— Miro! — zawołała cicho.
Odwrócił się akurat na czas, by chwycić ją w ramiona. Biegła tak szybko, że musiał cofnąć się o kilka kroków, by nie upaść.
— Chcesz mnie zabić? — zapytał, a raczej próbował zapytać, gdyż całowała go, a to utrudniało formułowanie pełnych zdań. Wreszcie zrezygnował z rozmowy i pocałował ją także, mocno i długo. Wtedy cofnęła się nagle.
— Stajesz się lubieżny — oświadczyła.
— To się zdarza zawsze wtedy, gdy kobiety napadają na mnie w lesie i całują.
— Nie podniecaj się, Miro, zostało jeszcze dużo czasu — chwyciła go za pasek, przyciągnęła do siebie i pocałowała jeszcze raz. — Dwa lata, zanim będziemy mogli się pobrać bez zgody twojej matki.
Miro nawet nie próbował się sprzeczać. Nie przejmował się kapłańskim zezwoleniem na kopulację, rozumiał jednak, że w tak nielicznej społeczności jak Milagre, zwyczaje małżeńskie powinny być ściśle przestrzegane. Duże i stabilne społeczeństwa mogły zaabsorbować rozsądny procent par żyjących ze sobą bez zwyczajowych sankcji; Milagre było zbyt małe. To, co Ouandą robiła ze względu na swoją wiarę, Miro robił z powodów racjonalnych — mimo tysięcznych sposobności pozostawali w celibacie, jak mnisi. Chociaż, gdyby choć przez chwilę pomyślał, że będą musieli dotrzymywać takich samych ślubów czystości, jak w klasztorze Filhos, dziewictwo Ouandy zostałoby natychmiast poważnie zagrożone.
— Ten Mówca — powiedziała Ouandą. — Wiesz, co myślę o sprowadzaniu go tutaj.
— To katolicyzm przez ciebie przemawia, nie racjonalne myślenie — spróbował ją pocałować, ale spuściła głowę i trafił na nos. Całował go długo i namiętnie, aż wreszcie roześmiała się i odepchnęła chłopaka od siebie.
— Jesteś nieuprzejmy i niekonsekwentny, Miro — wytarła nos rękawem. — Naukowe metody wyrzuciliśmy na śmietnik, gdy zaczęliśmy pomagać prosiaczkom i podnosić ich standard życia. Mamy jeszcze dziesięć do dwudziestu lat, zanim satelity wykryją efekty. Przez ten czas zmiany mogą już być nieodwracalne. Ale nie mamy żadnej szansy, jeśli dopuścimy kogoś obcego. Opowie komuś.
— Może opowie, a może i nie. Sama wiesz, że ja też kiedyś byłem obcym.
— Byłeś kimś nowym, ale nigdy obcym.
— Powinnaś widzieć go wczoraj, Ouando. Najpierw z Gregiem, a potem, kiedy Quara zbudziła się z płaczem…
— Zrozpaczone, samotne dzieci… czego to dowodzi.
— I Ela. Śmiała się. I Olhado, zachowujący się w końcu jak ktoś z rodziny.
— A Quim?
— Przynajmniej przestał wrzeszczeć, żeby niewierny sobie poszedł.
— Cieszę się ze względu na twoją rodzinę, Miro. Mam nadzieję, że potrafi ich trwale uleczyć. Naprawdę. Widzę, że ty także się zmieniłeś, że jesteś pełen optymizmu. Bardzo dawno cię takiego nie widziałam. Ale nie przyprowadzaj go.
Miro przez chwilę przygryzał policzek, po czym odwrócił się i odszedł. Ouanda dogoniła go i chwyciła za ramię. Stali na otwartej przestrzeni, ale drzewo Korzeniaka wznosiło się między nimi a bramą.
— Nie zostawiaj mnie w ten sposób! — powiedziała gniewnie. — Nie możesz tak po prostu odejść!
— Wiem, że masz rację — mruknął Miro. — Ale nie potrafię zmienić tego, co czuję. Kiedy był w naszym domu, wydawało się… było tak, jak gdyby przyszedł Libo.
— Tato nienawidził twojej matki, Miro. Nigdy by tam nie poszedł.
— Ale gdyby… W naszym domu ten Mówca był taki, jak zawsze Libo w Stacji. Rozumiesz?
— A czy ty rozumiesz? Wszedł i zachowywał się tak, jak powinien wasz ojciec, tylko że nigdy taki nie był. A wy wszyscy wystawiliście brzuchy do drapania, jak stado szczeniaków. Pełen pogardy ton doprowadzał go do wściekłości. Miał ochotę ją uderzyć. Zamiast tego podszedł do drzewa Korzeniaka i walnął dłonią o pień. W ciągu zaledwie ćwierć wieku drzewo urosło do prawie osiemdziesięciu centymetrów średnicy, a pień był szorstki i uderzenie sprawiło ból. Podeszła do niego.
