć po swojemu.

Dni płynęły monotonnie, nic tylko ciężka praca i mocny sen w nocy. Nawet Inteb stracił ostatecznie rachubę czasu. Wczesnym popołudniem przybili jednak do brzegu u ujścia szerokiego strumienia.

— Co się dzieje? — spytał Ason, zwracając się do Le-ra, któremu córka pomagała właśnie wysiąść z łodzi.

— Jesteśmy na miejscu. Stąd blisko już do domu.

Łodzie zostały niezwłocznie opróżnione i obrócone. Ładunek rozdzielono między młodsze dziewczyny i dzieci, reszta zaś uniosła plecionki, znikając wewnątrz krągłych szałasów. Aias też chciał ponieść jedną, ale jego propozycja została odrzucona. Ci ludzie uwielbiali stawiać na swoim. Ruszyli ledwo widoczną ścieżką wijącą się wzdłuż strumienia i mknącą w mrocznej ścianie lasu.

Deszcz wisiał w powietrzu od rana i chmury wlokły się nisko, zaczepiając o wierzchołki drzew. Ciemnych, obco wyglądających drzew z ostro zakończonymi liśćmi. W większości były to dęby przeplatane grupami buków i brzozami. Poniżej rosły praktycznie nieprzebyte, splątane i kolczaste krzaki. Ścieżka wiodła trawiastym brzegiem strumienia, omijając najpierw bagna, potem spory kawał lasu. Szli w milczeniu, bez przystanków, dźwigając na plecach ciężary, droga zaś wspinała się coraz wyżej. Minęli mały wodospad i szereg niedużych katarakt, gdzie trzeba było wdrapywać się na skały. Łodzie podawano po prostu z rąk do rąk. Za wodospadem ujrzeli odmienny krajobraz. Miejsce lasu zajęły pola i pastwiska. Ścieżka rysowała się teraz wyraźniej, a w powietrzu unosił się zapach dymu z palonego drewna. Wciąż jednak niewiele było widać, wcześniejsza mgła skropliła się, padał deszcz. Niebawem wszyscy byli przemoczeni i zmarznięci.

Zmierzchało się już, gdy przed nimi wyłonił się wielki kopiec, osobliwa góra wyrosła na płaskim mokradle. Był to kurhan, ale o wiele potężniejszy od tych na wyspie. Wędrowcy obeszli go, potem minęli jeszcze jeden i pojawiły się domy. Spadziste dachy sięgały okapami niemal do ziemi, każdy otoczony był ziemnym wałem. Ściany z obrzuconej gliną plecionki wspierały się na nieokorowanych kłodach. Za domostwami ciągnęły się małe poletka podzielone kamiennymi murkami. Dym dobywał się z otworów pod okapami. Gdy byli już blisko, ktoś gwizdnął przeciągle, kończąc sygnał szczególnym trelem i w drzwiach domów pojawili się ludzie. Ruszyli ku powracającym. Grupa rozeszła się bez pożegnań, każdy w swoją stronę. Ason przystanął i poczekał na Naikeri i Lera.

— Jak daleko stąd do kopalni?

— Kopalni Lycosa? Niedaleko — powiedziała Naikeri. — W pół dnia można dojść i wrócić.

— Ktoś musi mi pokazać drogę.

— Rano. Teraz jest już za późno i pada. Musiałbyś zostać tam na noc, a przy kopalni nie ma się gdzie schronić.

— Chcemy iść teraz.

— Mów za siebie — odezwał się Inteb wysmarkując nos i ocierając twarz dłonią. — Ta podróż trwała tak długo, że jedna noc nie zrobi różnicy. A ja marzę, by siąść przy ogniu.

Ason ruszyłby zaraz, gdyby tylko pokazano mu drogę, ale musiał skapitulować wobec sprzeciwu kompanów. Niechętnie pozwolił, aby Ler zaprowadził go do swego domu, jednego z największych w wiosce. Ogień już płonął, coś gotowało się w glinianym kociołku. Usiedli na niskich, drewnianych ławach przy palenisku, by obeschnąć, zaś stara kobieta podała im miski z kleikiem. Był zupełnie bez smaku, ale ciepły i sycący. Wyjedli go do czysta. Ler wyssał swoją porcję zwrócony twarzą w stronę ognia. Gdy skończył, zażądał, by mu podano coś do picia, i z dziury w podłodze wydobyto wielki, zamknięty garnek. Gospodarz pierwszy zaczerpnął napoju, potem skinął na innych, by też się obsłużyli. Było to sfermentowane mleko, kwaśne i gorzkie, jednak zawierające podobną ilość alkoholu co wino. I podobnie idące do głowy. Dopiero pod własnym dachem, przy łagodzącym smutek napitku, Ler pokazał się niemal takim, jakim był kiedyś.

— Rano pójdziecie do kopalni — powiedział. — Kiedyś była nasza, ale Lycos dał nam tyle prezentów, że pozwoliliśmy mu z niej korzystać. Teraz znów się nią zajmiemy, bo jest tam też miedź.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Stonehenge, Zagłada Atlantydy»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Stonehenge, Zagłada Atlantydy» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Stonehenge, Zagłada Atlantydy»

Обсуждение, отзывы о книге «Stonehenge, Zagłada Atlantydy» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x