Ostatnia wiadomość, którą otrzymał, nie była już tak przyjemna. Arica Horta mianowano zastępcą urzędnika sądowego, żeby mógł oficjalnie informować o sytuacji na Langri. Hort osobiście przyniósł mu tę wiadomość w formie zawiadomienia podpisanego przez urzędników sądowych, którzy mieli wkrótce wyjechać.
— Noo! Teraz dopiero będę miał zabawę z parszywym cwaniaczkiem, wysyłającym fałszywe raporty! — wybuchnął Wembling.
— Na pewno nie — powiedział Hort z szerokim uśmiechem. — Prawdziwe raporty.
Robotnicy wyjechali; czekanie przeciągało się. Kwestię, czy ośrodek wczasowy jest sposobem wykorzystania zasobów naturalnych, ostatecznie rozstrzygnięto na korzyść Wemblinga. Ku zaskoczeniu jego adwokatów, Jarnes nie odwołał się od wyroku. Uradowany Wembling najął nowych robotników, przetransportował ich na Langri i znów zaczął rozkopywać łąki i lasy, a wtedy Jarnes zaatakował ponownie. Nieoczekiwanie złożył apelację od wyroku w sprawie wykorzystania zasobów naturalnych do sądu drugiej instancji i chytrze uniknął obowiązku złożenia kaucji, uzasadniając to tym, że Wembling sprowadził robotników przed uprawomocnieniem się wyroku. Sąd drugiej instancji najzwyczajniej przedłużył zakazy wydane w pierwszej instancji i znów Wembling rzucał wściekłe spojrzenia z okna swego biura na robotników baraszkujących w falach przypływu.
— I co ja mam teraz robić? — spytał Wembling. — Jeśli zatrzymam ich tutaj, zaatakuje mnie kolejnymi nakazami. Jeśli odeślą ich do domu, będzie czekał z następnym pozwem póki nie sprowadzę nowych.
— Więc zatrzymaj ich tutaj — rzekł Ayns. — Jeśli czas jest ważniejszy od pieniędzy, to w pełni go wykorzystaj, czekając, aż Jarnes zgra wszystkie swoje karty. Wtedy będziesz mógł zabrać się do roboty.
— No cóż… może. Tylko że nie wszyscy robotnicy są mi potrzebni. Zatrzymam tylko tylu, aby tamci myśleli, że muszą mi przeszkadzać w zatrudnieniu ich.
Po procesie, w którym podawał w wątpliwość prawa Wemblinga do budowy ośrodka wczasowego, mecenas Jarnes założył nową sprawę, kwestionując jego prawa do pro-wadzenia uzdrowiska po zakończeniu budowy. Wrembling stracił tydzień, zanim sąd drugiej instancji unieważnił zakaz, sucho stwierdzając, że jeśli Wembling chciał skorzystać ze swych praw do budowy uzdrowiska, którego później nawet nie miałby prowadzić, mógł tak uczynić. Podczas gdy sądy rozważały te kwestię, Jarnes wystąpił z kolejnym pozwem, w którym domagał się, aby firma Wembling and Company zaprzestała niszczenia langryjskich zasobów naturalnych wskutek budowy uzdrowiska i zapłaciła tubylcom odszkodowanie za zasoby już unicestwione. Budowę wstrzymano na pięć tygodni, a wściekły Wembling musiał liczyć wszystkie wyrwane drzewa, sześcienne metry usuniętej ziemi i tony skał wrzuconych do morza, a także zmiażdżone, wyrwane lub zakopane krzaki, zioła i trawy łąkowe oraz zwierzęta zmuszone do ucieczki z. tych terenów. Wiedział, że z chwilą, gdy wygra ten idiotyczny proces, Jarnes założy następną sprawę.
Tak też się stało.
Mijały tygodnie, potem miesiące, a Wembling mógł tylko dumać nad rosnącymi kosztami i czekać. W końcu nadszedł dzień, gdy mecenas Khorwiss zawiadomił go, że Jarnes nie ma już żadnej karty w tej grze. Poza tym sądy zaczęły już tracić cierpliwość z powodu tych dobrze umotywowanych, lecz pozbawionych podstaw prawnych pozwów. Wembling zwiększył liczbę robotników, aby z chwilą zniesienia ostatniego zakazu mógł rozpocząć pracę na dwie zmiany.
Wiadomość tę przyniósł Arie Hort tak, jak poprzednio. Wembling wiedział już o wszystkim dzięki własnej stacji łączności i raz jeszcze musiał niechętnie przyznać, że Hort równie szybko dostarczał wiadomości o uchyleniu zakazów, jak i o ich wprowadzeniu.
