David Brin - Stare jest piękne

Здесь есть возможность читать онлайн «David Brin - Stare jest piękne» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Poznań, Год выпуска: 1995, ISBN: 1995, Издательство: Zysk i S-ka, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Stare jest piękne: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Stare jest piękne»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Fizyk Dennis Nuel był pierwszym człowiekiem, który badał dziwne królestwa — światy alternatywne, gdzie panowały nawet inne prawa nauki. Jednak świat, który odkrył Dennis, wydaje się prawie taki sam jak nasz własny, z jedną tylko kłopotliwą różnicą.
Ku swemu zdumieniu Dennis zostaje tam powitany jako czarodziej i okazuje się, że walczy u boku pięknej i władającej przedziwnymi mocami kobiety przeciw tajemniczemu władcy. To tak jakby toczył batalię o rozwiązanie zagadki tego niezwykle tajemniczego świata.

Stare jest piękne — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Stare jest piękne», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Jego ściany były w większości zupełnie przejrzyste, jakby wykonane z najczystszego szkła, lekko zabarwionego, by łagodziło promienie popołudniowego słońca.

Arth powiedział, że ściany rozpoczęły swoje istnienie jako pozszywane płachty papieru i były potem intensywnie zużywane podczas suchych pór roku, aż stały się przezroczyste i odporne na przeciwności pogody. Po wielu latach takich działań były prawdopodobnie lepsze niż jakiekolwiek okna na Ziemi.

W stronę ulicy zwrócone były wystawy, pełne kobiecych i męskich ubrań, narzędzi, naczyń i dywanów. „Nic nowego! Tylko rzeczy stare i używane!” — głosiła dumnie wywieszka.

Wystawy bezustannie się zmieniały. Dennis widział pracowników, zdejmujących przedmioty i zastępujących je innymi. Urządzenie wystaw było oszałamiające. Na realistycznych manekinach udrapowano materiały, wyglądające na znakomite jedwabie i brokaty. Niektóre z ubiorów na Ziemi z pewnością można by sprzedać za niebotyczne ceny.

— Chodźmy — powiedział Arth, szturchając Dennisa. — Nie pomagaj staremu Fixxelowi za darmo.

Dennis potrząsnął głową. Ciągle znajdował się pod urokiem pięknych przedmiotów na wystawie. Potem nagle zrozumiał, co Arth miał na myśli. Roześmiał się głośno, doceniając dowcip. Przez sam fakt patrzenia na towary, przez zachwycanie się ich pięknem, przyczyniał się nieco do ich ulepszenia! Nic dziwnego, że manekiny wyglądały tak realistycznie. Były „zużywane” przez całe pokolenia przechodniów!

Czystej wody naciąganie na darmową pracę!

Jednak Dennis nie mógł się wyzbyć uczucia żalu, że jego kamera przepadła razem z plecakiem. Same projekty ubrań byłyby warte na Ziemi fortunę.

Wskutek nalegań Dennisa przeszli na tył budynku, żeby przyjrzeć się bliżej samej „zużywalni”. Był to duży, kipiący gorączkową pracą plac.

Grupy kobiet i mężczyzn wlewały i wylewały wodę z długiego rzędu najróżniejszych pojemników, kubków i dzbanów. Inni zajęci byli kopaniem dołów w ziemi za pomocą nowych łopat, a następnie ponownym ich zasypywaniem, jeszcze inni cięli na drobne kawałki wielkie kłody drewna, doskonaląc przy tym błyszczące narzędzia.

Na wydzielonej części placu, w na pół wykończonych fotelach i krzesłach, siedzieli opatuleni kilkoma warstwami ubrań mężczyźni i rzucali nożami do celu. Najbardziej prymitywne noże były rzucane w niemal gotowe, błyszczące zbroje.

Nic dziwnego, że nie rozwinęła się tutaj technologia. Specjalizacja była czymś wysoce nieopłacalnym. Pożądana była natomiast sytuacja, w której jedna osoba mogła zużywać trzy lub cztery przedmioty jednocześnie. Koncentracja na wykonywanej pracy, na doskonalonym przedmiocie najwyraźniej była mniej istotna niż fakt ciągłego zużywania tak wielkiej liczby przedmiotów, jak to było możliwe.

Ten plac był odpowiednikiem ziemskiej fabryki, jednak Dennis nie mógł się wyzbyć uczucia, że ta cała praca może okazać się całkowicie daremna. Ogromny wysiłek może zostać zupełnie zmarnowany, jeżeli praca nad przedmiotami ustanie choćby na kilka tygodni czy miesięcy. Każdy z tych produktów pozostawiony sam sobie, prędzej czy później nieuchronnie wróci do swego oryginalnego, prymitywnego kształtu.

„A jednak — myślał Dennis — nie ma tu kopców śmieci, nie ma przestrzeni zarzuconych zużytymi, nikomu niepotrzebnymi rzeczami. Niemal wszystko, co ci ludzie tworzą, w końcu wraca nieustannym cyklem z powrotem do natury”.

