— Jeśli sądzisz, że…
Ale admirał nie dokończył zdania, ponieważ pierwszy oficer przeskoczył nad relingiem, wylądował na pokładzie ładowni i od razu zaczai otwierać zamki mocujące pokrywę chronometru.
— Causo! — zawołał Lands. — To przecież nie…
— To nasz pocisk, sir — odpowiedział Causo.
— Wystrzeliliśmy pocisk! — krzyknął admirał.
— Z pewnością przez pomyłkę — wtrącił Peter. — Przeoczenie. Ponieważ Gwiezdny Kongres odebrał panu prawo użycia tej broni.
— Kim jesteście i skąd się tu wzięliście? Causo wyprostował się. Pot ściekał mu z czoła.
— Sir, z satysfakcją melduję, że z ponad dwuminutową rezerwą zdołałem uchronić nasz okręt przed rozbiciem na atomy.
— Cieszę się, że do rozbrojenia systemu nie trzeba jakichś bezsensownych kluczy i tajnego kodu — oświadczył Peter.
— Nie. Jest zaprojektowany tak, żeby łatwo dał się wyłączyć — wyjaśnił Causo. — Uzbroić go… O, to jest trudne.
— Ale jakoś wam się udało.
— Gdzie wasz pojazd? — spytał admirał. Schodził po drabince na pokład.
— Przylecieliśmy w takim ładnym pudełku, które wyrzuciliśmy, kiedy nie było już potrzebne — odparł Peter. — Czy jeszcze pan nie zrozumiał, że nie przybyliśmy po to, żeby dać się przesłuchiwać?
— Aresztować tych dwoje! — rozkazał Lands.
Causo spojrzał na dowódcę, jakby ten nagle oszalał. Ale oficer ładunkowy, który zszedł za admirałem na dół, zrobił kilka kroków w stronę Petera i Wang-mu.
Zniknęli natychmiast i pojawili się na galeryjce, w miejscu, gdzie trzej oficerowie weszli do ładowni. Oczywiście, minęła chwila, zanim ich zauważono. Oficer ładunkowy był po prostu zdziwiony.
— Sir — powiedział. — Stali tutaj jeszcze przed sekundą.
Causo za to uznał, że dzieje się coś niezwykłego, co nie jest przewidziane w regulaminie. Dlatego zareagował według innego wzorca: przeżegnał się i zaczai mamrotać modlitwę.
Lands cofnął się o kilka kroków, aż zderzył się z pociskiem. Przycisnął dłonie do powierzchni, a po chwili zaklął i oderwał je, jakby powłoka stała się nagle gorąca.
— Boże — szepnął. — Próbowałem zrobić to, co zrobiłby Ender Wiggin.
Wang-mu nie mogła się powstrzymać. Parsknęła śmiechem.
— To dziwne — stwierdził Peter. — Bo ja próbowałem zrobić dokładnie to samo.
— O Boże… — powtórzył Lands.
— Admirale — rzekł Peter. — Mam pewną propozycję. Zamiast tracić kilka miesięcy czasu rzeczywistego na zwrot i próbę ponownego bezprawnego wystrzelenia tego urządzenia, i zamiast wprowadzać bezużyteczną i demoralizującą kwarantannę wokół Lusitanii, niech pan ruszy wprost do jednego ze Stu Światów… Trondheim jest chyba najbliżej. A po drodze wyśle pan raport do Gwiezdnego Kongresu. Mam nawet kilka sugestii co do sformułowań tego raportu… Jeśli zechce ich pan wysłuchać.
W odpowiedzi Lands wyjął pistolet laserowy i wymierzył w Petera.
Peter z Wang-mu natychmiast zniknęli ze swego miejsca i pojawili się za Landsem. Peter sięgnął ręką i sprawnie rozbroił admirała, pechowo łamiąc mu przy tym dwa palce.
— Przepraszam, wyszedłem z wprawy. Nie używałem sztuk walki od… hm, od tysięcy lat.
Lands osunął się na kolana, podtrzymując zranioną dłoń.
— Peter — odezwała się Wang-mu — poproś Jane, żeby przestała nas tak przerzucać. W głowie mi się kręci. Peter mrugnął do niej.
— Chce pan wysłuchać moich sugestii co do raportu? — zwrócił się do admirała. Lands kiwnął głową.
— Ja również — dodał Causo, który najwyraźniej zrozumiał, że przez jakiś czas przyjdzie mu dowodzić okrętem.
