— Rozczarować?
— Zwyciężając. Wygrajmy. Znajdźmy ośrodek władzy ludzkości i przekonajmy ich, żeby zatrzymali flotę, zanim niepotrzebnie zniszczy świat.
Wang-mu przyjrzała mu się z powątpiewaniem. Przekonać, żeby zatrzymali flotę? Ten złośliwy chłopak z okrutnym sercem? Jak może kogoś do czegokolwiek przekonać?
Odpowiedział na jej wątpliwości, jak gdyby słyszał, co myśli.
— Rozumiesz teraz, dlaczego cię poprosiłem, żebyś poleciała ze mną. Kiedy Ender mnie wymyślał, zapomniał, że nie znał mnie wcale w okresie mojego życia, kiedy przekonywałem ludzi, łączyłem ich w zmiennych sojuszach i wszystkie te bzdury. Dlatego stworzony przez niego Peter Wiggin jest zbyt paskudny, zbyt otwarcie ambitny i jawnie okrutny, żeby kogoś z krostą na tyłku przekonać do podrapania się w pośladek.
Odwróciła wzrok.
— Widzisz?! — zawołał. — Znów cię obraziłem. Spójrz na mnie. Czy dostrzegasz mój dylemat? Prawdziwy Peter, ten oryginalny, mógłby dokonać dzieła, które stoi przede mną. Mógłby to zrobić nawet przez sen. Już teraz miałby jakiś plan. Umiałby pozyskać ludzi, uspokoić ich, wkręcić się do ich rady. Tamten Peter Wiggin! Potrafił oczarować pszczoły, żeby oddały mu żądła. A czy ja potrafię? Wątpię. Bo widzisz, ja nie jestem sobą.
Wstał, przecisnął się obok niej i wyszedł na łąkę otaczającą metalową kabinę, która przeniosła ich z planety na planetę. Wang-mu stała w drzwiach i patrzyła, jak odchodzi… ale niezbyt daleko.
Rozumiem, jak się czuje, myślała. Wiem, co to znaczy ustępować przed cudzą wolą. Żyć dla kogoś innego, jakby był gwiazdą filmu mojego życia, a ja aktorką drugoplanową. Byłam niewolnicą. Ale przynajmniej przez cały czas wiedziałam, co mówi moje serce. Nawet wykonując polecenia, znałam swoje myśli. Peter Wiggin nie ma pojęcia, czego chce naprawdę, bo nawet jego gniew na utratę wolności nie należy do niego… Nawet to pochodzi od Andrew Wiggina. Nawet jego odraza dla siebie jest odrazą Andrew i…
I jeszcze raz, i znowu, na podobieństwo toru jego wędrówki po łące.
Wang-mu pomyślała o swojej pani… nie, o swojej byłej pani Qing-jao. Ona również śledziła dziwne ścieżki. Bogowie zmuszali ją do tego. Nie… to dawne myślenie. Skłaniał ją zespół psychozy natręctw. Klęczała na podłodze i śledziła słoje drzewa na deskach, śledziła pojedynczą linię biegnącą przez całą podłogę, a potem następną… co nie miało sensu, ale musiała to robić, ponieważ jedynie drogą takiego bezsensownego, ogłupiającego posłuszeństwa mogła zdobyć odrobinę swobody od kierujących nią impulsów. Niewolnicą zawsze była Qing-jao, nie ja. Ponieważ jej władca kierował nią z wnętrza umysłu. Ja tymczasem zawsze widziałam swoją panią poza mną i moja jaźń pozostała nienaruszona.
Peter Wiggin wie, że kierują nim podświadome lęki i pasje skomplikowanego człowieka, przebywającego o lata świetlne stąd. Qing-jao także wierzyła, że jej obsesje pochodzą od bogów. Czy warto przekonywać siebie, że to, co człowiekiem kieruje, pochodzi z zewnątrz, gdy naprawdę doświadcza tego we własnym sercu? Gdzie można przed tym uciec? Jak można się ukryć? Qing-jao jest już pewnie wolna, oswobodzona przez wirusa, którego Peter przyniósł na Drogę i oddał w ręce Han Fei-tzu. Ale sam Peter… czy dla niego możliwa jest wolność?
Jednak musi żyć tak, jakby był wolny. Musi walczyć o wolność, nawet jeśli ta walka to jeszcze jeden symptom jego zniewolenia. Peter pragnie być sobą. Nie, nie sobą. Kimś.
Lecz jaka jest w tym moja rola? Czy mam dokonać cudu i dać mu aiúa? Nie leży to w mojej mocy.
A jednak mam moc, pomyślała.