Później, w innej części miasta, Arth i Dennis przyglądali się religijnej procesji, przechodzącej przez jeden z głównych placów. Trzej ubrani na żółto kapłani nieśli wraz ze swymi wiernymi wyłożoną poduszkami platformę, na której spoczywał błyszczący miecz. W czterech rogach palankinu osadzone były świeżo odcięte ludzkie głowy.

— Kapłani Mlikkina — powiedział Arth. — Krwiożercze bydlaki. Swoimi krwawymi obrządkami przyciągają nąjpodlejszy element w Zuslik.

Splunął z odrazą.

Dennis zmusił się do patrzenia, chociaż ten ponury widok budził w nim mdłości. Z obserwacji, jakich dokonał w ciągu ostatniego tygodnia wywnioskował, że kapłani prowadzili kampanię, mającą przyzwyczaić mieszkańców miasta do myśli o wojnie i śmierci.

Gdy procesja zatrzymała się obok wzniesionego przy końcu placu podestu, główny kapłan uniósł miecz — wyraźnie produkt trwającej całe pokolenia, codziennej pracy akolitów Mlikkina — wysoko nad głowę i zaczął przemawiać do brudnego i hałaśliwego tłumu, który zebrał się wokół niego. Dennis nie wszystko z jego przemowy słyszał, jednak najwyraźniej ten człowiek nie miał zbyt wysokiego mniemania o „hołocie ze wschodu”. Gdy zaczął rzucać gromy na głowę króla Hymiela, niektórzy spośród wiernych zaczęli spoglądać po sobie nerwowo, jednak nie podniósł się żaden głos protestu.

Duża liczba mieszkańców Zuslik, krzywiąc się z niesmakiem, opuściła plac, zostawiając go uczestnikom zgromadzenia.

Z jednym wyjątkiem. Dennis zauważył, że w przeciwległym rogu placu jakaś stara kobieta uklękła przed niewielką niszą, w której stała zakurzona figurka. Wykrzywionymi reumatyzmem palcami staruszka próbowała oczyścić figurkę z warstw brudu, potem przy skręconej, spiralnej podstawie ułożyła świeże kwiaty.

Coś w kształcie kapliczki spowodowało, że Dennis poczuł mrowienie karku. Ruszył w tamtą stronę. Arth poszedł za nim, rozglądając się nerwowo i mrucząc, że to nie jest dla nich najzdrowsza okolica.

— Co to jest?

— To jest miejsce poświęcone Starej Wierze — odpowiedział Arth. — Niektórzy mówią, że ta kapliczka stała tutaj, zanim jeszcze zbudowano Zuslik. Kościoły próbowały ją zburzyć, jednak modlono się tutaj tak długo, że teraz nie można jej nawet zarysować. Wylewają więc na nią nieczystości i płacą gangom, żeby biły ludzi, którzy próbują oddawać jej cześć.

Nic dziwnego, że stara kobieta w trakcie modlitwy unosiła głowę, spoglądając wokół z niepokojem.

— Ale co im zależy…

Dennis zatrzymał się nagle w odległości około dwudziestu metrów od kapliczki. Rozpoznał figurkę na postumencie. To był smok. Widział już raz jego podobiznę — na rękojeści tubylczego noża, który leżał w trawie obok zevatronu.

W wyszczerbionej paszczy smoka siedział demoniczny potworek — „czerniak”, jak go nazwał Arth. Pokryty warstwami brudu. w którym wyskrobano nieprzyzwoite napisy, smok mimo wszystko błyskał na przechodniów nieruchomym wzrokiem. Otwarte szeroko oczy lśniły brylantowym blaskiem.

Jednak uwagę Dennisa przede wszystkim przykuł postument, na którym stała mityczna bestia. Była to żłobiona kolumna, składająca się z dwóch cieńszych, osobnych, jednak skręconych ze sobą spiralnie, przeplatanych kamiennych prętów, połączonych delikatnie zawęźlonymi, krótkimi poprzeczkami, wyglądającymi jak szczeble skręconej drabiny.

„Jeżeli to nie jest model łańcucha DNA, to od dziś będę się uważał za rodzonego wuja chochlaka!” — pomyślał Dennis.

Poczuł nawrót tego niemiłego uczucia oderwania od rzeczywistości, które nawiedzało go od czasu przybycia do tego świata. Podszedł powoli do tabliczki, zastanawiając się, w jaki sposób ci ludzie dowiedzieli się o genach, nie mając po temu ani odpowiednich narzędzi, ani podstaw naukowych.

— Psst! — Arth trącił Dennisa łokciem. — Żołnierze!

Skinął głową w kierunku głównej ulicy, którędy maszerował ku nim oddział zbrojnych.

Dennis obrzucił kapliczkę tęsknym spojrzeniem, po chwili jednak pośpieszył za Arthem w stronę bocznej alejki. Ukryci w cieniu, przyglądali się przechodzącemu przed nimi patrolowi. Żołnierze szli pewnym krokiem, trzymając przed sobą uniesione „tenery”. Potężny sierżant Gil’m kroczył obok oddziału, wylewając potoki werbalnych nieczystości na głowy cywilów, którzy niedostatecznie szybko usunęli się z drogi.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Stare jest piękne»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Stare jest piękne» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Stare jest piękne»

Обсуждение, отзывы о книге «Stare jest piękne» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x