— Moim zdaniem powinniście wyjaśnić, iż z powodu awarii błędnie zameldowano o wystrzeleniu pocisku z systemem DM. W rzeczywistości procedura odpalenia została przerwana na czas, a w celu uniknięcia wszelkiego ryzyka przenieśliście pocisk do głównej ładowni, gdzie został rozbrojony i zdemontowany. Zrozumiał pan tę część o demontażu? — Peter obejrzał się na pierwszego oficera.
Causo pokiwał głową.
— Zrobię to natychmiast, sir. Proszę przynieść narzędzia — polecił oficerowi ładunkowemu.
Lung otworzył ścienną szafkę, a Peter mówił dalej:
— Może pan zameldować o nawiązaniu kontaktu z mieszkańcem Lusitanii… to ja… który przekonał pana, że wirus descolady został pokonany i nikomu już nie zagraża.
— Dlaczego mam w to wierzyć?
— Ponieważ noszę w sobie to, co pozostało z wirusa i jeśli nie jest całkiem pokonany, zarazi się pan descoladą i za parę dni umrze. Oprócz stwierdzenia, że Lusitania nie stanowi już zagrożenia, powinien pan również wyjaśnić, że bunt na Lusitanii był zaledwie nieporozumieniem, nie było absolutnie żadnej ludzkiej ingerencji w kulturę pequeninos. To tylko pequeninos, jako istoty świadome i gospodarze na własnej planecie, wykorzystali swe prawa, by uzyskać informację i technologię od przyjaznej, odwiedzającej ich obcej rasy, a dokładniej: od ludzkiej kolonii Milagre. Od tego czasu wielu pequeninos opanowało ludzką naukę i technikę. W rozsądnej, choć niedalekiej przyszłości wyślą swoich ambasadorów do Gwiezdnego Kongresu z nadzieją, że Kongres odpowie podobną uprzejmością. Zapamiętał pan?
Lands przytaknął. Causo, rozbierający na części mechanizm zapalnika systemu DM, burknął coś na potwierdzenie.
— Może pan również zameldować, że pequeninos zawarli sojusz z inną obcą rasą, która, wbrew przedwczesnym raportom, nie została całkowicie unicestwiona w niesławnym ksenocydzie Endera Wiggina. Przetrwała jedna królowa kopca w kokonie i to ona była źródłem informacji zawartych w słynnej księdze Królowa Kopca, której prawdziwość obecnie nie podlega żadnej wątpliwości. Królowa Kopca z Lusitanii nie zamierza w chwili obecnej wymieniać ambasadorów z Gwiezdnym Kongresem i woli, by jej interesy były reprezentowane przez pequeninos.
— Wciąż żyją robale? — zdziwił się Lands.
— Technicznie rzecz biorąc, Ender Wiggin nie dokonał ksenocydu. Gdyby nie odwołano wystrzelenia tego oto pocisku, pan byłby sprawcą pierwszego, nie drugiego ksenocydu. Obecnie jednak sytuacja przedstawia się tak, że ksenocyd w ogóle nie nastąpił, choć nie z braku chęci i prób w obu przypadkach.
Łzy pociekły po twarzy admirała.
— Nie chciałem tego zrobić. Myślałem, że to słuszne. Myślałem, że muszę ratować…
— Później zwróci się pan z tym do psychoterapeuty — przerwał mu Peter. — Pozostał nam jeszcze jeden punkt. Dysponujemy techniką lotów międzygwiezdnych, którą Gwiezdny Kongres, jak sądzę, chciałby przejąć. Widzieli panowie demonstrację tej metody. Co prawda zwykle wolimy dokonywać przelotów w naszych niezbyt eleganckich i podobnych do puszek statkach. Niemniej jednak metoda jest całkiem skuteczna i pozwala odwiedzać inne światy, nie tracąc nawet sekundy życia. Wiem, że ci, którzy strzegą kluczy tej techniki, w ciągu najbliższych miesięcy z przyjemnością przetransportują natychmiastowo do celów wszystkie relatywistyczne statki, przebywające obecnie w przestrzeni.
— Ale za pewną cenę — mruknął Causo i pokiwał głową.
— Cóż… Powiedzmy, że to warunek wstępny. Kluczowym elementem naszych natychmiastowych lotów międzygwiezdnych jest program komputerowy, który Gwiezdny Kongres niedawno próbował wymazać. Znaleźliśmy metodę zastępczą, ale nie jest w pełni zadowalająca ani wystarczająca. Z dużą dozą pewności mogę stwierdzić, że Gwiezdny Kongres nie uzyska dostępu do tej techniki, dopóki ansible Stu Światów nie zostaną na nowo połączone z sieciami komputerowymi na wszystkich planetach, bez opóźniaczy i bez tych irytujących programików kontrolnych, które ujadają bez przerwy jak szczeniaki.
Читать дальше