— Przepraszam cię, Miro. Nie chciałam…
— Chciałaś, ale to było głupie i egoistyczne…
— Masz rację, było. Ja…
— To, że mój ojciec był draniem, nie oznacza jeszcze, że przewracam się na grzbiet przed pierwszym miłym facetem, który pogłaszcze mnie po głowie… Dłoń dziewczyny gładziła jego włosy, ramię, pierś.
— Wiem, Miro. Wiem…
— To dlatego, że wiem, jakim dobrym jest człowiekiem. Nie po prostu ojcem, ale dobrym człowiekiem. Przecież znałem Liba, prawda? Kiedy więc mówię, że ten Mówca, ten Andrew Wiggin, jest jak Libo, to słuchaj mnie i nie traktuj tego jak skomlenia jakiegoś cao.
— Słucham. I chcę go poznać, Miro.
Miro zaskoczył sam siebie: płakał. Było to częścią tego, co potrafił uczynić Mówca, choćby — nawet nieobecny. Odkrył wszystkie tajne zakątki jego serca i teraz Miro nie potrafił ukryć swych uczuć.
— Częściowo masz rację — powiedział cicho, drżącym z emocji głosem. — Kiedy przyszedł, z tym swoim uzdrawiającym dotknięciem, pomyślałem: czemu nie jest moim ojcem? — stanął przed Ouanda nie dbając o to, że zobaczy jego zaczerwienione oczy i mokrą od łez twarz. — Tak, jak powtarzałem sobie codziennie, wracając do domu ze Stacji Zenadora: gdyby tylko Libo był moim ojcem, gdybym mógł być jego synem. Uśmiechnęła się i przytuliła go. Łzy wsiąkały w jej włosy.
— Miro, cieszę się, że Libo nie był twoim ojcem. Ponieważ wtedy byłabym twoją siostrą i nie miałabym żadnej nadziei, że kiedyś zdobędę cię tylko dla siebie.
ROZDZIAŁ 10
DZIECI UMYSŁU
Zasada I:Wszystkie Dzieci Umysłu Chrystusa muszą żyć w małżeństwie, inaczej nie zostaną przyjęte do zakonu; muszą jednak żyć w cnocie.
Pytanie 1:Dlaczego małżeństwo jest koniecznością?
Głupcy mówią: po co mamy brać ślub? Miłość to jedyne więzy, jakich potrzebujemy. Tym powiadam: małżeństwo nie jest przymierzem między mężczyzną a kobietą; nawet bestie łączą się w pary, by wydać młode. Małżeństwo jest przymierzem między mężczyzną i kobietą z jednej strony, a społeczeństwem z drugiej. Zawrzeć małżeństwo wedle reguł danej społeczności to stać się jej pełnoprawnym obywatelem; odrzucenie małżeństwa oznacza pozostanie obcym, dzieckiem, wyrzutkiem, niewolnikiem lub zdrajcą. Jedyną stałą wszelkich ludzkich społeczeństw jest ta, że tylko przestrzegający praw, tabu i obyczajów małżeństwa są prawdziwie dojrzali.
Pytanie 2:Dlaczego zatem mnisi i zakonnice muszą przestrzegać celibatu?
Aby oddzielić się od społeczeństwa. Mnisi i zakonnice są służebnikami, nie obywatelami. Służą Kościołowi, ale nie są Kościołem. Matka Kościół jest panną, a Chrystus panem młodym; mnisi i zakonnice to tylko goście weselni. Pozbawieni są obywatelstwa w społeczności Chrystusa, aby mu służyć.
Pytanie 3:Dlaczego więc Dzieci Umysłu Chrystusa zawierają małżeństwa? Czy my także nie służymy Kościołowi?
Służymy Kościołowi jedynie tak, jak wszystkie kobiety i mężczyźni służą mu poprzez małżeństwo. Różnica polega na tym, że oni przekazują kolejnemu pokoleniu swoje geny, gdy my przekazujemy swoją wiedzę. Ich dziedzictwo zawiera się w molekułach genetycznych przyszłych generacji, gdy my żyjemy w ich umysłach. Wspomnienia są potomstwem naszych związków, ani mniej, ani więcej wartym od dzieci poczętych w sakramentalnej miłości.
San Angelo, Zasady i katechizm zakonu Dzieci Umysłu Chrystusa, 1511:11:11:1
Diakon Katedry niósł ze sobą ciszę mrocznych kaplic i potężnych, sięgających nieba murów. Cisza zaległa, gdy wkroczył do klasy; przycichły nawet oddechy uczniów, kiedy bezgłośnie sunął przez salę.
Читать дальше