— A więc to już koniec tej farsy — rzekł Wembling, kiedy Hort wręczył mu oficjalną notę. — To ostatnia.
— No, jeśli pan tak uważa — zgodnie stwierdził Hort. Wembling popatrzył nań podejrzliwie.
— Co oni znowu knują?
— Tyle razy już panu mówiłem, że tubylcy nikomu się nie zwierzają. Jeżeli kiedykolwiek postanowią mi zaufać, będzie pan ostatnią osobą, która się o tym dowie.
Hort odszedł, a Wembling, jeżąc się z wściekłości, podbiegł do komunikatora i kazał swym robotnikom na nowo podjąć przerwane prace.
Kilka minut później patrzył z satysfakcją, jak gigantyczne maszyny wgryzają się w langryjską ziemię i miażdżą drzewa. Nagle jedna z nich przechyliła się na bok pod nieprawdopodobnie ostrym kątem i gwałtownie zatrzymała. Wembling pognał do niej i stwierdził, że operator przygląda się z zakłopotaniem lewemu przedniemu kołu, które mocno utkwiło w głębokiej dziurze.
— Trzeba być idiotą, żeby to zrobić! — ryknął Wembling. Operator zaprotestował, mówiąc, że nie widział dziury.
— Co mi pan tu będzie opowiadał! Takiej dziury nie można nie zauważyć. Nie stój pan tak, trzeba ją wyciągać i to szybko! A następnym razem niech pan uważa, gdzie jedzie.
Kiedy Wembling odwrócił się, by odejść, pod nogami rozstąpił mu się grunt. Z głuchym odgłosem wylądował po pas na dnie zręcznie wykopanej dziury. Przez chwilę nie zwracał uwagi na pomocną dłoń, którą mu podał operator, i głęboko się zastanawiał. Dziurę najwyraźniej wykonano niedawno, a wokół niej nie było nawet śladu wykopanej ziemi. Na sobie doświadczył, że była chytrze zamaskowana. Jej wymiary świadczyły, iż była zamierzoną pułapką dla kół jego maszyn.
— To sprawka tubylców! — ryknął.
Odtrącił rękę operatora i sam wygramolił się z dziury. W pośpiechu zbliżył się Ayns i Wembling pokazał mu otwór.
— Musieli prześliznąć się w nocy. Chcę, żeby cały teren otoczono oświetlonymi posterunkami wartowników.
— Nie mamy dość ludzi — zaprotestował Ayns.
— Ale będziemy mieli. Chcę, żeby posterunki działały już od tego wieczora.
Odwrócił się i spojrzał na inną maszynę, która ich mijała z łoskotem. Wtem skoczył w jej stronę.
— Staaać! — wrzasnął.
Maszynę aż zarzuciło, ale zatrzymała się kilka centymetrów od tubylca, który wyskoczył nie wiadomo skąd i rzucił się jej pod koła.
Kiedy Wembling biegł w jej stronę, operator pochylił się nad tubylcem.
— Nic mu się nie stało — powiedział. — Położył się tam, żeby przeszkadzać w robocie. Niech mi pan pozwoli go przejechać i skończą się te wygłupy.
— Pan chyba oszalał! — ryknął Wembling. — Takie coś może mnie kosztować utratę uprawnień! Nie mogę sobie pozwolić, by któremuś z nich coś się stało i oni o tym wiedzą. Oni też muszą uważać, by nam nic się nie stało i o tym również wiedzą. Weźcie go i wrzućcie do lasu. W przyszłości uważajcie na takie rzeczy.
Skinieniem ręki przywołał kilku robotników, którzy podnieśli tubylca i odeszli. Operator wdrapał się na maszynę, ale nim zdążył ją uruchomić, wyskoczył nagle jakiś inny tubylec i rozciągnął się przed jej kołami.
— Ta robota przestaje mi się podobać — warknął operator.
Wembling nie zwrócił na to uwagi. Dostrzegł właśnie jakieś dziwne poruszenie na skraju lasu. Podniósł lornetkę do oczu i puścił się pędem w tym kierunku. Zanim tam dotarł, jedna z maszyn uniosła się w górę, by przewrócić się do tyłu, kiedy z łoskotem zwaliło się na nią jakieś drzewo.
— Na tym drzewie był tubylec — paplał operator jak najęty. — Przymocował pnącze do obracającego się bębna wyciągu. Nie sądziłem, że takie marne pnącze może zaszkodzić tak dużej i ciężkiej maszynie. Zanim zdążyłem wrócić i wyłączyć bęben…
Читать дальше