Iain Banks - Najemnik

Здесь есть возможность читать онлайн «Iain Banks - Najemnik» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1999, ISBN: 1999, Издательство: Prószyński i S-ka, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Najemnik: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Najemnik»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Dopóki Cheradenine Zakalwe był tajnym agentem Kultury, jego życie toczyło się w miarę spokojnym rytmem: ot, zwykłe intrygi, podstępne plany, od czasu do czasu wojskowa operacja na jakiejś odległej planecie. Wszystko to uległo radykalnej zmianie w chwili, kiedy Diziet Sma wzięła jego los w swoje ręce… Kolejny tom cyklu o Kulturze potwierdza, że Iain M. Banks słusznie cieszy się opinią jednego z najoryginalniejszych i najbardziej nieobliczalnych współczesnych twórców science fiction.

Najemnik — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Najemnik», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Iain M. Banks

Najemnik

Dla Mic

PODZIĘKOWANIE

Za wszystko winię Kena MacLeoda.

To on skłonił starego wojownika do powrotu z emerytury oraz zasugerował ćwiczenia cielesne.

Drobna mechaniczna destrukcja

Zakalwe upełnomocniony;
Nad miastem leniwe kłęby dymu,
Czarne wormhole w jasnym Centrum Wybuchu;
Czy powiedzieli ci już to, co chciałeś usłyszeć?
Czy zmoczonego ulewą powódź złapała cię
Na betonowym brzegu
Ufortyfikowanej wyspy?
Wszedłeś między rozbite maszyny
Z oczyma niezamglonymi od narkotyków
Szukałeś sprzętu z innej wojny,
Wypatrywałeś ducha i polotu, co zanikły.
Pojazdy, statki, samoloty,
Karabin, drona, pola sił to twe zabawki.
Krwią i łzami ludzi
Spisałeś alegorię swego regresu;
Nieśmiały poemat o twym wyniesieniu
Z czystego i obszarpanego wdzięku.
Ci, co cię znaleźli,
Zabrali i przebudowali
(„Chłopcze, teraz tylko ty i my,
Nasze pociski nożowe, cios, szybkość, krwawy sekret:
Droga do serca człowieka wiedzie przez tors!”)
Uważali cię za zabawkę,
Mały dzikus; atawizm z dalekich kresów
Użyteczny, gdyż Utopia nie obfituje w wojowników.
Ty jednak w sprytne scenariusze
Chciałeś wpisać własne sceny.
I gdy grałeś serio,
Za naszą grą,
Przez grymaśne gruczoły,
Widziałeś własny sens,
W kościach.
To wyrafinowane życie
Nie mieszkało w ciałach.
A co myśmy jedynie wiedzieli,
Ty czułeś plazmą swych zmutowanych komórek.

Rasd-Coduresa Diziet Embless Sma da’Marenhide na adres Sekcji Specjalnej Służby Kontaktu, Rok 115 (Ziemia, kalendarz khmerski), Oryginał maraiński, tłumaczenie własne. Nie opublikowany.

Prolog

— Powiedz mi, co to jest szczęście.

— Szczęście? Szczęście… to obudzić się w jasny wiosenny poranek po wyczerpującej pierwszej nocy spędzonej z piękną… namiętną… wielokrotną morderczynią.

— O cholera. Tylko tyle?

Trzymał w palcach kieliszek jak schwytaną istotę, pocącą się światłem. Płyn w kieliszku, tej samej barwy co obserwujące go, na wpół przykryte powiekami oczy, poruszał się sennie w słońcu, rzucając na twarz mężczyzny złotawe żyłkowane refleksy.

Opróżnił kieliszek i gdy piekący alkohol spływał mu przez gardło, miał wrażenie, że to światło szczypie go w oczy. Obracał kieliszek w dłoni, gładko i ostrożnie, zafascynowany chropowatym dnem i jedwabną śliskością nierżniętych fragmentów powierzchni. Podniósł go ku słońcu, zmrużył oczy. Szkło skrzyło się setką drobnych tęczy. Na tle nieba maleńkie pęcherzyki w smukłej nóżce żarzyły się złociście, poskręcane w podwójną żłobkowaną spiralę.

Powoli opuścił kieliszek i powędrował wzrokiem nad ciche miasto.

Patrzył z ukosa ponad dachy, iglice i wieże w stronę drzew w nielicznych przykurzonych parkach, i dalej za odległą linię miejskich murów, na blade równiny i niebieskawe jak dym wzgórza, drżące w mgiełce żaru pod bezchmurnym niebem.

Nie odrywając oczu od pejzażu, nagle cisnął kieliszek przez ramię do chłodnej sali. Szkło znikło w cieniach i rozbiło się z brzękiem.

— Ty draniu — odezwał się po pewnej chwili ktoś głosem stłumionym i niewyraźnym. — Myślałem, że to ciężka artyleria. Omal się nie zesrałem. Chcesz, żeby wszystko to pokryło się gównem?… Do diabła, też pogryzłem szkło… mmm… krwawię. — Milczenie. — Słyszysz mnie? — Przytłumiony, niewyraźny głos przybrał nieco na sile. — Krwawię… Chcesz zobaczyć na podłodze gówno i rasową krew? — Dało się słyszeć drapanie, dzwonienie, po czym zapadła cisza. A potem: — Ty draniu.