Musi ją mieć. Inaczej dlaczego rozmawiałby z nią tak otwarcie? Była obca, a od razu otworzył przed nią serce. Dlaczego? Bo znała kluczowe tajemnice… Ale to nie jedyny powód.
No tak, oczywiście. Mógł z nią rozmawiać swobodnie, ponieważ nigdy nie znała Andrew Wiggina. Być może, Peter jest jedynie aspektem natury Endera, jest tym, czego Ender lęka się i pogardza w sobie. Ale ona nie może ich porównać. Kimkolwiek jest Peter i cokolwiek nim kieruje, Wang-mu była jego i tylko jego powierniczką.
A to ponownie czyniło z niej sługę. Była przecież także powierniczką Qing-jao.
Zadrżała, jakby chciała odepchnąć od siebie tę smutną analogię. Nie, powiedziała sobie. To nie to samo. Ponieważ ten młody człowiek, wędrujący bez celu pośród dzikich kwiatów, nie ma nade mną władzy. Może tylko opowiadać mi o swoim bólu i liczyć na zrozumienie. Cokolwiek mu daję, daję z własnej woli.
Przymknęła oczy i oparła głowę o ramę drzwi. Tak, oddam mu to z własnej woli, myślała. Nie odmówię tego, czego ode mnie oczekuje: lojalności, poświęcenia, pomocy w swoich dziełach. Poddania mu się. A czemu planuję coś takiego? Ponieważ — mimo że wątpi w siebie — ma moc, by zjednywać ludzi dla sprawy.
Otworzyła oczy i przez wysoką trawę podążyła ku niemu. Czekał bez słowa. Wokół brzęczały pszczoły, a motyle zataczały się w powietrzu jak pijane, omijając ją jakoś w pozornie chaotycznym locie. W ostatniej chwili szybkim ruchem zdjęła z kwiatu pszczołę i rzuciła Peterowi w twarz.
Zaskoczony i zły, odtrącił rozwścieczonego owada, uchylił się, odskoczył, przebiegł kilka kroków, nim pszczoła wreszcie zgubiła jego ślad i brzęcząc odleciała. Dopiero wtedy odwrócił się i spojrzał na Wang-mu gniewnie.
— Co to miało znaczyć?
Zachichotała. Nie mogła się powstrzymać. Wyglądał tak zabawnie…
— Bardzo śmieszne! Widzę, że będziesz świetną towarzyszką.
— Gniewaj się. Nie przeszkadza mi to — odparła. — Ale coś ci powiem. Czy sądzisz, że daleko stąd, na Lusitanii, aiúa Endera nagle pomyślała; „O, pszczoła!” i kazała ci się opędzać i podskakiwać jak błazen?
Wzniósł oczy do nieba.
— Ależ jesteś sprytna… Doprawdy, Królewska Matko Zachodu, rozwiązałaś wszystkie moje problemy. Teraz widzę, że od początku musiałem być prawdziwym chłopcem. A te czerwone buciki, no tak, od początku miały moc przeniesienia mnie z powrotem do Kansas.
— Co to jest Kansas? — spytała, zerkając na jego buty, które wcale nie były czerwone.
— Kolejne wspomnienie Endera, którym łaskawie podzielił się ze mną.
Stał z rękami w kieszeniach i przyglądał się jej.
Ona stała milcząc, z rękami splecionymi przed sobą, i także na niego patrzyła.
— Więc jesteś ze mną? — zapytał w końcu.
— Musisz się postarać być wobec mnie grzeczniejszy — odparła.
— Zwróć się z tym do Endera.
— Nie obchodzi mnie, czyja aiúa tobą kieruje. Masz własne, różne od jego myśli. Przestraszyłeś się pszczoły, a on wtedy nawet nie pomyślał o pszczole. Wiesz o tym. Zatem którakolwiek część ciebie akurat sprawuje kontrolę, kimkolwiek jest prawdziwy „ty”, w tej chwili na twojej twarzy znajdują się usta, które będą ze mną rozmawiać. Więc uprzedzam, że jeśli mam z tobą pracować, lepiej zachowuj się uprzejmie.
— Czy to znaczy, że nie będzie więcej pszczół? — zapytał.
— Nie — obiecała.
— To dobrze. Przy moim pechu, Ender z pewnością dał mi ciało, które doznaje szoku alergicznego od użądlenia.
— Pszczoła też może przy tym ucierpieć — zauważyła Wang-mu.
Uśmiechnął się.
— Odkrywam, że chyba cię lubię — stwierdził. — I naprawdę nie znoszę tego uczucia. Ruszył w stronę statku.
Читать дальше