Młody mężczyzna na balkonie odwrócił się od panoramy miasta i wszedł do sali krokiem tylko nieco niepewnym. W chłodnym wnętrzu rozbrzmiewały pogłosy. Tysiącletnią mozaikę na podłodze pokryto w nowszych czasach przezroczystą warstwą, chroniącą drobne ceramiczne detale przed uszkodzeniem. Pośrodku stał masywny, bogato rzeźbiony stół bankietowy otoczony krzesłami. Pod ścianami poustawiano mniejsze stoły, krzesła, niskie komody i wysokie kredensy; wszystkie meble z tego samego ciemnego, ciężkiego drewna.

Niektóre ściany pokrywały wyblakłe, lecz nadal imponujące freski, przeważnie sceny bitewne; inne ściany, pomalowane na biało, obwieszono olbrzymimi mandalami starej broni; setki włóczni i noży, mieczy i tarcz, dzid i buzdyganów, boi i strzał ułożonych w wielkie spirale skrzyżowanych ostrzy niczym nieprawdopodobnie symetryczny wybuch szrapnela. Rdzewiejące strzelby celowały zarozumiale w siebie nawzajem ponad przysłoniętymi kominkami.

Na ścianach wisiało parę wyblakłych obrazów i postrzępionych gobelinów, ale zmieściłoby się ich tam znacznie więcej. Przez wysokie trójkątne okna o kolorowych szybach padały kliny światła na mozaikę podłogi i na meble. Białe kamienne ściany zwieńczone były w górze czerwonymi filarami, podtrzymującymi potężne czarne drewniane bale, które schodziły się nad salą jak gigantyczny namiot z kanciastych palców.

Młody mężczyzna kopnął antyczne krzesło, przywracając mu właściwą pozycję.

— Co za rasowa krew? — rzekł.

Padł na krzesło, jedną dłoń oparł na olbrzymim stole, drugą przejechał po głowie, jakby przeczesywał długie gęste włosy, choć w rzeczywistości czaszkę miał wygoloną.

— Co? — Głos dochodził skądś spod wielkiego stołu.

— Czyżbyś miał jakieś arystokratyczne koneksje, ty stary pijaczyno?

Mężczyzna przetarł oczy zaciśniętymi pięściami, potem otwartą dłonią masował sobie twarz.

Nastąpiła dłuższa przerwa.

— Kiedyś ugryzła mnie księżniczka.

Młody mężczyzna spojrzał na belkowany sufit.

— To nie jest dostateczny dowód — parsknął.

Wstał i ponownie wyszedł na balkon. Wziął z balustrady lornetkę.

Cmoknął, zakołysał się, wrócił do okna, oparł się rękoma o framugę, by mieć stabilniejszy widok. Regulował przez chwilę ostrość. Pokręcił głową, odłożył lornetkę na kamienną poręcz, skrzyżował ramiona na piersi i oparłszy się o mur, patrzył na miasto.

Było spieczone; brązowe dachy i chropowate wykończenia ścian szczytowych jak skórka chleba; kurz jak mąka.

Nagle w jednej chwili rozedrgana panorama pod naporem wspomnień zszarzała, pociemniała. Mężczyzna przypomniał sobie inne twierdze (skazane na zagładę miasto namiotów na majdanie, w oknach trzęsą się szyby; młoda dziewczyna — teraz już martwa — skulona w fotelu w wieży Pałacu Zimowego). Zadrżał mimo upału i przepędził wspomnienia.

— A ty?

Młody znowu spojrzał w głąb sali.

— Co takiego?

— Czy kiedykolwiek miałeś powiązania z… eee… lepszymi od ciebie i mnie?

Młody mężczyzna nagle spoważniał.

— Kiedyś… — zaczął, ale się zawahał. — Kiedyś znałem osobę, która była… niemal księżniczką. I przez pewien czas kawałek jej nosiłem w sobie.

— Mógłbyś powtórzyć? Nosiłeś…

— Kawałek jej nosiłem w sobie przez pewien czas.

Cisza. Potem uprzejmie:

— Czy to nie odwrotnie niż zazwyczaj?

Młody wzruszył ramionami.

— To był dość dziwny związek.

Znów spojrzał na miasto. Wypatrywał dymu, ludzi, zwierząt, ptaków, jakiegokolwiek ruchomego obiektu, ale ten widok mógłby być namalowaną na kotarze dekoracją. Poruszało się tylko powietrze, w którym wszystko drżało. Przez chwilę się zastanawiał, jak można by wprawić w drżenie kotarę, by wywołać ten sam efekt.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Najemnik»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Najemnik» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Iain Banks - Der Algebraist
Iain Banks
Iain Banks - L'Algébriste
Iain Banks
Iain Banks - A barlovento
Iain Banks
Iain Banks - Inversiones
Iain Banks
Iain Banks - El jugador
Iain Banks
Iain Banks - Dead Air
Iain Banks
Iain Banks - The Algebraist
Iain Banks
Отзывы о книге «Najemnik»

Обсуждение, отзывы о книге «Najemnik» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x